Następny dzień zaczął się dość wcześnie. Już o 6 rano Junior przypomniał sobie, że Miś-Podróżnik gdzieś przepadł. No cóż trzeba jakoś zacząć ten dzień. Niestety pogoda za oknem nie nastraja zbyt optymistycznie – jakby to dyplomatycznie ująć? Jest typowo brytyjska
.
Wczesna pobudka ma jedną zaletę – postanawiamy rano zwiedzić katedrę (bo cóż można robić do 8.30 kiedy to wydają śniadanie). Kolejna miła niespodzianka – do 9.30 nie pobierają opłat za wstęp. Czyli zgodnie ze starym porzekadłem – Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje – w tym przypadku daje trochę zaoszczędzić
.
Katedra w Lincoln robi na nas jeszcze lepsze wrażenie niż ta w Ely. Jest większa, bardziej dostojna. Dodatkowo zwiedzamy ją zupełnie sami. No i za darmo
(czyli w naszym przypadku 20 funtów do przodu). W katedrze spędzamy prawie godzinę co na naszego juniora, który zagląda w każdy kątek ale tempem błyskawicy jest naprawdę niezłym osiągnięciem. Trochę fotek katedralnych:
Oraz okolicznych uliczek:
Niestety pogoda wcale się nie poprawiła a nawet jest gorzej. Odpuszczamy spacer po uliczkach Lincoln i wracamy do pensjonatu na śniadanie. Po posiłku pakujemy manatki i jedziemy dalej na północ.
Niestety leje przeokrutnie co nie przyspiesza tempa naszej podróży. Pierwszy pitstop mamy w Yorku. Mimo soboty w mieście dość duży ruch. Jednak udaje nam się zaparkować w miarę blisko starego miasta. Tutaj też leje okropniście więc pierwsze kroki kierujemy do katedry spacer zostawiając na ewentualne później. Ponieważ godzina jest już późniejsza tutaj niestety musimy wyskoczyć z kasy – nasz portfel odchudził się o 22 funty. Za to nasz młodzian dostaje (w depozyt) zestaw, który ma mu umilić zwiedzanie – karta z zadaniami i zestaw odkrywcy – plecak a w nim szkło powiększające, lornetka, miarka, kredki. Zadania polegają na tym, że coś trzeba pokolorować, coś znaleźć, coś zmierzyć, coś policzyć. Bardzo fajna sprawa. Trochę musimy pomóc z tłumaczeniem bo karta jest tylko po angielsku ale i tak młody świetnie się bawi (my przy okazji też). W trakcie zwiedzania podchodzi do nas jeden z przewodników i zaprasza na specjalne zwiedzanie katedry dla rodzin z dziećmi. Właściwie mieliśmy już wychodzić ale junior bardzo chce. Więc znów bawimy się w tłumaczy, liczymy słonie, gapimy się w sufit itp. Podczas gdy dzieci wykonują zadania przewodnika dorośli mogą co nieco posłuchać o katedrze. Cała operacja trwa ok. 45 minut.
Niestety przez czas naszego pobytu w katedrze pogoda nie poprawiła się ani trochę. Z żalem odpuszczamy spacer po mieście, w supermarkecie po drodze robimy małe zakupy i ruszamy na północ. Fotki katedry poniżej:
Do wysokości Newcastle pogoda jest fatalna – leje, wieje, zimno. Za Newcastle zaczyna się wypogadzać co dobrze wróży naszemu następnemu przystankowi a jest nim Holy Island. Udaje nam się dostać na wyspę przed przypływem . Jest niestety dość późno więc czasu starcza jedynie na zwiedzenie opactwa. Do zamku nie udaje nam się dotrzeć ale z daleka wygląda na to, że jakaś część jest w remoncie. Tutaj pierwszy raz wykorzystujemy nasze karty Historic Scotland dzięki czemu na wstępie oszczędzamy 50%. Opactwo bardzo nam się podoba. Junior z radością hasa po wypielęgnowanym trawniku. Ponieważ jest dość późno musimy pilność czasu żeby zdążyć opuścić wyspę przed przypływem. Opactwo na zdjęciach przedstawia się tak:
Jako jedni z ostatnich opuszczamy parking. Zatrzymujemy się na lunch w pobliskiej gospodzie. Po posiłku wracamy w kierunku wyspy pokazać juniorowi na czym w praktyce polegają pływy.
Zjawisko to robi na nim spore wrażenie. Gdy woda coraz bardziej zalewa nam buty pakujemy się do auta i jedziemy do Edynburga. Bez większego kłopotu znajdujemy wynajęte mieszkanie, odbieramy klucze i oddajemy się błogiemu lenistwu.