Kolejny dzień wita nas … słońcem. Może nie jest zbyt ciepło ale bure chmury wreszcie poszły sobie precz i jest naprawdę ładnie. To dobry prognostyk przed dalszą podróżą na północ.
Pakujemy manatki i jedziemy do Dunfermline zwiedzić tamtejsze opactwo a właściwie to co z niego zostało. Dzięki Historic Scotland wstęp znów za free . A zostało z niego mniej więcej tyle:
Potem planowaliśmy odwiedzić Glamis Castle. Jednak poczytaliśmy trochę w internetach i na planach się skończyło. Po tym co zobaczyliśmy wydawało nam się, że to taki bardziej pałac niż zamek a na dodatek zwiedzanie tylko z przewodnikiem w zorganizowanych grupach. Zdecydowanie nie dla nas. W zamian pojechaliśmy do Dunnotar Castle. To miejsce nie było w naszych planach. Małż wypatrzył je w jakimś folderze w mieszkaniu w Edynburgu i stwierdził, że to kwintesencja Szkocji – zamczysko nad morskim urwiskiem. Miejsce rzeczywiście jest bardzo fajne i warte odwiedzenia (nie wiem dlaczego nasz przewodnik nawet nie zająknął się na jego temat). Trzeba się tylko przygotować na to, że mocno tu wieje. Sam zamek to w dużej mierze ruina – ale stylowa – a do tego oferuje fantastyczne widoki:
W zamku spędzamy dużo czasu (wiadomo – junior zagląda w każdy kątek). Potem schodzimy na plażę:
A potem jeszcze na pobliski cypelek żeby obejrzeć zamek z nieco większej perspektywy.
Pakujemy się do auta i jedziemy dalej w stronę Loch Ness. Późnym popołudniem meldujemy się w Durmnadrochit.