Nie będę opisywać całej podróży, bo miejsca powtarzają się w moich i innych relacjach.
Wrzucam szczegóły, które mogą się komuś przydać i relację z naszego tegorocznego odkrycia- Fourni Korseon.
Podróż własnym autem odbyła się w dniach 01-24.092023.
Jako, że 1 września Mirek miał urodziny na pierwszy nocleg chcieliśmy dojechać w miarę wcześnie i w miejsce w jakiś sposób atrakcyjne. Zarezerwowałam hotel- statek na Dunaju w Budapeszcie, Grand Jules - Boat Hotel z widokiem na Parlament. Po południu ten brzeg rzeki jest pięknie nasłoneczniony, a po zmroku budynek i sąsiednie mosty- podświetlone. Nabrzeże w tym miejscu umożliwia bezpłatne zaparkowanie auta na wysokości statku. Liczyliśmy też na możliwość zakupienia hungarskiego winka i delektowania się nim na rozstawionych na deku stolikach. Tak było 2 lata temu w drodze powrotnej z Grecji. Tym razem klapa na całej linii.
Na dwa dni przed przyjazdem, czyli jak rezerwacja stała się nieodwracalna, hotel poinformował, że parkowanie jest możliwe tylko do 6.00 rano, bo potem zaczyna się maraton. Czyli auto trzeba przestawić na płatny parking gdzieś w mieście i wrócić pieszo na śniadanie. Zawracanie głowy, ze śniadania zrezygnowaliśmy. Na miejscu dowiedzieliśmy się, że nie prowadzą już sprzedaży alkoholu, możemy napić się coli. A z pokładu górnego zniknęły stoliki i krzesełka, można sobie pościelić kocyk. I to wszystko za 110€. Zazgrzytałam zębami. Wieczoru nam nie popsuli, ale więcej tam nie wrócimy.
Pierwszy grecki cel to Pefki na północy Evii. Wszystkie nasze dotychczasowe noclegi na tej wyspie były w Loutra Edipsou. Tym razem ulokowaliśmy się w pensjonacie Asmini Studios, który bardzo polecam. Czyste i wygodne mieszkanka z aneksem kuchennym i widokiem na przeciwległy brzeg i Skiatos. Przyzwoite śniadanie można zjeść na dole przy nabrzeżu lub w koszyku przynieść sobie na balkon.
W odległości kilkudziesięciu metrów klimatyczne knajpki.
Plaża może doopy nie urywa, ale zawsze można się gdzieś przemieścić.
Pierwszy wieczór na balkonie wprawił nas w dobry nastrój. Okazało się, że naszymi sąsiadami będą rodacy z tego samego województwa, którzy znają Grecję nie gorzej od nas. Było więc o czym pogadać, ale mus przecież obejrzeć prognozę pogody.
I tu zonk. Będzie załamanie pogody. Zaczynają przychodzić nie tylko sms-y, ale głośne alerty na ekranie telefonu, ostrzegające przed ulewami i huraganem. Właścicielka hotelu roznosi świeczki, bo przewidywane są przerwy w dostawie energii.
Zdarzyło nam się już w Grecji zmieniać plany z powodu złej pogody, ale zwykle burza trwała kilka godzin. Tym razem do piekła trafiliśmy na cztery doby. Cały czas ciemno, ściana wody z nieba, grzmoty i błyskawice bez przerwy dzień i noc. Jak się okazało byliśmy i tak w dobrym miejscu, bo centrum cyklonu znajdowało się po przeciwnej stronie zatoki w rejonie Volos. Nie mieszkaliśmy pod wysoką górą, a spływające błoto z kamieniami wybrało sobie inne koryto niż nasza posesja. Dzięki temu nasze auto nie odpłynęło.
Zawsze marzyłam o tym, żeby tak nic nie robić tylko leżeć i czytać. Teraz dostałam taką możliwość, czytałam przez cztery dni.
Raz zdarzyło, ze tylko padało i można było iść do knajpy, zrobić zakupy i rozejrzeć się po wsi.
Tak wyglądała najbliższa okolica.