No to startujemy!
Kraków 16-07-2011 godzina 7:00, jedziemy dwoma samochodami: VW Jetta TSI 122KM i Citroen C3 Picasso 95KM .
Przed nami 1180 km na wyspę Ciovo do miasteczka Okrug Gornji. Sprawa skomplikowała się już miesiąc wcześniej, gdy okazało się, iż kierowca citroena, szwagier, nie może jechać w tym terminie i dojedzie tydzień później. Szwagierka nie czuła się na siłach prowadzić całą drogę. Na szczęście wyręczył ją w tym mój syn (czyli jej siostrzeniec), więc... pomykamy!
Ostatnie tankowanie przed granicą w Chyżnem robimy na stacji BP, gdyż ze względu na ceny benzyny u sąsiadów planujemy tankować dopiero w Chorwacji.
Granicę słowacką mijamy około 9:00, bo... w citroenie zacięła się nawigacja i szwagierka pojechała prosto na Zakopane, zamiast skręcić na Chyżne. Na szczęście - jako "kierownik wycieczki" - zadbałem wcześniej o komunikację radiową pomiędzy samochodami w postaci 2 radiotelefonów PMR o zasięgu, jak się okazało, do 2,5km na autostradzie, więc udało się citroena dość szybko naprowadzić na właściwą ścieżkę. Przed granicą zrobiliśmy reset felernej nawigacji i ta zaczęła wrescie pracować po ludzku.
Zatem jako się rzekło pędzimy dalej... Pędzimy to trochę za dużo powiedziane, bo kurczowo trzymamy się przepisów w Słowacji:
Zgodnie z prawem mijamy mniejsze sioła i większe metropolie:
A także luzacko pozwalamy sobie na postoje z kawką i drobną przekąską:
Bańską Bystrzycę mijamy bez komplikacji zjeżdżając z płatnej R1 zaraz za Tesco na bezpłatną 69 w kierunku na Zwoleń i granicę Sahy, gdzie meldujemy się około 13 z minutami. Węgierską ziemię prawie, że całujemy, bo jednak, co by tu nie mówić jeżdżenie zgodnie z przepisami jest cokolwiek długotrwałe tym bardziej, że nie dopuszczamy do nawet najmniejszych odchyleń na liczniku, aby przypadkiem nie uszczuplić budżetu. Na granicy maszerujemy miarowym krokiem po e-matrice i... szybko wracamy bez nich do samochodu, gdyż nie można za nie zapłacić kartą!!
Zatem następna okazja to stacja MOL w Retsag. Na szczęście tu obyło się bez cywilizacyjnych utrudnień i z radości kupiliśmy nawet od razu e-matrice na drogę powrotną. Sprzedawca na stacji benzynowej władał w zasadzie 2 językami: węgierskim i... polskim, więc transakcja przebiegła szybko, sprawnie i bez kłopotów.
Uzbrojeni w e-matrice, z podniesionym czołem grzejemy więc w kierunku autostrady M2 nie zapominając rzecz jasna o regeneracji organizmu:
cdn.