Od razu uprzedzę- to nie będzie ani długa relacja ani szczególnie bogata.
No bo o czym tu szeroko pisać?
O tym, co już inni opisali, widzieli i obfocili?
O tym, co już znane, przeoglądane i oklepane?
Skupię się na tym, czego nie widziałem jeszcze na forum i co widziałem po swojemu.
Ciężko po tylu relacjach i zdjęciach (niektóre wryły mi się w pamięć głęboko- zwłaszcza zdjęcia Helen...) z Pagu wymyślić coś nowego.
I trochę ponarzekam- dla zdrowej przeciwwagi- bo jest na co. W ciągu kolejnych wizyt w CRO człowiek wyrabia sobie coraz szersze pojęcie i zdanie o tym, co zdążył już zobaczyć i podejrzeć.
A że należę do ludzi wnikliwie obserwujących i szukających głębiej, pytających a może i nawet uparcie drążących, więc nieco ten cały obraz się zdążył wyklarować, także zamiast samych zachwytów (które są co do krajobrazu słuszne) będą i mniej miłe uwagi.
A wszystko zaczęło się od tego, że miała być Grecja i Albania...
A wyszedł Pag- no więc wszystko było... na "opag".
Nie było źle, ale jednak w pamięci miałem cały czas zdjecia z Lefkady i to mnie męczyło non stop, gdyż w zestawieniu z Pagiem Lefkada cały czas w mojej głowie wygrywa...
Nie będę tłumaczył wszystkich przyczyn zmiany planów.
Wystarczy, że zamiast dwóch uczestników wyjazdu nagle pojawił się trzeci- co już zaburzyło schemat i plany, ale gdy jeszcze doszły problemy urlopowo-czasowe, to niestety, ale bliskość CRO zwyciężyła.
O tym, że jak jednak CRO- to na pewno PAG- zdecydowały wasze - drodzy Cromaniacy- relacje.
Zwłaszcza dwa zdjęcia Helen- z plaży Beritnica i sąsiedniej.
To tkwiło i wierciło z głowie- jako taki plan rezerwowy.
Poza tym, już tyle razy ten Pag oglądałem z gór jadąc do czy wracając z CRO przez jedną z najpiękniejszych tras górsko-nadmorskich Europy, czyli przez Ostarijska Vrata do Karlobagu, że po prostu w końcu musiałem zobaczyć z bliska tę pustynię kojarzącą się bardziej z Saharą lub stepami Azji niż z Chorwacją.
No i jeszcze poza tym, po zwiedzeniu całego wybrzeża CRO przyszła pora na wyspy a na Pagu jeszcze nie byłem...
Wyjazd był niemal kopią tego sprzed 2 lat, tyle że wyjechaliśmy 1.07 a nie dzień wcześniej.
Tym razem postanowiłem zaliczyć osławioną drogę węgierską czyli nr. 86 przez Csorną.
Wszystko poszło jak po masełku- wybrałem wariant wieczorno- nocny na dojazd do granicy z CRO- głównie dlatego, że był weekend i początek lipca, więc na remontowanej 86, na wspomnianych na forum światłach regulujących ruch mogło być różnie.
Okazało się to strzałem w dziesiątkę, gdyż przejazd był i szybki i przyjemny. Po drodze w jednej wsi mieliśmy rzadką okazję widzieć gniazdo bocianie z aż trzema bocianami.
Węgry wieczorem na wsiach- zresztą już od popołudnia - to tereny niemal wymarłe- ani żywego ducha...
Widok ludzia -a zwłaszcza dwóch- idących po ulicy był niemal sensacją.
Cały niemal czas widać było na zachodzie początki Alp austriackich, widoczność była znakomita.
Trasa autostradą przez Słowację z Żyliny do Bratysławy też była ok, poza deszczem i zmienną pogodą, ale przelotne chmurzyska ustąpiły i dało to dodatkowy efekt świetlny.
Wieczorem ok. 22 wjazd do Chorwacji- bez niczego- znaczy tylko otwarcie drzwi z tyłu- czy aby nie przemycamy kogoś "w takim wielkim aucie"... (VW Transporter T4).
Potem Zagrzeb nocą w weekend z zaliczeniem nocnego widoku na ładną katedrę w samym centrum.
A potem autostrada - niedługie spanko i o świcie dalej- ku morzu.
Postój nr. 1 oczywiście w Plitwicach, gdzie o 6:00 rano jest cholernie chłodno - tylko +8st C ale za to jak rześko...
Już od górek za Karlovacem były mgły. Te mgły w górach dały iście piękną oprawę na początek tego wyjazdu w upał lipca.
I bajecznie udekorowały chorwackie góry oraz doliny. A w Plitvicach i dalej było już mniej mgiełek. Słońce szybko je wypłoszyło.
Lubię jeden widok na Plitvice- ze ściezki całkiem poniżej obleganych szlaków i wejść. Jest on tuż przy drodze obok pensjonatu stojącego samotnie przed pierwszym wejściem do parku.
Lubię tam stanąć na skarpie i w spokoju, bez ludzi popatrzeć na dolne kaskady i pustą dolinę leżącą u mych stóp.
W tym właśnie miejscu spotkałem się z Plitvicami po raz pierwszy przed laty i tu zawsze chętnie wracam.
Jeszcze jedna rzecz, która mnie zdziwiła, to gliniarz z radarem stojący w "szczerym polu" przed Slunjem. Tyle że...o 4:30 rano!!!
Tam często stoją, przy powrocie też stali (jeszcze o tym będzie).
Postój nr. 2 to już Ostarijska Vrata- moje ulubione miejsce w tym kraju.
Jeśli będzie kiedyś jakiś rating czy głosowanie lub ranking na najpiękniejsze trasy górskie w CRO, to mój nr. 1 to oczywiście wjazd na Sv. Jure ale nr. 2 to zjazd z Ostarijskich Vrat nad morze...
Jutro zdjęcia a teraz spać.
Pozdrawiam.