Witam wszystkich.
Zauważyłem, że ten dział ma chyba największą popularność. Ja również lubię czytać relacje i wiele się z nich dowiedziałem, dlatego też postanowiłem stworzyć własną.
To moja pierwsza w życiu relacja z pierwszej w życiu wyprawy do Chorwacji, w dodatku moja rodzinka (ze mną włącznie) jest raczej "plażolubna", więc za dużo tego nie będzie. Dlatego proszę o wyrozumiałość. Za rok będzie i dłużej, i więcej atrakcji, bo w planach jest Makarska.
Pomysł wyprawy na Chorwację zrodził się w naszych głowach już w ubiegłym roku, ale wtedy z powodu strasznie wysokiego kursu euro i mocno nadszarpniętego po wymianach 2 samochodów budżetu skończyło się na polskich górach. Ale zaraz po powrocie z wyjazdu, w połowie lipca, zaczęły się przygotowania do przyszłorocznej wyprawy. Jako że miał to być nasz pierwszy raz za granicą (nie licząc małego epizodu na Słowacji), postanowiliśmy jechać gdzieś blisko. Po przeczytaniu kilkuset postów na forum, obejrzeniu tysięcy zdjęć na Google Earth wybór padł na Rovinj. Dlaczego? Zachwycił nas widok starówki, położenie i mnóstwo pozytywnych opinii cromaniaków.
Rozpoczęły się przygotowania: szukanie informacji o samym Rovinj i całej Istrii, miejsc wartych zwiedzenia, informacji o cenach, kwaterach itd. Czyli w skrócie: codzienne, nałogowe wręcz, czytanie forum cro.pl. No i oczywiście trasa: czy jechać przez Węgry czy przez Austrię? Szybko jednak zwyciężyła opcja przez Austrię z kilku powodów. Po pierwsze nie planowałem noclegu, więc mieliśmy się poruszać głównie autostradami. Po drugie w sierpniu 2009 właśnie oddano nowiutką obwodnicę Mariboru, więc odpada jazda przez centrum. No i po trzecie w planach powrotnych była Słowenia. Pozostało jeszcze wyrobić córkom paszporty, zakupić buty plażowe (potem żałowałem, bo w Chorwacji były tańsze i o wiele większy wybór), dokupić ze 2 nowe torby turystyczne - no i na koniec zwykłe pakowanie. No, może nie takie zwykłe, bo ledwo to się wszystko w samochodzie upchnęło. Pomyślałem, że sedan, nawet duży, to nie najlepszy pomysł na taką wyprawę - za rok chyba kupię jakiegoś Żuka czy innego Lublina . Oczywiście oprócz ubrań (chyba ze 3 zestawy na każdy dzień) dziewczyny musiały pozabierać pluszaki rozmaitej maści w ilości kilkunastu sztuk! No i jedzenie, którego połowa wróciła
Okazało się, że urlop żony skrócił się do 10 dni, więc z dłuższych planów zrobiło się ledwie 7 dni na wyjazd. Ale dobre i to!
Po gorączkowych przepakowywaniach i upchnięciu wszystkiego w bagażniku, jak również w środku (głównie pluszaki), wyruszyliśmy - dokładnie 4 lipca ok. 10tej.