Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Vodice i okolice 2009

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
HAncur
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 695
Dołączył(a): 29.03.2010
Vodice i okolice 2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) HAncur » 31.03.2010 19:53

Witam wszystkich,
Czytam Wasze relacje z Cro i nabrałam chęci podzielić się z Wami swoją zeszłoroczną przygodą z Chorwacją. Było to moje prawdziwie pierwsze spotkanie z Chorwacją, choć już kiedyś jechałam Jadrańską magistralą, zaraz przed Wojną.

No to próbuję:

Po kilkuletnich sporach z moją brzydszą połową ("Bałtyk jest najwspanialszy, wakacje tylko nad polskim morzem"). której obrzydła temperatura wody w morzu +7, a powietrza +15 w środku lata, zdecydowaliśmy ruszyć na podbój Chorwacji.
Nasz wybór padł na Dalmację, ponieważ ja stwierdziłam, że mogę jechać w każde miejsce w Chorwacji pod warunkiem, że będzie blisko do PN rzeki Krka.
Z pomocą znajomych, którzy byli przed nami, wybraliśmy kwaterę w Vodicach - kwatera sprawdzona (my z dziećmi, a ja nerwowo bym nie wytrzymała jadąc w ciemno), no i do PN Krka rzut beretem.
Z racji przedszkolnego wieku latorośli wybraliśmy wrzesień.

Uczestnicy wyprawy:
Tomaszek - mąż,
me,
Latorośle w liczbie 2 (4 i 6 lat)
Papa Smerf - dziadek latorośli
wóz - "niemiecki polonez" opel astra, z zamontowaną "marzenką" (tak Latorośle ochrzciły GPS)


Dzień I:
Z Warszawy wyjechaliśmy o 5.30 i o 10 dojechaliśmy do Bielska-Białej. tam godzinna przerwa na jeszcze jednego członka naszej wyprawy. Po zapakowaniu wszystkich do samochodu ruszyliśmy na Cieszyn, a potem na Żylinę. Droga przez Słowację mile mnie zaskoczyła - pewnie dlatego, że jako "nowa i szybka" zapłaciłam podwójnie za tę przyjemność (słowacką winietę zniszczyłam, zanim nakleiłam i musiałam kupić nową).
Potem Austria, kierunek Graz, gdzie mieliśmy nocleg w OEKOTEL.

Dzień II:
W planach było zwiedzanie Grazu, ale na planach się skończyło, bo wszyscy chcieli nad mooooooorze!!!!!!!!!
No to ruszyliśmy przez słynny objazd w Słowenii, choć "marzenka" z uporem maniaka kierowała nas na autostradę. W Słowenii wszystkich zachwyciły słupy pod trakcję elektryczną, którymi były pozbawione gałęzi w miarę proste proste drzewa (da się bez betonu?).

Po przekroczeniu granicy Schengen (dlaczego nikt nie przybił nam pieczątek? :cry: ) wylądowaliśmy wreszcie w Chorwacji.

Droga do Vodic minęła szybko: zero korków, zero tirów, wszyscy (z wyjątkiem jakiegoś gostka z rejestracją GDA...) jadą 130km/h - po prostu żyć nie umierać :wink:

Do Vodic dojechaliśmy koło 16-tej. Apartament milusi, gospodarze również, a na stole własnej roboty winko białe i czerwone, a dla Latorośli woda.

Wypakowaliśmy jako tako bagaże z opla i "biegiem" nad Adriatyk. Po drodze zaliczona lodziarnia na ryneczku - lody tanie, gałki duże, ale smak - beznadziejny. Za to pizza - duża, niedroga i smaczna. Latorośle i Tomaszek zamoczyli nogi, bo słoneczko już zaszło, ale obiecali, że rano skoro świt ruszą na plażę.

Dzień II:
Spędzony na plaży (przeze mnie) i w wodzie (przez resztę towarzystwa).
Zaopatrzeni w karimaty, buty do wody i akcesoria do pływania i opalania ruszyliśmy na podbój morskich głębin i płycizn. W planach cały dzień, w rzeczywistości pół dnia - słoneczko jednak trochę za mocne jak na pierwszy dzień.
Obiadek w uroczej knajpce na ryneczku, gdzie gości obsługiwało dwóch kelnerów przypominających Don Kichote i Sancho Pansę. Latorośle zażyczyły sobie pomidorówkę, którą dostały w emaliowanym, obitym garnku - były zachwycone. Ja oczywiście kalmary, a mężczyźni mięcho (oni tych świństw jeść nie będą). I do tego dla dorosłych Velka Laśka (mniam).
Wieczorem lody, już gdzie indziej (PYCHA) i spacerek po nadbrzeżu.

Dzień III:
Dzień wcześniej słoneczko dało do wiwatu, w związku z tym postanowiliśmy się ruszyć w jedną z zaplanowanych wycieczek. Padło na Szybenik. Super miasteczko, z jednym małym "ale". Wjechało się do niego super, ale wyjechać był już problem. Ale to może kwestia kierowcy? - tzn.mnie :wink:

Na początek zaliczyliśmy twierdzę św. Michała - wejście 20kn, ale przy wejściu znajdują się opisy w języku polskim.

Widok z góry piękny, na zatokę i Szybenik oraz na cmentarz tuż pod twierdzą.

Potem katedra w Szybeniku, gdzie dla plażowiczów przygotowano pomarańczowe fartuchy do osłonięcia nagości (my byliśmy przygotowani). W środku trafiliśmy na hiszpańską wycieczkę, więc co nieco podsłuchaliśmy :D Latoroślom najbardziej podobał się wiadomość, że mają rękę św. Krzysztofa (a podobno go nie było????), a dorosłym całość.

Po wyjściu zaczął się maraton fotograficzny katedry, domów, murów, zaułków i oczywiście obowiązkowego zdjęcia z naszej-klasy (jakaś wydumana poza w wąskiej uliczce) :D
Spacerując uliczkami większymi i mniejszymi, zachwycaliśmy się detalami, a Latorośle szukały lodów, ale nigdzie im nie pasowało, bo było za mało smaków (jakieś 10 lub 12). W końcu trafiliśmy na najlepsze lody czekoladowe, zaraz po "wyjściu" ze starego miasta. W dodatku dzieci dostały po chorwackiej chorągiewce (niejadalnej).
powrót był koszmarny, jak w pętli czasu. Jakbym nie skręciła, zawsze lądowałam w tym samym miejscu.
W końcu, po wprowadzenie w życie powiedzenia "koniec języka za przewodnika" wyjechaliśmy na drogę do Vodic, w połowie której stoi dziwny pomnik - faceta z rękami podniesionymi do góry. Podobno to na pamiątkę jakiegoś bohatera z ostatniej wojny.
A propos wojny. W Vodicach i okolicach z plakatów uśmiechał się pan w wojskowym mundurze. Myśleliśmy, że to plakat wyborczy, a po powrocie okazało się, że z plakatów uśmiecha się jeden z panów sądzonych w Hadze za ostatnią wojnę.

Dzień IV:

Opuszczamy plaże i wyjeżdżamy (na 1 dzień) w góry. Przed nami PN Paklenica i jaskinia Manita Peć. To drugi obowiązkowy, po Krka, punkt naszych wakacji.
Przyjechaliśmy i od razu natknęliśmy się na .... niezadowolonych Polaków, jęczących że drogo :evil: Ciekawe, czy byli w TPN. Bilety zakupione, samochód pozostawiony na parkingu, zaczyna się górska podróż. W Paklenicy są wspaniałe ściany wspinaczkowe, na których (widzieliśmy) pełno małych i dużych wspinaczy. jest tam też były bunkier Tito, ale był zamknięty dla zwiedzający - trwały jakieś prace.
Mija wspinaczy, naszym celem jest jaskinia Manita Peć. Co prawda przeczytałam w przewodniku, że tam się idzie i idzie po górę, że hej, ale przewodnik napisał Angol, więc się nie zna. Zresztą droga po kilkuminutowej wędrówce pod górę po kamiennej ścieżce przechodzi w leśną alejkę. po prostu spacerek w leśnej głuszy. raczej nie głuszy, bo zewsząd słychać milion owadów - dźwięk cykad, ale co to to, to nie zobaczyliśmy. Wycieczka wspaniała, jak do tej pory, ale znów niezadowoleni Polacy (oni już wracają). Na nasze pytanie, czy daleko jeszcze do jaskini, pada odpowiedź: "20 minut do rozwidlenia, potem 40 minut pod górę, a potem trzeba jeszcze zapłacić wejściówkę". Ręce i wszystko opada, a człowiek nie ma zamiaru przyznawać się do RP.
My jednak idziemy dalej. Do rozwidlenia dochodzimy i rzeczywiście jest napisane, że 40 minut jeszcze drogi do Manita Peć. Niby niedaleko, ale jest 12.10, a o 13.00 jest ostatnie wejście do jaskini. Decydujemy się na wejście, bo przecież droga łagodna, w lesie. Zaczyna się wyścig z czasem, bo droga łagodna to była, a las zarz się skończył i zaczęły się górskie widoki, w dodatku z deszczowymi chmurami w tle.
Podziwiam Latorośle, bo całą drogę przebyły na własnych nogach, a było to prawie 550 m. w pionie. Papa Smerf stwierdził potem, że jakby wiedział, jak droga wygląda, to nie zgodziłby się na te wyprawę. A on wie, co mówi - jest goprowcem.
Koniec końcem doszliśmy tam w 37 minut (mnie 5 minut później wciągnęła młodsza Latorośl, bo wymiękłam) i zdążyliśmy. Opłacił się ten cały trud, pot i łzy i co tam jeszcze. Czekaliśmy do 13.15 na ostatnich chętnych, a potem wkroczyliśmy w zaczarowany świat. Bogactwo kształtów, jakie zobaczyliśmy, przyprawia o lekki zawrót głowy. Minusem było to, że oświetlenie było kiepawe, bo przeszkadza nietoperzom. A może po prostu baterie słoneczne więcej nie dawały energii??
W dodatku cuda natury nie odbijały światła, tylko je pochłaniały. Przewodnik miał lampę, która oświetlał co ciekawsze formy, ale jak ktoś się spóźnił z aparatem, to potem nie miał zdjęć :cry:
Jaskinia podobała się całej grupie.
Powrót tą samą drogą był dłuższy, bo nigdzie się nam nie spieszyło. Był czas na podziwianie widoków i utrwalanie ich na karcie.
W tym dniu mieliśmy zahaczyć o Zadar, ale towarzystwo padło od razu, jak wsiadło do samochodu, więc zakończenie dnia było jak zwykle, z jednym wyjątkiem. Kolację skonsumowaliśmy w innej knajpce w Vodicach, której właściciel na wejście pytał:"Deutch, Czek, Polak?", a po uzyskaniu odpowiedzi podawał menu we właściwym języku. Nam towarzystwo delektowało się schabowym z indyka, miesanom miesom i oczywiście kalmarami. A na dobranoc LODY.

Dzień V:
Plecy przestały boleć i można je było wystawić na słońce, poza tym "w końcu przyjechaliśmy nad morze", więc dzień upłynął na vodickiej plaży.
Ale wieczorem wybraliśmy się do Tribunj, 3 km od Vodic. Pieszo, bo ile można jeździć. Po drodze minęliśmy 3 bunkry z ostatniej wojny. Budowniczowie wiedzieli, co robią. Te 3 bunkry miały widok na wejście do zatoki. nikt im nie umknął (chyba).
I trafiliśmy na festyn, gdzie można było posmakować fig , chleba z oliwą i prażonych migdałów. Można było sobie zrobić zdjęcie z osłem (Dalmacja czyż nie?), posłuchać muzyki i pooglądać ludowe stroje. My zaliczyliśmy jeszcze spacer wokół miasta, który trwał jakieś 6 minut. Miasteczko jest położone na wysepce i połączone z lądem kamiennym mostem.
Droga powrotna odbywała się w całkowitych ciemnościach, przy świetle księżyca. niezapomniane przeżycia.

dzień VI:
plaża i spacerki uliczkami Vodic.

Dzień VII:
Nareszcie jedziemy do PN Krka. Wyprawa warta wszystkich pieniędzy. :!:
Nie byłam w Plitwicach, znam je tylko ze zdjęć. Znam też opinie wielu, że to najpiękniejszy park w Chorwacji. Pewnie tam kiedyś zawitam, ale na chwilę obecną nie sądzę, żeby mnie tak zauroczyły, jak Krka.
Jolanda
Cromaniak
Posty: 3553
Dołączył(a): 11.10.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanda » 31.03.2010 20:25

Spróbowałaś i udało się :D Fajna relacja,czekam na C.D.N i Focie,pozdravki
HAncur
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 695
Dołączył(a): 29.03.2010
Vodice i okolice 2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) HAncur » 31.03.2010 22:01

Cieszę się, że komuś się podoba :D.
Postaram się szybko napisać ciąg dalszy, ale na razie "szpital" w domu - Latorośle męczy rota. Muszę jeszcze dojść, jak można wklejać fotki. :(
Marshall
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 310
Dołączył(a): 29.06.2002

Nieprzeczytany postnapisał(a) Marshall » 31.03.2010 22:25

Mój sposób:
- wejdź na stronę http://imageshack.us/
- kliknij "BROWSE" i wybierz zdjęcie z Twojego komputera
- kliknij "Opcje Przesyłania / Zmiana rozmiaru obrazu >>" i zmień rozmiar najlepiej 640x480, lub 800x600 (będzie szybciej, poza tym na forum zdjęcia mniej zajmą miejsca). Następnie klikasz "PRZEŚLIJ TERAZ"
- po chwili otworzy się nowe okno z miniatura Twojego zdjęcia a pod nią linijki z adresami. Kopiujesz cały adres z trzeciej linijki czyli "Kod Forum" i wklejasz do wiadomości na cro.pl.

Skopiuj dokładnie cały ten adres - jest długi. Później go w tej formie wklejasz do okna w którym piszesz posta. Na 100% zadziała.
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 01.04.2010 07:00

HAncur napisał(a):Muszę jeszcze dojść, jak można wklejać fotki. :(


Najprościej na świecie - album na naszym forum

Pzdr
el_guapo
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1560
Dołączył(a): 08.07.2003

Nieprzeczytany postnapisał(a) el_guapo » 01.04.2010 07:34

HAncur napisał(a): Do rozwidlenia dochodzimy i rzeczywiście jest napisane, że 40 minut jeszcze drogi do Manita Peć. Niby niedaleko, ale jest 12.10, a o 13.00 jest ostatnie wejście do jaskini.


Jakbym przeniósł się w czasie do 2006go i odtworzył nasz "rajd" do Manity :lol:

Decyzją męskiej większości wyruszyliśmy na podbój szczytu Anica Kuk. Będąc w połowie drogi, zorientowaliśmy się jednak, iż podchodząc w tym tempie na pewno nie zdążymy do głównej atrakcji parku-jaskini Manita. Droga w dół, kawałek prosto i mordercza wspinaczka do jaskini. Rozpoczęliśmy wyścig z czasem, a stawką było załapanie się do ostatniej grupy zwiedzającej jaskinię. Całość zajęła nam 45min, podczas gdy przewodnik i dane z mapy mówiły o 1,5h samego podejścia.

Obrazek

Zmordowani i mokrzy dotarliśmy do jaskini w momencie gdy kompletowała się ostatnia grupa zwiedzających. Zachłyśnięci sukcesem nie zwróciliśmy uwagi na ludzi przywdziewających polary, kurtki i swetry. Okazało się że w jaskini panuje temperatura 8-12oC co jest niemałym szokiem po wejściu do niej z 30oC upału.

Obrazek


toi dziwny pomnik - faceta z rękami podniesionymi do góry. Podobno to na pamiątkę jakiegoś bohatera z ostatniej wojny.


To Filip Gacina

Oba dva su pala
HAncur
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 695
Dołączył(a): 29.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) HAncur » 01.04.2010 13:43

No to próbuję wkleić zdjęcie Vodic nocą. Jak się uda, będzie cd. :)
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
HAncur
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 695
Dołączył(a): 29.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) HAncur » 01.04.2010 13:47

Udało się - hurra :D :D :D
To teraz zdjęcia ilustrujące moją opowieść z wczoraj :)
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

To pomidorówka po chorwacku.

Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
A to ozdoba z drugiej wspomnianej knajpki (tam, gdzie menu w narodowych językach).
HAncur
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 695
Dołączył(a): 29.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) HAncur » 01.04.2010 13:59

A teraz Sibenik:

Widoki z Twierdzy Michała
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

Obrazek
By hancura at 2010-04-01


Obrazek
By hancura at 2010-04-01

Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

i reszta wspomnień z Sibeniku:

Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

To wnętrze katedry; po prawej stronie relikwiarz z relikwią św. Krzysztofa.

Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

To budynek obok katedry

Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

Podwórko, jak na warszawskiej Pradze.

Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
wspomniany pomnik...
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
... i napis na nim (znalazłam)
HAncur
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 695
Dołączył(a): 29.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) HAncur » 01.04.2010 14:07

A teraz PN Paklenica:

Obrazek
By hancura at 2010-04-01

Ludzie po tym się wspinają, nawet takie nieletnie ludzie 8O .

A teraz parę zdjęć z jaskini.
Obrazek
By hancura at 2010-04-01
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
Obrazek
By hancura at 2010-04-01
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01

i z podejścia/zejścia
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
IMG]http://img694.imageshack.us/img694/1140/p1050226zb.jpg[/IMG]
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
HAncur
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 695
Dołączył(a): 29.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) HAncur » 01.04.2010 14:10

Tribunj:
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
jeden z 3 bunkrów
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
osioł chciał zeżreć figowe ciasteczko Latorośli
Obrazek
By hancura, shot with DMC-FZ18 at 2010-04-01
Dalmatyńska rodzinka, tylko psa w kropki brak :wink:
HAncur
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 695
Dołączył(a): 29.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) HAncur » 01.04.2010 14:12

Do Marshalla:

Wielkie dzięki za podpowiedź!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
rafiboss
Plażowicz
Posty: 8
Dołączył(a): 22.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) rafiboss » 10.05.2010 12:20

Napisz proszę gdzie warto do Vodice pojechać jakiś konkretny namiar?

adres e-mail widoczny tylko dla zalogowanych na cro.pl

Pozdr
Rafał


HAncur napisał(a):Witam wszystkich,
Czytam Wasze relacje z Cro i nabrałam chęci podzielić się z Wami swoją zeszłoroczną przygodą z Chorwacją. Było to moje prawdziwie pierwsze spotkanie z Chorwacją, choć już kiedyś jechałam Jadrańską magistralą, zaraz przed Wojną.

No to próbuję:

Po kilkuletnich sporach z moją brzydszą połową ("Bałtyk jest najwspanialszy, wakacje tylko nad polskim morzem"). której obrzydła temperatura wody w morzu +7, a powietrza +15 w środku lata, zdecydowaliśmy ruszyć na podbój Chorwacji.
Nasz wybór padł na Dalmację, ponieważ ja stwierdziłam, że mogę jechać w każde miejsce w Chorwacji pod warunkiem, że będzie blisko do PN rzeki Krka.
Z pomocą znajomych, którzy byli przed nami, wybraliśmy kwaterę w Vodicach - kwatera sprawdzona (my z dziećmi, a ja nerwowo bym nie wytrzymała jadąc w ciemno), no i do PN Krka rzut beretem.
Z racji przedszkolnego wieku latorośli wybraliśmy wrzesień.

Uczestnicy wyprawy:
Tomaszek - mąż,
me,
Latorośle w liczbie 2 (4 i 6 lat)
Papa Smerf - dziadek latorośli
wóz - "niemiecki polonez" opel astra, z zamontowaną "marzenką" (tak Latorośle ochrzciły GPS)


Dzień I:
Z Warszawy wyjechaliśmy o 5.30 i o 10 dojechaliśmy do Bielska-Białej. tam godzinna przerwa na jeszcze jednego członka naszej wyprawy. Po zapakowaniu wszystkich do samochodu ruszyliśmy na Cieszyn, a potem na Żylinę. Droga przez Słowację mile mnie zaskoczyła - pewnie dlatego, że jako "nowa i szybka" zapłaciłam podwójnie za tę przyjemność (słowacką winietę zniszczyłam, zanim nakleiłam i musiałam kupić nową).
Potem Austria, kierunek Graz, gdzie mieliśmy nocleg w OEKOTEL.

Dzień II:
W planach było zwiedzanie Grazu, ale na planach się skończyło, bo wszyscy chcieli nad mooooooorze!!!!!!!!!
No to ruszyliśmy przez słynny objazd w Słowenii, choć "marzenka" z uporem maniaka kierowała nas na autostradę. W Słowenii wszystkich zachwyciły słupy pod trakcję elektryczną, którymi były pozbawione gałęzi w miarę proste proste drzewa (da się bez betonu?).

Po przekroczeniu granicy Schengen (dlaczego nikt nie przybił nam pieczątek? :cry: ) wylądowaliśmy wreszcie w Chorwacji.

Droga do Vodic minęła szybko: zero korków, zero tirów, wszyscy (z wyjątkiem jakiegoś gostka z rejestracją GDA...) jadą 130km/h - po prostu żyć nie umierać :wink:

Do Vodic dojechaliśmy koło 16-tej. Apartament milusi, gospodarze również, a na stole własnej roboty winko białe i czerwone, a dla Latorośli woda.

Wypakowaliśmy jako tako bagaże z opla i "biegiem" nad Adriatyk. Po drodze zaliczona lodziarnia na ryneczku - lody tanie, gałki duże, ale smak - beznadziejny. Za to pizza - duża, niedroga i smaczna. Latorośle i Tomaszek zamoczyli nogi, bo słoneczko już zaszło, ale obiecali, że rano skoro świt ruszą na plażę.

Dzień II:
Spędzony na plaży (przeze mnie) i w wodzie (przez resztę towarzystwa).
Zaopatrzeni w karimaty, buty do wody i akcesoria do pływania i opalania ruszyliśmy na podbój morskich głębin i płycizn. W planach cały dzień, w rzeczywistości pół dnia - słoneczko jednak trochę za mocne jak na pierwszy dzień.
Obiadek w uroczej knajpce na ryneczku, gdzie gości obsługiwało dwóch kelnerów przypominających Don Kichote i Sancho Pansę. Latorośle zażyczyły sobie pomidorówkę, którą dostały w emaliowanym, obitym garnku - były zachwycone. Ja oczywiście kalmary, a mężczyźni mięcho (oni tych świństw jeść nie będą). I do tego dla dorosłych Velka Laśka (mniam).
Wieczorem lody, już gdzie indziej (PYCHA) i spacerek po nadbrzeżu.

Dzień III:
Dzień wcześniej słoneczko dało do wiwatu, w związku z tym postanowiliśmy się ruszyć w jedną z zaplanowanych wycieczek. Padło na Szybenik. Super miasteczko, z jednym małym "ale". Wjechało się do niego super, ale wyjechać był już problem. Ale to może kwestia kierowcy? - tzn.mnie :wink:

Na początek zaliczyliśmy twierdzę św. Michała - wejście 20kn, ale przy wejściu znajdują się opisy w języku polskim.

Widok z góry piękny, na zatokę i Szybenik oraz na cmentarz tuż pod twierdzą.

Potem katedra w Szybeniku, gdzie dla plażowiczów przygotowano pomarańczowe fartuchy do osłonięcia nagości (my byliśmy przygotowani). W środku trafiliśmy na hiszpańską wycieczkę, więc co nieco podsłuchaliśmy :D Latoroślom najbardziej podobał się wiadomość, że mają rękę św. Krzysztofa (a podobno go nie było????), a dorosłym całość.

Po wyjściu zaczął się maraton fotograficzny katedry, domów, murów, zaułków i oczywiście obowiązkowego zdjęcia z naszej-klasy (jakaś wydumana poza w wąskiej uliczce) :D
Spacerując uliczkami większymi i mniejszymi, zachwycaliśmy się detalami, a Latorośle szukały lodów, ale nigdzie im nie pasowało, bo było za mało smaków (jakieś 10 lub 12). W końcu trafiliśmy na najlepsze lody czekoladowe, zaraz po "wyjściu" ze starego miasta. W dodatku dzieci dostały po chorwackiej chorągiewce (niejadalnej).
powrót był koszmarny, jak w pętli czasu. Jakbym nie skręciła, zawsze lądowałam w tym samym miejscu.
W końcu, po wprowadzenie w życie powiedzenia "koniec języka za przewodnika" wyjechaliśmy na drogę do Vodic, w połowie której stoi dziwny pomnik - faceta z rękami podniesionymi do góry. Podobno to na pamiątkę jakiegoś bohatera z ostatniej wojny.
A propos wojny. W Vodicach i okolicach z plakatów uśmiechał się pan w wojskowym mundurze. Myśleliśmy, że to plakat wyborczy, a po powrocie okazało się, że z plakatów uśmiecha się jeden z panów sądzonych w Hadze za ostatnią wojnę.

Dzień IV:

Opuszczamy plaże i wyjeżdżamy (na 1 dzień) w góry. Przed nami PN Paklenica i jaskinia Manita Peć. To drugi obowiązkowy, po Krka, punkt naszych wakacji.
Przyjechaliśmy i od razu natknęliśmy się na .... niezadowolonych Polaków, jęczących że drogo :evil: Ciekawe, czy byli w TPN. Bilety zakupione, samochód pozostawiony na parkingu, zaczyna się górska podróż. W Paklenicy są wspaniałe ściany wspinaczkowe, na których (widzieliśmy) pełno małych i dużych wspinaczy. jest tam też były bunkier Tito, ale był zamknięty dla zwiedzający - trwały jakieś prace.
Mija wspinaczy, naszym celem jest jaskinia Manita Peć. Co prawda przeczytałam w przewodniku, że tam się idzie i idzie po górę, że hej, ale przewodnik napisał Angol, więc się nie zna. Zresztą droga po kilkuminutowej wędrówce pod górę po kamiennej ścieżce przechodzi w leśną alejkę. po prostu spacerek w leśnej głuszy. raczej nie głuszy, bo zewsząd słychać milion owadów - dźwięk cykad, ale co to to, to nie zobaczyliśmy. Wycieczka wspaniała, jak do tej pory, ale znów niezadowoleni Polacy (oni już wracają). Na nasze pytanie, czy daleko jeszcze do jaskini, pada odpowiedź: "20 minut do rozwidlenia, potem 40 minut pod górę, a potem trzeba jeszcze zapłacić wejściówkę". Ręce i wszystko opada, a człowiek nie ma zamiaru przyznawać się do RP.
My jednak idziemy dalej. Do rozwidlenia dochodzimy i rzeczywiście jest napisane, że 40 minut jeszcze drogi do Manita Peć. Niby niedaleko, ale jest 12.10, a o 13.00 jest ostatnie wejście do jaskini. Decydujemy się na wejście, bo przecież droga łagodna, w lesie. Zaczyna się wyścig z czasem, bo droga łagodna to była, a las zarz się skończył i zaczęły się górskie widoki, w dodatku z deszczowymi chmurami w tle.
Podziwiam Latorośle, bo całą drogę przebyły na własnych nogach, a było to prawie 550 m. w pionie. Papa Smerf stwierdził potem, że jakby wiedział, jak droga wygląda, to nie zgodziłby się na te wyprawę. A on wie, co mówi - jest goprowcem.
Koniec końcem doszliśmy tam w 37 minut (mnie 5 minut później wciągnęła młodsza Latorośl, bo wymiękłam) i zdążyliśmy. Opłacił się ten cały trud, pot i łzy i co tam jeszcze. Czekaliśmy do 13.15 na ostatnich chętnych, a potem wkroczyliśmy w zaczarowany świat. Bogactwo kształtów, jakie zobaczyliśmy, przyprawia o lekki zawrót głowy. Minusem było to, że oświetlenie było kiepawe, bo przeszkadza nietoperzom. A może po prostu baterie słoneczne więcej nie dawały energii??
W dodatku cuda natury nie odbijały światła, tylko je pochłaniały. Przewodnik miał lampę, która oświetlał co ciekawsze formy, ale jak ktoś się spóźnił z aparatem, to potem nie miał zdjęć :cry:
Jaskinia podobała się całej grupie.
Powrót tą samą drogą był dłuższy, bo nigdzie się nam nie spieszyło. Był czas na podziwianie widoków i utrwalanie ich na karcie.
W tym dniu mieliśmy zahaczyć o Zadar, ale towarzystwo padło od razu, jak wsiadło do samochodu, więc zakończenie dnia było jak zwykle, z jednym wyjątkiem. Kolację skonsumowaliśmy w innej knajpce w Vodicach, której właściciel na wejście pytał:"Deutch, Czek, Polak?", a po uzyskaniu odpowiedzi podawał menu we właściwym języku. Nam towarzystwo delektowało się schabowym z indyka, miesanom miesom i oczywiście kalmarami. A na dobranoc LODY.

Dzień V:
Plecy przestały boleć i można je było wystawić na słońce, poza tym "w końcu przyjechaliśmy nad morze", więc dzień upłynął na vodickiej plaży.
Ale wieczorem wybraliśmy się do Tribunj, 3 km od Vodic. Pieszo, bo ile można jeździć. Po drodze minęliśmy 3 bunkry z ostatniej wojny. Budowniczowie wiedzieli, co robią. Te 3 bunkry miały widok na wejście do zatoki. nikt im nie umknął (chyba).
I trafiliśmy na festyn, gdzie można było posmakować fig , chleba z oliwą i prażonych migdałów. Można było sobie zrobić zdjęcie z osłem (Dalmacja czyż nie?), posłuchać muzyki i pooglądać ludowe stroje. My zaliczyliśmy jeszcze spacer wokół miasta, który trwał jakieś 6 minut. Miasteczko jest położone na wysepce i połączone z lądem kamiennym mostem.
Droga powrotna odbywała się w całkowitych ciemnościach, przy świetle księżyca. niezapomniane przeżycia.

dzień VI:
plaża i spacerki uliczkami Vodic.

Dzień VII:
Nareszcie jedziemy do PN Krka. Wyprawa warta wszystkich pieniędzy. :!:
Nie byłam w Plitwicach, znam je tylko ze zdjęć. Znam też opinie wielu, że to najpiękniejszy park w Chorwacji. Pewnie tam kiedyś zawitam, ale na chwilę obecną nie sądzę, żeby mnie tak zauroczyły, jak Krka.
HAncur
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 695
Dołączył(a): 29.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) HAncur » 18.05.2010 20:54

Ciąg dalszy "opowieści", ale bez zbędnych słów, bo nigdy nie skończę :cry: :oops:
Ostatnio edytowano 18.05.2010 21:07 przez HAncur, łącznie edytowano 1 raz
HAncur
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 695
Dołączył(a): 29.03.2010

Nieprzeczytany postnapisał(a) HAncur » 18.05.2010 21:05

Park Narodowy rzeki Krka:

Cud stworzony nie ludzką ręką. Zieleń, woda, trawertyn i pełno Polaków :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Następna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Vodice i okolice 2009
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone