Z wakacji wróciłem już jakiś czas temu, ale nie mogłem zebrać się do tego by napisać jakąś, choć krótką relacje. Postanowiłem więc się poprawić Chyba już wspominałem że planowałem wyjazd na Bałkany - zaplanowane miejsca do zobaczenia, ale nie noclegi - termin 2-ga połowa sierpnia jest na tylebezpieczny że odpuszczając główne kurorty (mnie one mało interesują) można być pewnym znalezieniu noclegu.
W planie były BiH - Czarnogóra - Chorwacja - Albania - Macedonia i Serbia.
Zaczęliśmy w piątek ok. 15 kiedy to wyjechaliśmy ze Stolicy - o dziwno nie było wybitnie korkowo. Problem zaczął się na Śląsku gdzie troszeczkę staliśmy w korkach. Słowacja poszła gładko. Na Węgrzech zakup "matricy" - na przejściu nie ma problemu, fakt faktem że jest tam koszmarnie ciemno, ale budka gdzie 3 stanowiska sprzedają winiety są otwarte 24h. Ciekawe jest to, że winieta jest
paragonem a nie naklejką.
Planowaliśmy że dojedziemy do Banja Luki bez przerw, ale ok. 1 w nocy na Węgrzech stwierdziliśmy że jednak warto się przespać - zostaje nie wiele do przejechania rano a na dodatek się dobrze wyśpimy i pójdziemy spać o "normalnej" porze. Praktycznie w mieście granicznym z Chorwacją znaleźliśmy nocleg w hoteliku - przyjemne i ciche miejsce.
Rano wystartowaliśmy do Bośni - autostrady w Chorwacji b.dobre, radio podaje informacje o ruchu m.in. po angielsku więc są one użyteczne. Chorwacje przelecieliśmy szybciutko. Następnie postaliśmy trochę na granicy z Bośnią.
Wjechaliśmy i... pierwsze zaskoczenie - nowe zadbane domy, brak śladów
wojny... Banja Luka bardzo zadbane miasto, Serbowie (stolica RS) bardzo mili, jeden przeprowadził mnie przez miasto do najlepiej usytuowanego parkingu. Drogi w Bośni są doskonałe - fakt może kręte ale ruch niewielki, a policja stoi głównie w terenie zabudowany. Jazda to sama radość. W drodze zwiedziliśmy Jajce - pięknie położone, ale dość poważnie zniszczone podczas wojny miasto - wodospad z dawnych 30m ma tylko 20..
Dojechaliśmy do Jablanicy - miasto pięknie położone z widokiem na góry
(uleciała mi nazwa - w 2003 roku zdobyto tam jeden z ostatnich 2000 w Europie - szlaki podobno już są w dużej części rozminowane).
Po drodze:
Jako że już się ściemniało stwierdziliśmy że trzeba się gdzieś przespać. Pojechaliśmy w stronę jeziora Jablanickiego (sztuczny zalew) i znaleźliśmy hotelik położony nad samym zalewem. Piękny szmaragdowy kolor, góry na około, ciepła woda i... w obok piekarnia z najlepszymi burkami
Spędziliśmy tam noc i następnego dnia - Mostar. Piękne miejsce, widać ciągle ślady minionej wojny, jednak most i starówka robi spore wrażenie.
Przejechaliśmy do Blagaju, potem Kravica Slap (wodospady) i parę minut w Medjugorie. Pod koniec dnia czekała nas przeprawa przez góry nieopodal Mostaru i przejazd do RS - świetna, wspinająca się droga która potem opada w dół i
wiedzie wprost do Gacko. Przejazd przez góry powoduje 100% zmianę klimatu. Z typowo śródziemnomorskiego zmienia się w taki jaki widzimy np. w Pieninach.
Jedziemy do Gacko, a potem do Tjeniste (PN Sutjeska) i zaczynają się schody...
Obiecałem sobie że nie będę jeździł w nocy, choćby z uwagi na zwierzęta
niestety tym razem zjechaliśmy do doliny i słońce zaszło znacznie wcześnie - dodam że górowały nad nią szczyty ponad 2000m. W pewnym momencie, po wyprzedzeniu ślamazarnego punto widzę znak... 10 km/h, zwolniłem i.... czuje że jedziemy po szutrze. Górski potok płynący w dolinie najwidoczniej zmył drogę i właśnie ją naprawiali... takich miejsc długości ok. kilkuset metrów zdarzyło się jeszcze sporo aż dojechaliśmy do hotelu Mladost było jeszcze parę. Do tego wygryziony asfalt i ciężarówki wyjeżdżające zza zakrętu - co jednak ciekawe kultura na tych drogach jest naprawdę duża i nikt nikogo nie spycha.
Obudziliśmy się rano, śniadanko i w drogę... z Tjeniste odchodzi droga do
Maglić'a (najwyższego szczytu BiH) ale niestety po 2-3km zrezygnowaliśmy po konsultacji z miejscowymi których spotkaliśmy. Co miłe - spotkaliśmy rodzinę jadącą autem z przeciwko i jako że rozmowa po Serbsko-Polsku szła nam dość opornie spytałem się czy "Do you speak english" na co ok. 9 letnia dziewczynka odpowiedziała "Yes I do".
Duma w oczach jej rodziców i ulga w naszych była nie
do opisania. Mam nadzieje również że to spotkanie w ostateczności przekona ją że warto uczyć się języków, my również odrobiliśmy lekcje - na następną wyprawę trzeba brać pewną ilość gadżetów z PL - było nam głupio jak nie mogliśmy dać małego gift'a.
Po zrezygnowaniu z Maglic'a i drugiej trasy idącej na szczyty w przeciwną
stronę stwierdziliśmy że przejedziemy się drogą którą jechaliśmy w nocy.
To jest najlepsza część tej drogi ale dalej w góry niestety już jest gorzej
Kto to?
Przepiękne widoki i.... tabliczki "Uwaga Miny". Potem wróciliśmy do Tjeniste i pojechaliśmy w kierunku Foca'y. Po drodze niestety widać ślady wojny, te tereny były tak naprawdę b.dotknięte w czasach wojny w BiH. Przejechaliśmy przez miasto Brod i przejechaliśmy na drugą stronę rzeki - w stronę Hum. Z ciekawostek to... droga jest szerokości drogi osiedlowej i niektóre mostki są drewniane. Oprócz tego piękne widoki, opuszczony wielki tartak i dealer VW
Dodam tylko że przez pewien czas Foca nazywała się Srbinje... a przed wojną populacja muzumańska w tym mieście wynosiła ok. 86 %. W samej Focy nie byłem... wizyta w Stolac'u niedaleko nagrobków Bogomiłów mi wystarczyła... dziś pół miasta jest w gruzach.
Granica w Hum, problem z interpolem czyli system się zawiesił i b.mili
celnicy 10 eur opłaty ekologicznej i jesteśmy w Czarnogórze.
Przejazd doliną Tary, jezioro Pivsko i przejazd przez Trse do Zabljaka.
Droga nowa, żadnych dziur, ale dwa auta się nie miną bez współpracy kierowców.
Bardzo kręta i równie widowiskowa, na przełęczy wjeżdża na ponad 1900m. Piękne widoki, brak turystów, i świetna zabawa. Przepiękne góry... aż dech zapiera w
piersiach.
Następnie zjazd do Zabljaka, spacer nad Czarne Jezioro i nocleg, czyli pierwszy dzień MNE. Następnego dnia przejechaliśmy nad kanion Tary i podobno najwyższy w Europie most... cóż wielkiego wrażenia nie robi, ale
okolica świetna, droga dojazdowa daje również wiele frajdy.
A więc wyjechaliśmy z nad mostu i pokierowaliśmy się żółtą drogą na Savnik - urocza droga, piękne widoki na Durmitor, dużo kręcenia kierownicą i jak zwykle szerokość na 1,5 auta Dojechaliśmy do Niksicia i popędziliśmy w stronę granicy BiH. Wyszło nam że krócej i ciekawiej będzie przejechać żółtą drogą przez góry nad zatoką Kotorską. Droga standardowa w 1/2 długości - 1,5 auta i wiele zakrętów ale za to dojechaliśmy do wioseczek zapomnianych przez świat, co
więcej przejechaliśmy przez praktycznie w połowie opuszczone miasteczko. Parę metrów za nim skończyła się droga asfaltowa i zaczął tłuczeń. Trwało to dobre
kilkanaście km - powód: budowa nowej drogi w miejscu starej i konieczność przygotowania podłoża jako że droga będzie znacznie szersza. Jednak po tym odcinku piękna szeroka droga nad samo wybrzeże, my jednak zjechaliśmy z niej i przejechaliśmy starą drogą prowadzącą przez zamieszkałą okolicę.
Po czym zjechaliśmy nad zatokę. Widoki piękne, przejechaliśmy przez Perast gdzie planowaliśmy się zatrzymać ale zmieniliśmy zdanie. Szybki przejazd do Bigovy i też jakoś nam nie podpasowało więc pojechaliśmy korzystając z promu na drugą stronę zatoki do Chorwacji. Oczywiście na granicy korek - wracaliśmy już potemmałym przejściem które jest absolutnie puste. Dojechaliśmy praktycznie do pierwszego miasteczka przy granicy - Molunatu. Urocza mieścinka, fakt tłum polaków ale cisza i spokój. Spędziliśmy tam noc i pół dnia i wróciliśmy do Czarnogóry. Przejechaliśmy przez zatokę, obejrzeliśmy Kotor i pojechaliśmy na
południe. Budva to kurort w najgorszym tego słowa znaczeniu - tłum ludzi, ruch i na dodatek budowa. Nic ciekawego. Pojechaliśmy dalej mając informacje że znajdujące się nieopodal Petrovac na Moru i Sutomore są znacznie ładniejsze.
Nie myliliśmy się - w Petrovacu trafiliśmy na miejsce gdzie za skromniutki pokój z łazienką w b.fajnym miejscu zapłaciliśmy w sumie grosze. Był tylko jeden problem - brak klimy bardzo doskwierał. Ciekawostką był też gospodarz doskonale
mówiący m.in po angielsku. Bardzo miły gość.
Gdy już rozlokowaliśmy się postanowiliśmy odwiedzić koleżankę w Budvie. Chodziło również o zobaczenie starówki wieczorową porą. Tłum był taki że na promenadzie trudno było iść nie trącając innych. Tragedia.
Następnego dnia wybraliśmy się na plaże parę km za miasto. Plaża jak to plaża kamienista, fajnie można było popływać z rurką i maską. Po 2h jednak nam się znudziło, przebraliśmy się i pojechaliśmy nad jezioro Szkoderskie - wreszcie bez dachu. Wybraliśmy trasę biegnącą górami nad tym jeziorem - przepiękne widoki, droga standard na 1,5 auta.
Dojechaliśmy do miasteczka położonego nad malowniczą
Rijeką Crnojevicą. Nigdy jeszcze nie jadłem tak pysznej ryby jak wyłowiony stamtąd karp. Przejechaliśmy dalej i dotarliśmy do Cetinje. Senne spokojne miasteczko. Następnie zjazd na wybrzeże nową i szeroką drogą z zapierającymi dech w piersiach widokami.
Kolejny dzień to już przejazd do Albanii. Droga do granicy średnia, ale bez niespodzianek. Przed granicą tankowanie do pełna na nowiutkim LukOilu i korek na granicy... Wjazd do Albanii jest okupiony otrzymanie takiej dziwnej karteczki, niestety jest po albańsku i nie jestem w stanie powiedzieć co tam jest oprócz moich danych i blach auta. Wjechaliśmy. Pierwsze wrażania to całkiem niezłe drogi. Normalne budynki itd. kraj jak kraj. Trochę gorsze wrażenie robi pierwszy most za granicą na Bojanie i cygańskie domy stojące obok, ale obok budują nowy most i po drugiej stronie rzeki stoją już normalne budynki. Jedziemy dalej - ruch raczej normalny, nikt nie pędzi raczej wszyscy jadą równym tempem.
Pierwsze zwiedzanie czyli Kruje - nowa część raczej przeciętna, jak to Albańskie miasta, ale zamek Skanderbega naprawdę ładny i zadbany. Następnie dojechaliśmy do Durres gdzie mieliśmy się początkowo zatrzymać ale niestety miasto zrobiło na nas straszne wrażenie, beton beton i beton i śmieci. Pojechaliśmy więc dalej. Po pewnym czasie skręciliśmy w stronę wybrzeża myśląc że za paroma pagórkami kryje się miejsce gdzie możemy spędzić 2-3 dni na spokojnym wypoczynku. Niestety tam gdzie dojechaliśmy było brudno i nikt nie umiał w żadnym z hoteli powiedzieć słowa po angielsku... tylko włoski. Swoją drogą to chyba wszyscy albańczycy mówią po włosku Co ciekawe droga dojazdowa do hoteli była... tzn. jej nie było W miasteczku oczywiście odbywał się swoisty targ więc rozgardiasz był iście albański.
Pojechaliśmy już dalej autostradą w stronę Fier. Miasto raczej brzydkie przemysłowe, zajechaliśmy do nowego hotelu w centrum niestety był jeszcze nie wykończony. W Albanii buduje się na potęgę. Robi się ciemno jednak decydujemy się jechać dalej do Vlory to tylko ok. 60km. Niestety droga jest już dość nierówna, mimo wszystko dojeżdżamy koło 9 do Vlory, przejeżdżamy b.obskurneprzedmieścia i ... zaczyna się niesamowity korek. 500m zabiera jakieś 1,5h.
Zastanawiamy się czy znajdziemy jakiś nocleg - w jednym hotelu już usłyszeliśmy że mają komplet. Patrzymy jest, przy samym porcie na końcu głównej ulicy hotel Paverasia, zajeżdżamy fontanna przed wejściem, nowy hotel o standardzie 4*. Z drżącym sercem pytam jaka cena, choć przyznam że byliśmy tak zmęczeni że zapłacilibyśmy dużo... a tu miła niespodzianka 40 euro za 2 osoby. Widok
wspaniały na centrum Vlory - praktycznie nowe miasto nad starymi 3 piętrowymi blokami wyrastają nowe apartamentowce - podobno świadectwo tego że miasto jest i było centrum przemytu. Idziemy na krótki wieczorny spacerek po mieście - nic szczególnego ale można czuć się bezpiecznie. W knajpie jemy pyszną pizze i idziemy spać.
Następnego dnia jedziemy zwiedzić wybrzeże i zdecydować czy zostajemy dalej w Albanii czy jedziemy dalej. Znajduje się też przyczyna wczorajszych korków - tunel łączący miasto Vlora z kurortem. Zaczynają się plaże i hotele. Fakt jest brudno ale wybrzeże jest nie brzydkie. Po jakiś 20km zawracamy i podobno szkoda bo najładniejsze wybrzeże zaczyna się właśnie dalej... ale to następnym razem
Wracamy na północ i odbijamy na Elbassan - droga świetna, na autostradzie ograniczenie do 90 km/h i co 2km chłopcy radarowcy. W Elbassan wielka huta, i mnóstwo innych zakładów w 80% opuszczonych. Straszące bloki, mimo dobrych dróg brak pokryw na studzienkach. Co ciekawe pięknie wyremontowany kościół katolicki a obok zniszczony meczet.
Jedziemy dalej przez góry w stronę jeziora
Ochrydzkiego - droga dobra, po drodze oczywiście bunkry i opuszczone kołchozy, fabryki i kopalnie... Przemysł tam raczej nie istnieje. Wspinamy się na górę - piękny widok na dolinę za nami i jesteśmy na granicy z Macedonią... CDN.