Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

wyprawa objazdowa do Chorwacji i z powrotem w 3 tygodnie

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
Cezary_64
Turysta
Avatar użytkownika
Posty: 12
Dołączył(a): 07.09.2009
wyprawa objazdowa do Chorwacji i z powrotem w 3 tygodnie

Nieprzeczytany postnapisał(a) Cezary_64 » 08.09.2009 22:54

Wyprawa ogółem trwała 3 tygodnie. Z żoną w samochód, namiot, to, co niezbędne i do przodu. Wyjazd 17 sierpnia, powrót 6 września.
Podróż miała charakter spokojnego i luźnego dojazdu do punktu docelowego - a więc Chorwacji. Trasa została wcześniej luźno zaplanowana z pomocą niniejszego portalu i cennych rad. Wiedziałem więc co trzeba odnośnie winiet w poszczególnych krajach. Zasadniczo punktem wymarzonym była Tunarica, którego półwysep na mapie googli wyglądał intrygująco. Byliśmy tam w realu....
Od początku więc:
jako, że mieszkamy w Koszalinie, do przebycia było ładnych kilka kilometrów na obszarze naszej ojczyzny. Tę przyjemność sobie odpuściliśmy przejeżdżając szybko na teren Niemiec. Tamtejszymi autostradami w kilka godzin zlądowaliśmy w Dreźnie.


Zwiedzenie centrum Drezna zajęło kilka godzin i pod wieczór grzecznie pojechaliśmy do Konigstein, gdzie całkiem niezły, znany sprzed 20 lat camping. NIemal niedrogi: nocka z namiotem+ auto+2 osoby = 20 euro.
Konigstein to dobra baza wypadowa do Drezna właśnie (samochodem lub statkiem floty rzecznej), do twierdzy Konigstein - zamczyska górującego nad miasteczkiem, poniekąd mającego związek i z Polską poprzez osobę saskiego króla, a w końcu do klasycznych skałek, będących symbolem Szwajcarii Saksońskiej do których blisko - ot, kilkanaście minut jazdy lub kilka chwil spływu statkiem rzecznym.
Wszystkie te atrakcje zostały zaliczone w ciągu 2 dni. Umęczeni i uzbrojeni w liczne zdjęcia, wspomnienia i miłe przeżycia jedziemy dalej - do Pragi.
Z Konigstein do Pragi jakieś marne sto kilometrów. Z ogonkiem, więc co nam tam - jedziemy. Wyjeżdżamy z rana i po drodze robimy sobie 3 przystanki - wedle uznania i ochoty:
- pierwszy - na granicy z Czechami, gdzie kupujemu karnie winietę,
- drugi - w miejscowości Litomerice, gdzie robimy obchód uroczego rynku. Tam zjadamy sobie obiad za drobne pieniądze, ponieważ akurat przy rynku jest doskonały bar - restauracyjka o cenach na naszą kieszeń. Kilka ciekawych zabytków zostaje uwiecznionych aparatem a my - do trzeciego punktu na trasie - Terezina. Terezin to małe miasteczko o niezwykłej historii. Militarno-męczeńskiej. Są tam więc ogromne budowle niegdysiejszego garnizonu, z czerwonej cegły (ogrom robi wrażenie); akcent męczeństwa to okres II wojny i Żydów, których tam gromadzono i wywożono stamtąd do obozów zagłady. Temu poświęcone są liczne pamiątki przeszłości i muzeum, a właściwie mauzoleum. Sporo wycieczek, sporo autokarów, sporo odwiedzających Żydów, choć nie tylko. No i docelowy punkt tego dnia - Praga.

W Pradze został wcześniej internetowo namierzony camping "Na Korabie" i trafiamy tam bez trudu. Bez GPS, tego bowiem nie używamy, bo nie mamy. Żona doskonale radzi sobie z nawigacją i mapą, po cóż więc GPS? Została zresztą mianowana starszym wycieczkowym nawigatorem sztabowym i wyfasowała na tę okoliczność ponadnormatywny przydział wina :wink: . W Pradze camping czynny, ale pusty. Jesteśmy jedynymi gośćmi na polu campingowym, kilka osób w domkach, całkowity luz. Nocka - 16 euro. Z pobliża campingu tramwaj nr 24 zawozi nas do centrum (drobnych 14 przystanków).

Kto był w Pradze - wie, a kto nie był - niechaj szybko pojedzie choćby na jeden dzień, by przekonać się, jak centrum = stare miasto wygląda. Jaki ma czar, urok, klimat. Piękno.
Nazajutrz więc rankiem zjedziemy tramwajem na stare miasto - uliczki puste, zamglone, nastrojowe, lekko romantyczne. Po kilku godzinach tysięczne tłumy płoszą nieco urok. A jednak wrażenie (i zdjęcia, oczywiście) pozostaje. Wracamy na camping wczesnym popołudniem. Do centrum pojedziemy jeszcze pod wieczór - zobaczyć Pragę w nocnym wydaniu. Oczywiście trafiamy z niejakim problemem do piwiarni U Fleku. Tam ciemne piwo, specyficzna atmosfera. Kilku pikujących Polaków - sympatyczni, roześmiani, życzliwi. Śpiewamy, fajnie jest a życie wydaje się całkiem znośne. W nocy wędrujemy nad Wełtawą, snujemy się po wiekowych uliczkach pogryzając chleb i "klobasu", która smakuje jak nigdy, a która stanowi zakupioną w sklepiku jakimś tam kolację. Spłukujemy to lokalnym winem - w nocy wracamy na camping, lulu.

Kolejny dzień - podobnie. Odwiedzamy między innymi w ramach chłonięcia kultury muzeum czekolady - drogo, średnio ciekawie. Raczej odradzam: eksponaty złożone głównie z licznych przedwojennych naklejek i opakowań mleka, kawy, kakao i - oczywiście - czekolady. Kilka młynków, kilka zdjęć, ot, takie sobie. Wszystko w 3 średnio dużych izbach kamieniczki. Interes, merkantylizm + pomysł, niewiele więcej.

Dnia następnego, oczywiście rano, opuszczamy Pragę i pomykamy na południe - do Austrii.
W kolejnej części dojedziemy do Chorwacji i zwiedzimy 2 wyspy. Teraz - przerwa nocna :wink:
Obrazek
Oto dość nudnawy rynek drezdeński, przy pomniku Marcina Lutra - urokliwe żółte kubełki na śmieci


Obrazek
Oto odbudowana kamień po kamieniu chluba Drezna, owszem, ogromna


Obrazek
W Dreźnie ...


Obrazek
Oto prezentacja podcieni na rynku w Litomericach, ładny rynek i podcienia, jako i przebywające tam miłe damy, szczególnie jedna :)


Obrazek
Oto centrum czeskiego Terezina, miasteczka sennego, nudnego o dość przerażającej historii w czasie II wojny.


Obrazek
Oto poranne miasteczko Konigstein, w głębi na wzgórzu - forteca, do której idziemy


Obrazek
A to już poranny obraz twierdzy Konigstein. Ponieważ zwiedzanie możliwe od godziny 9, byliśmy oczywiście pierwsi.Twierdza dzięki temu była cudownie pusta, bez tłumów, które napłynęły dopiero po 2 godzinach.


Obrazek
Obrazek
Twierdza, jeszcze pusta i cicha, poważna. Potężna. W dole - rzeka Łaba i miasteczko Konigstein.


Obrazek
Rzeka Łaba - przystań floty rzecznej Konigstein. Dobry i czytelny rozkład kursów w górę i dół rzeki. Niestety, rejsy są nie na kieszeń każdego. Górująca twierdza widoczna z każdego punktu okolicy.


Obrazek
Charakterystyczne dla Sachsische Schweiz piaskowe skałki w miejscowości Pirna. Obraz z dołu. W tej miejscowości dobrze urządzone wejście i szlak wiodący na ich szczyt. Na górze można pooglądać okolicę, a widać daleko, zjeść i wypić cokolwiek - są restauracje i niezła infrastruktura. W pełni ucywilizowane miejsce.


Obrazek
Obrazek
Widok na szczycie


Obrazek
To już Praga, pusty camping "Na Korabie" (około 20 sierpnia), do centrum tramwaj biegający co 10 minut. Całkiem niezłe locum i niedrogie, jak opisałem powyżej, warunki porządne.


Obrazek
Poranna Praga, już w słońcu, acz jeszcze pustawa.


Obrazek
Wyjątkowo wąska uliczka; Praga, oczywiście.


Obrazek
Praga o czerwonych dachach, bynajmniej nie blaszanych. Sporo dachówki mnich i mniszka, arcyurocze.


Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Piękne ozdobne elementy budynków praskich, a to ledwie niewielki ułamek cząstki...


Obrazek
Prezentacja ciekawej formy wyrazu; spore niemowlaki :wink:


Obrazek
Muzeum czekolady- jak wspomniałem - nie rzuca na kolana. To nalepki i opakowania w większości stare bardzo. Takie eksponaty przeważają. Wejście - 150 KCs od osoby.


Obrazek
W muzeum czekolady znajduje się stolik, kubełek z podgrzewaną półpłynną czekoladą (sprawdzałem, czekolada faktycznie mleczna), jest pędzelek i papier. Można więc wykazać się inwencją twórczą i tworzyć czekoladoryty :) Tu - twórczość dedykowana pewnemu Jeżowi


Obrazek[url]
Obrazek
Obrazek
Oczywiście Wełtawa i feeria nocnych świateł. W towarzystwie "madzierkiej klobasu", chleba i lokalnego wina późnowieczorne szwędanie się po starej Pradze, coraz bardziej pustoszejącej z godziny na godzinę.

No i opuszczamy 22 sierpnia Pragę - kierunek oczywiście - Chorwacja. Praga żegna nas chmurami, z chmur zaczyna pokropywać i z każdym kilometrem deszczyk gęstnieje.
W końcu Austria wita nas ulewą. Autostrada i ulewa to niebezpieczne połączenie, nie przekraczamy 110 km/h i widzimy, że wleczemy się w żółwim tempie. Dojeżdżamy do Freistadt. Krótka przerwa na rozprostowanie nóg i lecimy dalej - kierujemy się na Salzburg autostradą , z której zjeżdżamy zjazdem nr 243 i kierujemy się nad jezioro Attersee. Jezioro na tle szaroburego nieba robi niesamowite wrażenie: jego wody mają szamragdowo połyskujący kolor
jezioro jest długie - duże i stosunkowo ciepłe. Przez chwilę przejaśnia się i można utrwalić krajobraz na kilku zdjęciach. Na poniższym zdjęciu fotografia objaśniająca urok okolicy i owego jeziora :roll:

Obrazek

Na zachodnim brzegu jeziora sporo campingów, jednak powracające chmury i smętny nastrój małżonki każe sięgnąć po rozwiązanie alternatywne: wynajmujemy bez trudu pokój w pensjonacie w miejscowości Nussdorf (2-osobowy pokój 35 euro na osobę [ze śniadaniem]) i popołudnie i wieczór próbujemy cokolwiek zobaczyć, niestety - deszcz zapędza nas przed kufle. Z okna wygląda jezioro jak poniżej

Obrazek

Nazajutrz - piękna pogoda, która utrzymywać się będzie przez następnych kilknaście dni właściwie bez przerwy. Śniadanie w cenie więc solidnie się najadamy, uczciwie robimy sobie bułeczkę na zaś i w drogę. Zamierzamy ominąć płatne autostrady w Słowenii nie tylko po to, aby oszczędzić, ale po to głównie, aby więcej zobaczyć i wolniej się poruszać. Bez pośpiechu. Pośpiech bowiem nie był wcale i nikomu potrzebny. Oczywiście przejeżdżając obok jeziora nie sposób było przekonać się, jak się w takim jeziorze o lazurowej barwie pływa. No więc pływa się całkiem fajnie. Woda przezroczysta, jednak lekko opalizująca, jakby mleczna. Sądzę, że minerały, zapewne węglany wapnia z jakimś dodatkiem odpowiadają za lazurową barwę toni. Obok małego zjazdu nad jeziorem parkują płetwonurkowie, nakładają pianki, butle i znikają w wodzie.
Z bliska woda wygląda urokliwie, nie jest nazbyt ciepła, pewnie 19-20 stopni. Całkiem orzeźwiająca, w smaku - lekko alpejska :wink: :
Obrazek

Poranne podziwianie kończy się, bo już godzina późna, a w sumie do tej Chorwacji kiedyś trzeba dojechać. Jedziemy więc oczywiście bocznymi i widokowo pięknymi trasami.

Dla lubiących śledzić trasy z mapą: drogą 153 do Bad Ischl; dalej - na południe drogą 145 do małej mieściny St. Agatha, gdzie odbijamy na boczną drogę (na mapie koloru żółtego - nr 166. Od tej drogi robimy improwizowany skok w bok w miejscowości Gosau i jedziemy kilka kilometrów podziwiając odlotowe chmury góry i kościółki . Na tej właśnie bocznej dróżce [umownie : "skoku w bok"] o doskonałej nawierzchni robimy kilka fotek)
Obrazek
Obrazek

Nad samym jeziorkiem Gosausee, małym dość i płytkim, w pobliżu widoczne szkody w lasach od wiatru, oczywiście korzystamy z samowyzwalacza i robimy sobie alpejskie zdjęcie:
Obrazek

Wracamy na szlak i lecimy konsekwentnie na południetrasą 166, której przebiegu trzeba pilnować, aby nie pojechać prosto wygodną 162. Zaczynają się wyższe i bardziej strome odcinki, które pokonujemy najczęściej na II, a bywa - na fragmentach - że i na I biegu.
Trasa 166 wyprowadza nas na kilka kilometrów na autostradę , z której zjeżdżamy na Radstadt - trzymamy się numeru drogi 99. Na trasie pokonujemy dzielnie przełęcz Radstaetter Tauer o wysokości 1763 m npm, co uwieczniamy koło stosownej tablicy.
Obrazek
Tu przypominam, że wysokość ta nie jest mała i w naszych polskich warunkach : Gubałówka ma 1123 m, Halicz - 1333 m, a droga wiedzie na wysokości tatrzańskiej Przełęczy Kondrackiej. Zjazd z tej przełęczy łatwy nie jest - oczywiście pętle i pętelki, zakręty i zakręciki. I ci szalejący motocykliści po drodze ...
Z drogi 99 wpadamy na drogę nr 95, którą lecimy zgrabnie i za miejscowością Ebene Reichenau skręcamy w prawo - na drogę nr 88 - dobijamy nią do kurortu Radenthein. W niej - słabe oznakowanie i na rondzie intuicyjnie bardziej lecimy w lewo na drogę 98 prowadzącą do miejscowości Treffen i - dalej - Villach. Ponieważ robi się popołudniowo, rozglądamy się za jakimś spokojnym i fajnym noclegiem. Po drodze wpada nam w oko jezioro Afritzer See i w miejscowości Gassen skręcamy w prawo - nad jeziorem mnóstwo małych pól namiotowych, prywtnych, oczywiście. My dobieramy u rodziny Tautscher (Seestrasse 30). Za dobę (2 osoby+auto+namiot bez prądu kasuje 19,2 euro).
Z właścicielką zgaduje się o lasach, wspominam, że jako leśnik widzę te lasy jako zniszczone przez wiatr. Mąż właścicielki - myśliwy - łapie temat i już zaczyna się o jeleniach, dzikach i innych stałych tematach łowiecko-leśnych. Sympatycznie się rozmawia, choć trudno. Austriacy mają swoją mowę, więc aby po niemiecku się porozumieć obie strony muszą się wysilać na poprawność języka.
Camping przyjemny i spokojny. Woda w jeziorze ma 22 stopnie i widać szczyty, łyse i skaliste. Jakże nie popływać - fajnie jest. Sporo zdjęć na stronie campingu kliknij TUTAJ.

Obrazek

24. sierpnia około południa żegnamy ciepłe austriackie jezioro i ruszamy dalej - na południe. Zierzamy dzielnie w kierunku granicy austriacko-słoweńskiej. Zgrabnie omijamy opłotkami Villach - dość sporą miejscowość nadgraniczną w Austrii. Postanawiamy wjechać do Słowenii w alpejskim stylu przez przełęcz Wurzenpass.
Jedziemy drogą 206. Wjazd na przełęcz z wielkimi strominznami - powyżej 20% (na każde 100 m w poziomie - 20 m w pionie).
Wkrótce wjeżdżamy w bajkowe krajobrazy - stajemy co chwilę, aby pooglądać i popodziwiać, a jest co. Było nie było - Alpy.

Obrazek


Lekka próba zdobycia szczytów alpejskich odbyła się w szalonym słońcu. Na szczęście przypomniejiśmy sobie, że jedziemy tym razem docelowo do CHorwacji, więc wędrówki górskie przekłądamy na inną wizytę - blisko szczytu jakiegoś tam robimy odwrót i wracamy do auta.

Obrazek

Niespiesznie wjeżdżamy na Wurzenpass (1073 m npm) i ostrożnie zjeżdżamy - od czasu do czasu utrwalając przestrzenie na zdjęciach.


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oczywiście niedosyt Alp jest spory - jedziemy więc - przez pomyłkę na Planicę (znaną ze skoczni narciarskiej), ta jednak nie bardzo po naszej myśli i poprzez miejscowość Kranjska Gora zdobywamy samochodowo kolejną, jeszcze wyższą pzełęcz Vrsic (1611 m npm) jadąc drogą nr 206, słusznie określoną na mapie jako widokowa. Taka wysokość znajduje się powyżej górnej granicy lasu i kosodrzewiny, są więc surowe, nagie skały, od czasu do czasu jakieś zielone kępki alpejskich różności - nie studiujemy jednak przyrody, jakoś - za stromo.
Jedziemy i dość nieoczekiwanie postanawiamy zatrzymać się na campingu TRENTA, oczywiście w Słowenii.
Wysokogórski ten camping jest wybitnie przechodni: rowerzyści, samotni motocykliści z romantyczną duszą, podróżnicy i globtroterzy. Kilku pieszych. Camping dość skalisty, skromny, ale narzekać nie ma na co.
Za nocleg (2 osoby+ namiot+auto) wypada zapłacić 19,2 euro. Camping wciśnięty pomiędzy szosę a potok, otoczony mocno stromymi górami.
Rozbicie namiotu możliwe tylko dzięki gwoździom, których wzięcie konieczne jest na tereny skaliste - szpilki i śledzie wyginają się niemożliwie i z rozbawieniem oglądaliśmy niejednokrotnie zmasakrowane szpilki świadczące o męce związanej z próbami ich wbicia. Jak wyglądały gwoździo-szpilki - pokazuje poniższe zdjęcie:

Obrazek

Nocny spacer uświadomił nam dwa zasadnicze fakty: 1. gwiazd w sierpniu w Alpach jest bardzo dużo i Droga Mleczna faktycznie zasługuje na swoją nazwę, 2. ruch na stromych drogach zamiera; o ile za dnia różne pojazdy pięły się w górę lub śmigały w dół -o tyle w ciemności zapanował kompletny zastój. Spacer dość odległy drogą w górę drogi - i nic, cisza i szum potoku jedynie...
Otoczenie campingu Trenta przedstawiona jest poniżej o zachodzie i wschodzie słońca nazajutrz.

Obrazek

Obrazek

Zazajutrz niespiesznie zwijamy się i po wczesnym śniadanku koło 7 pomykamy w dół i wpadamy na drogę nr 203. Przejeżdżamy miejscowość Bovec i dalej drogą kierujemy się na południe. Droga na mapie rónież z zielonym pasem (widokowa), i potwierdzamy: warto nią jechać i sycić się pięknem gór.
Plan dnia jest ambitny: dojechać do groty w Postojnej, wjechać na teren Chorwacji i dotrzeć do miejsca docelowego, a więc do naszej Tunaricy. Wszystko uda się zrealizować. Do sporego miasta Postojna docieramy około godziny 13 i po niezbyt długim czekaniu (wejścia co godzina, zaś oczekując na pustawym parkingu robimy sobie szybki biwakowy obiad) zwiedzamy Postojną Jamę. Trafiamy fatalnie - wchodzi z nami wielka grupa Włochów, którzy zachowują się infantylnie: głośno i głupio. Co potwierdza wcześniejsze, a także i późniejsze spostrzeżenia - iż unikać jak ognia przedstawicieli tej nacji zwiedzających cokolwiek w grupie. Z jaskini zdjęć nie ma - trzeba umieć je robić bez lampy, a ja nie umiem, nie wychodzą i tyle :cry: .
Z Postojnej drogą nr 6 jedziemy wprost do granicy z Chorwacją. Ten odcinek nieciekawy, miejscami krajobraz jak pod Ciechanowem. Kontrola paszportowa wydaje się niegroźną formalnością, chociaż przed nami dokładnie zrewidowano jakiegoś kierowcę. Narodowości nie zauważyłem po rejestracji, wywołało to lekkie moje rozbawieie i takiż niepokój mojej małżonki. Kontrola jednak bez przygód. Jesteśmy w Chowacji.

CHORWACJA wreszcie .
Wita nas piękną autostradą. Mapa, jaką posiadamy, zostaje natychmiast obłożona klątwą i stekiem brzydkich słów: mapa Chorwacji, Słowenii, Bośni, Hercegowiny, Albanii + Macedonii wydawnictwa Pascala w skali 1:750 000 odradzam. Niedokładna i nieaktualna. Szmatławy papier, wrrrr.

Chorwację zaczynamy od kierunku: Rijeka, po drodze zastanawiamy się, czy lecimy na Istrę, czy też raczej na część kontynentalną, a co tam - szybko kombinujemy, że ta Tunarica musi zostać osiągnięta, a później pewnie Cres - Krk i - zależnie od czasu - może sobie poorbitujemy jeszcze tu i ówdzie. Trzymamy się więc prawoskrętnie i droga wynosi nas w kierunku na Pulę. Oczywiście wpadamy łagodnie w drogę wiodącą tunelem, który jakoś jakby nie powinien być, ale jest. Płacimy więc na bramce 28 Kn i przebywamy tunel nieziemsko długi, a przez to niezwykły. Stwierdzamy, że warto było bulnąć, aby sobie pobyć w takim domku dla gigantycznych jamników :)
Część zachodnią półwyspu Istria raczej postanawiamy sobie darować: przeludniona i głośna (jak głosi opinia), acz szkoda nam zachodów słońca, których - co oczywiste - nie obejrzymy będąc na stronie wschodniej. Wschody złońca też urokliwe, a i zachód jakiś się zdarzy - próbujemy więc - ze względu na popołudniową porę - zahaczyć się na którymś z campingów. Próbujemy więc w Rabać (łysy dość i przepełniony, głośny), wiejemy szybko i oglądamy kolejny: Marina. Tam lepiej, ale nie to. W zapadających lekko ciemnościach docieramy do Tunarica i wuemy, że to właśnie tu, gdzie chcieliśmy dojechać.

Cypel nazywa się Ubas, miejscowość opodal - Koromaćno. Spokojny, zacieniony (dęby i oliwki), całkiem swobodny. Kwatery numerowane. W czasie naszego tam pobytu (3 dni: przyjazd 25, wyjazd 28 sierpień) obłożenie na poziomie 30-40%.
Zgodnie z marzeniami postanowiliśmy obejść cypel. przy kórym zlokalizowany jest camping. Pewnego więc poranka wybraliśmy się na wielką wyprawę brzegiem morza. Trasa została zaznaczona na poniższej googlo-fotografii z nieba. Kropki: czerwone - parcie do przodu, kropki zielone - odwrót. Krecha - nasz najdalszy punkt dotarcia:)
Obrazek
Naprawdę była to wyprawa bardzo niebezpieczna. Skaliste wybrzeże nie szczędziło kilunastometrowych urwisk, małych fiordów i innych urozmaiceń. Odkryciem była żyła minerału o wyraźnych cechach kryształu górskiego, którego co większe kawałeczki, odłupane nożem przywieźliśmy jako pamiątkę wyprawy niezwykłej. Wyjście o 8 rano zakończyło się powrotem po 12 godzinach.
Dane nam było przemierzyć z powrotem cypel drogą lądową, gdyż skaliste wybrzeże zamieniło się w ciąg urwisk wysokich dość (15 - 20 metrów), których obejście było niemożliwe, a posuwanie się ich spodem w sandałkach po męczącej łazędze - niezbyt mądre. Powrót nastapił więc drogą lądową. Ciekawostką jest to, że teren jest zamknięty. Od reszty świata odgradza go woda, a lądem poprowadzona jest wysoka siatka i automatyczna brama, którą oczywiście przeskoczyliśmy jak za młodych lat. Cały cypel stanowi obwód łowiecki, zamknięty dla osób postronnych. Wskazują na to dobrze i profesjonalnie wykonane urządzenia łowieckie i sposób zagospodarowania łowiska (pola do nęcenia z resztkami kolb kukurydzy, poletka łowieckie obsadzone atrakcyjnym żerem, lizawki z wyłożoną solą, poidło). Wewnątrz dobrze urządzona kwatera łowiecka, o dość luksusowym charakterze. Żaden strażnik nas nie dopadł, co potwierdza, że i w Chorwacji sezon łowiecki zaczyna się jesienią, a także to, że nie wszyscy wykonują swoje obowiązki należycie. Ale co nam tam. Poniżej zdjęcia z wyprawy brzegiem:

początek wyprawy dookoła cypla
Obrazek

widoczna w tle zdjęcia już pokonana trasa i zadowolenie z nutą determinacji, że jednak udać się musi
Obrazek

Aby czytelnicy nie myśleli, że taka trasa to mały Pikuś, poniżej - jaką trasą prowadził spacer
Obrazek

Poniżej - nasza mała żyłka kryształu górskiego. Oczywiście trasa wiodła dalej, jak widać :)
Obrazek

Na lądzie odkryliśmy węchem zarośla wierzby laurowej - nazbieraliśmy jej więc na jakieś 5000 litrów zupy. Poniżej - zbiór liści
Obrazek

Jako się rzekło - powrót nastąpił wieczorem. Przy wielkiej ilości wina, winogron (sklepik na campingu jeszcze działał) nawadnialiśmy się ochoczo.

W ramach poznawania przyrody Chorwackiej dokonaliśmy analizy gatunkowej okolicznych lasów i zarośli o charakterze buszu i wyszło, że las w tej części Istrii zdecydowanie niewiele ma wspólnego z tym, co u nas.

28 sierpnia podejmujemy odważną, acz leniwą dość decyzję - jedziemy na wyspę Cres. Oczywiście po to, aby odczuć śródziemnomorskie klimaty, a szczególnie wyczuć to, co zwiedzających zachwyca (podobno), tj. aromatyczne zapachy śródziemnomorskich ziół. Tak przynajmniej zapisano w przewodniku. W przewodniku pisali jeszcez więcej i w jeszcze bardziej natchniony sposób. Skoro tak - to jedziemy.
W drodze [w Labinie] czynimy zakupy szalone (wino, wino, wino i jogurty) i tankujemy się na maxa - za radą forumowiczów dbam, aby w baku nie było mniej niż 1/2 stanu paliwa. Oczywiście płacimy za wszystko - również za radą forumowiczów - kartą. bez rady forumowiczów wędrujemy w Labinie do banku i dokonujemy wymiany 200 złotych na kuny, za które otrzymujemy 342 kuny (kurs: 1,714399 Kn/zł), wymniueniamy też kilkadziesiąt euro (kurs: 7,2609 Kn/euro). Teraz mamy trochę kasy chorwackiej, a ta - potrzebna na prom, do którego dzielnie zasuwamy.
Po drodze udaje się nam nie zostać złapanym przez policję, która swoim przenośnym fotoradarkiem "suszyła" w całkiem znany nam z polskich dróg sposób. Jadąc zatrzymujemy się najniespodziewaniej w miejscowości Plomin.
A Plomin to miejsce wyjątkowe, albowiem w dole, w dolinie widoczny jest wysoki, szalonych rozmiarów wręcz komin. Komin nas nie wzrusza nadmiernie (abstrakcyjnie rozważam, ile wina udałoby się wypić w trakcie lotu z jego czubka aż do zetknięcia z ziemią), natomiast wzrusza znacznie bardziej niezwykłaość i klimaty tej miejscowości. Ot, średniowiecze w czystym dość wydaniu. Poniżej - fotki:

Tablica w kilku językach informuje o miejscowości
Obrazek

Poniżej zaś zdjęcie, które ma swojego brata bliźniaka. Otóż na niemieckim forum poświęconym Chorwacji jeden z niemieckich turystów wykonał niemal identyczną fotografię. Dla ciekawskich - proponuję kliknąć TUTAJ aby zobaczyć niemiecką wersję tego ujęcia.
Obrazek

Obrazek

Po kilku próbach dochodzimy do słusznego wniosku, że miasteczko ma tak niesamowitą atmosferę, której żaden aparat nie złapie, nie utrwali. Łazimy więc to tu, to tam, sycimy się i wchłaniamy urok kamieni, starych kamiennych ław, murów, budynków. Zero zwiedzających, miejscowość jakby wymarła - ani ludzi, ani zwierząt.
Zwiedzamy kościółek (sv. Juraj), który specjalnie dla nas otwiera nam mocno starsza kobieta czekająca zapewne na turystów przy miniaturowym, pustym parkingu i pokazuje jego wnętrze, figurki, ołtarz. Posadzka kamienna zapadnięta w miejscach, w których chodzą ludzie, pachnie mocno starym kościołem. Chłód poranny w kościółku wyczuwalny. Zdjęć nie robimy, zupełnie nie wypada. Mówi po włosku, więc zostaje uświadomiona, że nie jesteśmy Włochami, ale Polakami, z ojczyzny Jana Pawła II. Rozumie i kontynuuje, oczywiście po włosku, co nam akurat nie przeszkadza :? .

Dojeżdżamy tam, dokąd przybijają promy. Kupujemy bilety na prom i po niecałej półgodzinie z przybyłej jednostki szaleńczym tempem wyjeżdżają ogromne ilości pojazdów. Jak one się tam wszytskie zmieściły?

Obrazek

Po niedługim rejsie dobijamy do wyspy i - podobnie, jak widzieliśmy przed chwilą, i my zjeżdżamy z promu i w wariackim tempie jedziemy w peletonie samochodów jedyną drogą.
Zwraca uwagę szalony motocyklista, który nie bacząc specjalnie na innych wyprzedza na wariata na wąskiej i krętej drodze. Anemiczne dziewczę, siedzące za swoim motocyklowym kowbojem, wszystkim trąbiącym kierowcom dzielnie wystawia środkowy palec, co nie uchodzi w niektórych kręgach za oznakę życzliwości. Obcokrajowiec, na co wskazuje rejestracja z pierwszą literką alfabetu.

Krajobraz poniekąd smętny na górze, utrwalony w czasie jazdy, z pewnością przypomni znane wielu czytelnikom klimaty:

Obrazek

Zjeżdżamy do miejscowości Cres. Parkujmy na luźnym parkingu i błądzimy sobie uliczkami, których nie mam odwagi fotografować, zresztą -po co? Turystów nie ma, pojedynczy jedynie przemykają się. Atmosfera przywodzi na myśl Trogir - wąskie uliczki, starte kamienne płyty wąskich uliczek ....

Miasteczko około godziny 16 jest niepokojąco pozbawione turystów - restauracyjki są puste, jako jedyni klienci zostajemy obsłużeni z należytą atencją. Niestety, jagnięciny nie mają, a szkoda, bo właśnie podobno tu, na Cresie, warta grzechu.

W cieniu, po nimal dwugodzinnym błądzeniu w labiryncie wąskich uliczek, fundujemy sobi epiwko i skręcam papieroska z tytoniem drum. Moja najmilsza zostaje chytrze uwieczniona na tle średniociekawym, a jednak - chorwackim.

Obrazek

Z Cresu jedziemy na południe - postanawiamy zanocować na campingu w miejscowości Valun. Camping zwie się Zdovice. Camping zwiedziłem, ale - niestety - po pierwsze: ciasny, po drugie - zatłoczony okrutnie, po trzecie: kwatery na małe i malutkie namioty. Nie można dojechać autem, a więc wszystkie niezbędne rzeczy donieść trzeba kawałek. Niestety - rezygnujemy, postanawiamy ruszać dalej. Powoli zbliża się zachód słońca, jedziemy więc żwawo: rozbicie się na dziko nie bardzo jest możliwe, nie ma bowiem specjalnie jak zjechać z głównej drogi, wzdłuż niej bowiem kilometrami ciągną się albo betonowe murki, albo kamienne z ułożonych skalnych okruchów i kamieni. Dojeżdżamy do miejscowości Martinśćica, a opodal niej - camping Slatina. Na campingu spędziliśmy 2 doby (dla zainteresowanych: co wyniosło nas -->2 osoby, namiot, auto - łącznie 290 Kn, tj. 170 zł, a więc za nockę 85 zł.)
Camping porządny i uzyskuje nasze uznanie. Uznanie bierze się z bardzo interesującego zaprojektowania i funkcjonalności, wkomponowania w stok. Urzekają nas sukulenty:
Obrazek
A szczególnie urocza mała agawa:

Obrazek

Zachód słońca połączony z dość szalonym, choć w miarę ciepłym wiatrem. wiatr wiał równo dobę, nazajutrz pod wieczór osłabł i zanikł. Być może była to bora, tu jednak zapewne orzekną bardziej obyci cromaniacy. W nocy niespodzianka dodatkowa: zaczyna padać, kropić i grzmieć, a także błyskać. Powietrze zaczyuna robić się lekko wilgotne, zaś namiot i wszystko w nim i poza nim pokrywa się widoczną warstewką rudawego pyłu niesionego owym wiatrem.

Zachód słońca - wieje ostro, czego na zdjęciu nie widać. Niebo zwiastuje jakąś odmianę.

Obrazek
Obrazek

Nazajutrz pogoda się klaruje, powietrze jest rzeźkie, fajne. Woda w morzu odmieniła się natomiast okrutnie: jest zimna, ma niecałe 18 stopni. Kąpiących się nie widać, pustawo. Około południa plaża wyglądała na całkiem posezonową:
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ewentualna uwaga Fatamorgany dotycząca krzywego horyzontu w kontekście upubliczniania zdjęć w sieci będzie całkiem na miejscu :roll: , co przedstawia się poniżej

Obrazek

Uczciwie przyznać należy, że pobyt na wyspie Cres - na campingu Slatina należał do typowo leniwych okresów. Oddawaliśmy się nie-zwiedzaniu, nie-poszukiwaniu wrażeń i ekstra doznań, natomiast grzeszyliśmy nieróbstwem, lenistwem, lekkim zaniedbaniem. Pozyskiwaliśmy też rozliczne zioła z szałwią na czele, której niewielki dodatek powinien dodać odpowiedniego aromatu
Szałwia
Obrazek,
Tymianek
Obrazek
Nieróbstwo i plażowanie fajne jest, ale nudne, więc pewnego poranka zwijamy się zwinnie i po cichu i kierujemy się na wyspę Krk. Dojeżdżamy po drodze przystając to tu, to tam i zbierając rozliczne zioła. Odkrywam piołun w wersji śródziemnomorskiej (bardziej aromatyczny i mniej gorzki, idealny do zestawiania benedyktynki i gorzkiej angielskiej) i zostaje on z należytą czcią pozyskany jako nieosiągalny nigdzie i za żadne pieniądze. Zbieramy nieco lawendy, rozmarynu i innych jeszcze śródziemnomorskich cudów - oczywiście z myślą o jesiennych nalewkoczynach. Zaopatrzeni dojeżdżamy do przystani promowej - czekamy godzinkę, po której wjeżdżamy na prom i płyniemy na Krk.
Ostatnio edytowano 22.09.2009 19:37 przez Cezary_64, łącznie edytowano 11 razy
renatalato
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4919
Dołączył(a): 04.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) renatalato » 09.09.2009 06:38

To są prawdziwe wakacje, pełen luz i bez pośpiechu.
Czekam na cd i oczywiście fotki :lol:




ps
Witam nowego forumowicza :wink:
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008
Re: wyprawa objazdowa do Chorwacji i z powrotem

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 09.09.2009 06:50

Cezary_64 napisał(a):...i uzbrojeni w liczne zdjęcia, wspomnienia i miłe przeżycia jedziemy dalej - do Pragi...
...Kilka ciekawych zabytków zostaje uwiecznionych aparatem...
...A jednak wrażenie (i zdjęcia...

Akurat... :wink:
renatalato
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4919
Dołączył(a): 04.05.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) renatalato » 15.09.2009 13:19

No i co :cry:
Dalej, czekam i myślę że nie tylko ja :lol:
Aldonka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4240
Dołączył(a): 07.07.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aldonka » 15.09.2009 13:30

Fantastyczna wyprawa.
jan_s1
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5432
Dołączył(a): 08.01.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jan_s1 » 17.09.2009 13:54

Chętnie bym przeczytał, ale przyznaję - nie przeczytałem. Tekst się rozłazi - być może na skutek niesformatowanej mapy. Jeśli zamierzasz kontynuować (a mam nadzieję, że taki właśnie masz zamiar), to ta mała poprawka bardzo ułatwi czytanie.
set
Autostopowicz
Posty: 3
Dołączył(a): 09.06.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) set » 17.09.2009 14:45

Fajna relacja i extra zdjęcia :lol: szkoda że ja już po urlopie

Pozdrawiam :papa:
jan_s1
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5432
Dołączył(a): 08.01.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) jan_s1 » 20.09.2009 14:57

No, super, już się nie rozłazi. :lol:
Przeczytałem i nie żałuję. Czasem chciałbym umieć nie spieszyć się, ale jestem taki wariat, że jak wyjadę gdziekolwiek, to chcę być jak najszybciej w punkcie docelowym.
Do Pragi wybieram się już od 30 lat - niestety bezskutecznie. Ciekawe, czy jest tam gdzieś knajpka "Pod Kielichem" ze Szwejka - tam, gdzie muchy obsrały portret Najjaśniejszego Pana. :lol:
Ta przerwa to chyba tylko dla nabrania oddechu?
Cezary_64
Turysta
Avatar użytkownika
Posty: 12
Dołączył(a): 07.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Cezary_64 » 20.09.2009 17:19

jan_s1 napisał(a):Do Pragi wybieram się już od 30 lat - niestety bezskutecznie. Ciekawe, czy jest tam gdzieś knajpka "Pod Kielichem" ze Szwejka - tam, gdzie muchy obsrały portret Najjaśniejszego Pana. :lol:
Ta przerwa to chyba tylko dla nabrania oddechu?

Praga godna odwiedzenia koniecznie; wybierałem się tam kilka lat temu jakoś bez przekonania. Teraz wiem, że warto. W przyszłym roku jadąc na południe inną trasą jakoś tak wyjdzie, że znowu przez Pragę :roll:
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 108170
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 20.09.2009 17:30

Zapisuję si na CD :D

PS Drobna uwaga techniczna - w dłuższym tekście pisanym częściej "spacja" i będzie rewelacja :wink: :D
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13022
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 20.09.2009 19:26

Taka objazdówka jak Wasza, to tyle fajnych :) miejsc po drodze! Możesz być pewien, że będę wirtualnie uczestniczyć w tej podróży.
Część odwiedzonych miejsc będzie dla mnie okazją do wspomnień, ale znajda się i takie, do których jeszcze nie dotarłam...
Póki co, wspominam odwiedzone w czerwcu Drezno, Königstein i Bastei, Pragę sprzed dwóch lat. "Poznaję" mejsca jeszcze mi nieznane z nadzieją, że kiedyś będzie mi tam po drodze!

Pozdrawiam serdecznie :papa:
Cezary_64
Turysta
Avatar użytkownika
Posty: 12
Dołączył(a): 07.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Cezary_64 » 20.09.2009 19:47

Janusz Bajcer napisał(a):Zapisuję si na CD :D

PS Drobna uwaga techniczna - w dłuższym tekście pisanym częściej "spacja" i będzie rewelacja :wink: :D

Przyjmuję z pokorą, ospacjuję dotychczasowe aby łatwiej się czytało i pisało. Jako poczatkujący Cro-forumowicz dopiero nabieram pewnej wprawy
Nives
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 495
Dołączył(a): 13.10.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Nives » 20.09.2009 20:11

Przepiekne zdjecia!

Czekam na ciag dalszy :wink:
Janusz Bajcer
Moderator globalny
Avatar użytkownika
Posty: 108170
Dołączył(a): 10.09.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Janusz Bajcer » 20.09.2009 21:13

Cezary_64 napisał(a):
Janusz Bajcer napisał(a):PS Drobna uwaga techniczna - w dłuższym tekście pisanym częściej "spacja" i będzie rewelacja :wink: :D

Przyjmuję z pokorą,


Nie trzeba pokory, to była taka przyjacielska uwaga :D
Fatamorgana
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6257
Dołączył(a): 08.09.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Fatamorgana » 20.09.2009 21:37

Fajną i urozmaiconą trasę sobie wybraliście. :)
Ale:
- na zdjęciach nie widać fajności najfajniejszych miejsc (a znam je wszystkie tak się składa) no może poza fotkami z Vrsicia.
- jakoś krzywe te niektóre zdjęcia wam powychodziły.
Nie żebym się czepiał dla czepiania, ale jednak pokazując publicznie fotografie wypadałoby pokazać przynajmniej proste, bo mozna by pomyśleć, że albo wiekszość zdjęć robiliście z auta w trakcie jazdy, albo wam się horyzont przesunął... :) :wink:

No i nieco zbyt rozwlekle było o tym co po drodze a przecież to były tylko ścieżki do głównego celu.

Pozdrawiam.
Następna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
wyprawa objazdowa do Chorwacji i z powrotem w 3 tygodnie
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone