Od paru lat wakacje planujemy zimą, a latem ferie. Gdzieś w okolicach grudnia jak zaczęły się przygotowania do zaklepanego na Słowacji wyjazdu na narty zaczęliśmy myśleć o letnim wyjeździe. Do tej pory najczęściej korzystaliśmy z biur podróży wybierając wycieczkę z tych najwcześniej wypuszczanych ofert i przez parę lat kierunek był właściwie jeden - kraje arabskie.
W tej chwili nie pamiętam nawet jak zrodził się pomysł wyjazdu do Chorwacji. Może był powodem znudzenia - przesytu (no bo co za dużo to niezdrowo:)) poprzednimi wyjazdami, a może chęć spędzenia trochę inaczej wakacji bez tych wszystkich wygód jakie oferują hotele i po prostu spędzić lato jak za dawnych czasów.
Parę lat temu były już jakieś myśli o wyjeździe do Chorwacji ale wtedy nie mogliśmy pozwolić sobie na dłuższy wyjazd z braku czasu i odpuściliśmy, bo mając do dyspozycji tydzień urlopu to bez sensu było porywać się na wyjazd.
No tak ale co dalej? Oczywiście biura podróży tez mają w swojej ofercie Chorwację z hotelami czy apartamentami, ale wiedząc że to kraj apartamentów, pokoi do wynajęcia i kempingów postanawiamy wyjazd organizować samodzielnie.
No i padają słowa : "Postanowione - Chorwacja!"
Co prawda u mojego męża to kończy się tylko na wypowiedzeniu tego słowa, bo cała reszta, która wiąże się z dalszym rozwiązaniem "problemu"spada na mnie. Właściwie nie dziwi mnie to i z jednej strony cieszy, bo od wyjazdów i nakręcania rodzinki do wojaży to jestem ja Oni już chyba powoli się przyzwyczaili, że mama wymyśla, podnieca się i nakręca całą resztę
Mając myśl przewodnią zasiadłam przed komputer w poszukiwaniu informacji. Na początku jak ślepiec, po omacku skacząc ze strony na stronę nie mogąc sobie wszystkiego w całość poukładać.
Trafiam na jakieś stronki z apartamentami, pokojami.
Zaczynam się powoli gubić jest tego tyle. Trafiam na forum Gazety tam tam jakieś pierwsze konkretne informacje od osób, które już były w Cro, ale czuję że to nie to, ciągle za mało konkretów jak dla mnie
W międzyczasie znajomi którzy jadą z nami na narty decydują się też jechać. Siedzę po nocach i szukam. Znajduję w końcu dom. Jestem z siebie bardzo zadowolona domek fajowy, samodzielny, idealny dla dwóch rodzin i cena która nam odpowiada.
Wymiana najpierw e maili ze znajomymi czy im to odpowiada później wymiana e maili z agencją i już mamy wpłacać zaliczkę, a tu już wyjazd na Słowację co za tym idzie wiadomo pakowanie, zakupy, przygotowania sprzętu, praca i tysiące innych spraw.
Stwierdzamy że nie ma co na wariata załatwiać, zabieramy przecież laptopa ze sobą to na spokojnie wspólnie już na miejscu załatwimy rezerwacje i przelewy.
Wyjeżdżamy - Słowacja. Jako że dla nas i naszych dzieci (trójki dzieci 2,5,16l) wprawionych w podróżniczych bojach trasa nie robi problemu tak dla znajomych jadących tylko z córą (2l) jest to masakra. Po przyjeździe nerwy koleżanki puszczają i kategorycznie stwierdza, że była to pierwsza i ostatnia jej wyprawa z dzieckiem.
Mimo usilnych tłumaczeń że pierwsze śliwki - robaczywki nie udaje nam się przekonać jej do wyjazdu. Później okazuje się to chyba zbawienne w skutkach dla nas, że jedziemy sami, w końcu i tak jest nas sporo , a im większa grupa tym wiadomo więcej "humorków", pomysłów, jakiś "foszków" itp.
Chociaż nie ukrywam byłam trochę zła, bo kilka nocy poświęciłam na ślęczeniu przed komputerem w poszukiwaniu takiego lokum, żeby wszystkim pasowało, a okazało się że po powrocie z nart od początku będę musiała zacząć poszukiwania, bo wybrany dom tylko dla nas był za drogi.
Nastał luty i gorączkowe wertowanie w sieci. W końcu jest, jest dom który nam pasuje. Wpłacamy zaliczkę i uff zaklepane i już cieszymy się wyjazdem, a ja już spokojniej zbieram dalsze informacje.
Jakieś pięknej nocy - eureka! trafiam na forum Cro.
Od pierwszego wejścia tak mnie wciągnęło że przez pół roku do wyjazdu nie było dnia abym nie zajrzała na nie.
Dzięki tej skarbnicy wiedzy, sugestiom wielu osób przygotowania i układanie planu poszło jak z płatka Między innymi okazało się że przypadkowa decyzja o wyborze miejsca (Orebicz) rezerwacji apartamentu okazała się super trafna co mnie bardzo ucieszyło.
Postanawiamy pobyt w Cro połączyć najpierw z tygodniowym pobytem pod namiotem gdzieś poniżej Zadaru i tydzień w zarezerwowanym domu w Orebiczu.
Czas upływa nam na codziennych obowiązkach, kompletowaniu sprzętu, układaniu tras, zbieraniu informacji i odliczaniu czasu do wyjazdu, który ma nastąpić 12 sierpnia 2009.
Kwiecień - nikt się tego nie spodziewał tym bardziej ja - trafiam do szpitala na ostry dyżur i nastepnego dnia mam operację kręgosłupa. Z tym dziadostwem jakim jest przepuklina jądra miażdżystego walczę od wielu lat, ale trzeba mieś pecha żeby akurat teraz tak się porobiło że innego wyjścia nie było jak dać się pokroić
Kwietniu i maju przykuta jestem do łóżka.
Jakaś masakra.
Wyjazd staje pod znakiem zapytania. Po jakimś czasie, kiedy najgorsze mam już za sobą stwierdzam że nie dam się i pojedziemy tylko nie wiem czy pod namiotem dam radę.
Kolejne tygodnie mijają, ja wracam do normalności i rosnę w siłę i po wielu dylematach i zmianach decyzji decydujemy, że będziemy realizować pierwotny plan - namiot-amartament.
Super - wraca pozytywne myślenie.
Sierpień - jakieś trzy tygodnie przed wyjazdem nasza córa dostaje ospę!
O zgrozo myślę sobie, dlaczego teraz, dlaczego los jest taki złośliwy i czy nie może być tak jakoś spokojnie bez problemów? uspakajam się trochę myślą, że lepiej teraz niż np. tuż przed wyjazdem,albo w trakcie.
Ale jakie mylne jest to moje myślenie okazuje się tuż przed wyjazdem kiedy na cztery dni przed godziną zero wysypuje naszego dwulatka, a na drugi dzień najstarszego syna.
Gorączkowe konsultacje z lekarzem jechać nie jechać? Płakać mi się chciało. Co za pech. Wszystko już prawie przygotowane a tu taki klops. Po dwóch dniach kiedy najgorsze objawy (przede wszystkim gorączkowe), przeszły u najstarszego syna, biedak najgorzej znosił z całej trójki chorobę decydujemy się nie przekładać wyjazdu i jechać.
Modyfikujemy tylko nasz początkowy plan podróży wyrzucając z programu baseny termalne, które mieliśmy zaliczyć w drodze do Cro ze względu na chłopaków, i stwierdzamy że co ma myć to będzie a ospowatej zarazie się nie damy
A to na dowód jak skutecznie z nią walczyliśmy Ola tylko szcęśliwa że juz nie "pokropkowana"
Nastał w końcu dzień 11.08. kiedy pakowanie czas zacząć, co przyznać się muszę przerosło moje oczekiwania.
To tylko skromna częsć tego co trzeba było zapakować
Dokonaliśmy cudu, aby to wszystko upchnąć do wcale nie małego autka. Teraz już wiem że niektóre rzeczy mogłam sobie darować, ale mądry polak po szkodzie. W przyszłym roku pewnie będę "mądrzejsza"
Cały wtorek upłynął nam na przygotowaniach. Oczywiście nie mogło zabraknąć naklejki
Po pieczołowitym przyklejeniu przez męża znaku rozpoznawczego mogliśmy ruszyć w drogę.
Jeszcze tylko trochę snu przed trasą i......
skażone auto ospowatą zarazą pomknęło na przygodę.
Plan był taki że wstajemy o 4.00 nad ranem 12.08. i o 5.00 wyjeżdżamy. Plan planem - a my wygrzebaliśmy się dopiero koło 6.00, no ale w końcu "nic nas nie goni" przecież jedziemy na wakacje prawie trzytygodniowe wakacje
Nasza trasa : Polska (Gdańsk) - Słowacja - Węgry - Słowenia -Chorwacja