Witam serdecznie wszystkich użytkowników forum
Jest to mój pierwszy post i odrazu postaram się przedstawić relację z pięknej podróży, jednak na wstępie, chcę podziękować wszystkim za wiele cennych rad, jakie miałam szczęscie przeczytac na tym właśnie forum, przed wyjazdem do Croejszi:)
No cóż, to zaczynam
Cały rok czekamy na kolejne wakacje... "My" to ja Karolina i "on" czyli mój Ukochany Wojciech, z ktorym podróżuje od kilku lat i dzielę życie:)
W zeszłym roku odwiedziliśmy Turcję (okolicę Alanyi), rok wcześniej Grecję (okolicę Riwiery Olimpijskiej), a co w roku 2009? Wielka niewiadoma. Początkowo fascynowała nas Madera, jednak skutecznie odstraszyły mnie rosące ceny wycieczek (w lipcu, sierpniu około 4tyś za 2 tygodnie i to "last minute")
W końcu wybór padł na Chorwację, od dawna o tym marzyliśmy, jednak uważalismy, że najlepiej będzie jechać samochodem, którego do tej pory nie mieliśy. Wybraliśmy się zapożyczonym od przyszłego teścia Oplem Corsą z 1995roku, który spisał sie ZNAKOMICIE, za co dziękuję szczególnie pracownikom fabryki Opla
Wyjazd zaplanowaliśmy skrzętnie - wyjazd w sobote 6:00, dojazd w okolice Jezior Plitwickich, nocleg, zwiedzanie, nocleg i nad morze.
Jadąc w strone Chorwacji - bez szczególnych niespodzianek, korków nie było, może troszkę przedobrzyliśmy chcąc skrócić trasę przez Węgry wkopaliśy się na droge wzdłuż Balatonu, co nie było najlepszym pomysłem.
Noi teraz trzeba znaleźć nocleg, niby łatwe, ale jednak stresik był;)
Zatrzymujemy się przy pierwszym napisie "Sobe" jakie znalazło się od momentu poszukiwania, zajeżdżamy, zaczynam gadkę po angielsku (zupełnie nie wiem po co ) Starsza Pani patrzy na tablice rejestracyjne naszej rakiety i mówi "Ja rozumiem Polski". No to już zadowoleni zostajemy - za 24 euro pokój z łazienką i duzym tarasem - nie jest źle:) Dodam jeszcze jedną informację - kiedy zeszliśmy na dół z paszportami, Pani czekała na nas z śliwowicą domowej roboty i wcale nie pytała czy chcemy, tylko nalała, po dwóch takich chlustach miałam piekło w przełyku i raj w głowie
Plitwice piękne, zrobiły na nas ogromne wrażenie, nie będę sie rozpisywać, bo już dużo tego było, w każdym razie warte zobaczenia, tylko troszke szkoda, że taki tłok (byliśmy jednak w śrdoku sezonu,niestety inaczej urlop nie puszczał)
W poniedziałek Pani poczęstowała nas pyszną kawą i w drogę:)
Po drodze zatrzymaliśmy się na 3 godzinki w Trogirze - przecudne miasteczko, w sumie zrobiło na mnie chyba większe wrażenie niż Dubrovnik, być może dlatego, że pierwszy raz w życiu widziałam te wąskie uliczki i romeojuliowe balkoniki:)
Dotarliśmy wreszcie do Duce - miejsca gdzie mieliśmy spedzić następne 7 dni. Wchodzimy po dużej ilości schodów, widzimy nasz śliczny pensjonat, ogród z drzewami oliwnymi, limonkowymi i innymi cudami. jesteśmy zachwyceni, bo za plecami mamy Adriatyk, który widzimy przez nastepne dni z naszego balkonu. Spotykamy właścicielkę pensjonatu, no to znów wyrywam do niej gadką po angielskiemu (w opisie pensjonatu - biegle język angielski i niemiecki) a ona ani pół słowa, poslkiego też nie rozumie... Wojciech dawno temu uczył się niemieckiego, ale nie rozumiemy sie z nią ni hu hu. No ale jak brakuje języka w "gębie" to zawsze pozostaje język ciała, i jakoś gestykulując sie dogadujemy;)
Miasteczko hmmm może nie najgorsze, ale niczego tam za bardzo nie znajdziemy, wszystko jest zorganizowane wokół drogi, nie ma tego uroku, czego nie można powiedzieć o Omisiu, do którego mielismy 20minut drogi piechotką, a samochodem o ile nie było korków 5minut.
Nazajutrz pojawila się równie znajoma para z Bielska, z którą spędzaliśmy kolejne dni urlopu. Jadąc, pytali smsowo, jaka pogoda u nas, bo po drodze caly czas leje i burza a są juz od 3 godzin w Chorwacji. Patrzymy na niebo... hmmm... może nad wyspą Brać widac jakies chmurki, ale u nas cieplutko, słoneczko, taplamy się w wodzie, no nic, piszemy że pięknie i czekamy:) przyjeżdzają... mówią, że zapomnieli powiedzieć, że jak jadą na wczasy to zawsze leje... mówie eeee tam, w Chorwacji deszcz w sierpniu? mineła godzina... LEJE!! hehe pozniej się smialiśmy, jak już po godzince wyszlo słońce i nie schodzilo z nieba aż do samego powrotu, ale jednak przeszlo mi przez myśl, że może rzeczywiście ciąży nad nimi jakieś fatum:P
Dni mijają bardzo miło, beztrosko - opalanie, snurkowanie, chłopcy skaczą do wody gdzie i jak się da ( w Omisiu, po kolacji... w bokserkach, generalnie obojętne:P)
Postanawiamy wybrac się na jakąś imprezę, padło na Makarską...
Nasze odczucia? Miasteczko rzeczywiście tętni życiem, mnóstwo klubów, pubów, dyskotek, ale towarzystwo...
Każdy ma własny gust o którym się nie dyskutuje, ale na litość boska... Facet w obcislych białych ubraniach z nażelowanym irokezem i pomalowanymi tuszem rzęsami??!! Dziewczyna w ubraniu bardziej przypominającym bikini, a nie ubranie, tańcząca na barze o godzinie 23... hehe no nie za bardzo:P Kluby wyglądają świetnie, ale są zatłoczone i tylko dla wielbicieli muzyki techno itp.
Ciężko było sie pożegnać z Omisiem, Duce i skałkami w Ruskamen, na które namiętnie jeździlismy snurkować, ale czekało na nas południe Chorwacji, a my również nie mogliśmy się go doczekac...
Rozstalimśmy się więc ze znajomymi - oni mieli w planach zatrzymać sie jeszcze na Słoweni, a my ruszyliśmy Magistralą w dół...