Bezpośredni link do malowanych cerkwi Bukowiny.
Bezpośredni link do drewnianego piękna Maramureszu.
Bezpośredni link do Siedmiogrodu z odrobiną Wołoszy.
Pełny spis treści znajduje się za poniższym tekstem.
Hejjj!
Od razu przepraszam za nieco pretensjonalny tytuł. Nie chodzi mi tu o wyczerpujące, niekończące się trasy, kiedy człowiek dociera do jakiegoś celu, nie wiedząc już z czego ma się bardziej cieszyć - że go osiągnął, czy że już więcej nie musi.
Przejrzałem forum i widzę, że o Rumunii nie napisano (czy nie pokazano) zbyt wiele jeszcze. Więc - na tym forum - kraj wciąż do odkrycia. Jest wspaniała relacja Jo_Anny (przy okazji - jeśli tu zajrzysz - pozdrowienia dla Basi). Chylę czoła przed talentami pisarskimi; ja sam mam zdecydowany pisowstręt, jednak czasem z nim walczę. Tu głównie chcę pokazać fotki z gór, chociaż trafi się kilka takich niekoniecznie górskich.
Zamykając ten akapit - hasło "wyrypy" ma zniechęcić kogoś, kto woli odpoczynek na plaży czy w basenie. Tego tu nie będzie, więc szkoda byłoby czasu poświęconego na wgłębienie się w ten wątek.
Jako że język rumuński nie jest mi do końca obcy, to chciałbym jedną informację (wprowadzoną Jo_Annie w wątek) sprostować - "kot" po rumuńsku, to nie jest "negru", tylko "pisica". "Negru" znaczy "czarny", ale nawet chcąc powiedzieć "czarny kot", powiemy "pisica neagra", gdyż kicia w rumuńskim jest rodzaju żeńskiego. Chociaż, jak się ktoś uprze i zechce powiedzieć "czarny kocur", to ten już będzie negru: "pisoi negru".
Po tym wstępie formalnym, chciałbym zrobić mały wstęp merytoryczny. Dotyczy on wydarzeń z mojego poprzedniego życia i może wyjaśnić przyczyny mojego uwielbienia Rumunii i Rumunów.
Abstrahując od przejazdu w 1976r do Bułgarii i z powrotem, obfitującego w różne przygody m.in. na terenie Rumunii, to pierwszy poważniejszy kontakt z tym krajem nastąpił dwa lata później. Poniżej kilka słownych migawek z tego wypadu.
1. Oradea - granica węgiersko-rumuńska.
Słońce Karpat (imieniem Nicolae) dekretem uznał, że rumuński autostopowicz to podróżny, ale zagraniczny autostopowicz, to już włóczęga. A że włóczęgostwo jest nielegalne, więc i zabieranie zagraniczników jest nielegalne i podlega karze.
Po odprawie rumuński celnik chcąc nas uchronić przed ew. kłopotami sam przytrzymuje polski autokar, wskazując na nas. Jakież jest jego zdumienie, że mimo kilku wolnych miejsc, autokar odjeżdża bez nas. Nas to jakoś nie dziwi. Żegnamy się i odchodzimy kawałek dalej by sobie samemu coś złapać.
2. Gdzieś na trasie Oradea - Deva.
Pakujemy się na jakąś półciężarówkę. Sporo młodzieży, wesoła atmosfera. Zdążają na swoją kwaterę - rodzaj internatu. Zapada wieczór, więc proponują nam nocleg u nich. Ale przecież... to nielegalne i karalne? Głośny śmiech - a któżby się tym przejmował?! Tu jest Rumunia! A Wy jesteście Polakami, słynącymi z gościnności. Pokażemy Wam, że Rumuni nie są wiele gorsi.
Przed zaśnięciem impreza, w trakcie której wymieniam się z Vasile trampkami. Moje są podobne do szpanerskich, chińskich "tajgerów", a Vasile jest koszykarzem i bardzo chciałby kolegom zaszpanować. Nie przeszkadza mu, że moje są odrobinę za duże.
Ja jeszcze długo potem używałem tych przymałych, ale jakże pamiątkowych trampek.
3. Deva, wieczór.
Siedzę przed kinem z moimi dwoma dziewczynami i zastanawiamy się, co robić. Trzeba się wydostać z centrum, żeby postawić namiot w jakiejś kukurydzy. Rozmowa zwabia rodaków, którzy opowiadają nam swoją przygodę.
Jechali do Bułgarii swoim autem i mieli stłuczkę. Wóz w naprawie a oni muszą kiblować. Są bez kasy, jako że w tamtych czasach dostawało się tylko talony tranzytowe, pozwalające przeżyć max 2 dni po drodze. Oni siedzą już prawie tydzień i jeszcze grosza nie wydali. Cała wieś zapisała się u sołtysa w kolejce, kto ich gości w danym dniu. Opływali we wszystko, słysząc tylko: Jesteście Polakami, słynącymi z gościnności...
4. Deva, wieczór, koniec seansu.
Ludzie wysypują się z kina. Oczywiście trójka z wypchanymi plecakami budzi ich zainteresowanie. Polacy? Turyści? Autostopowicze?
Nagle jakieś zamieszanie, przepychanki, rodzaj bójki. Stłaczamy się, by w ferworze nie oberwać, ale czujemy już szarpanie za nasze toboły, ubrania. Jesteśmy ciągnięci, popychani, na siłę wtłaczani do taksówki, która właśnie zajechała. W ogólnej szarpaninie, nie potrafimy się bronić, zresztą nie wiemy, kto naszym wrogiem, kto obrońcą.
Drzwi się zatrzaskują, taksówka rusza z piskiem opon.
- Wojtek, zrób coś! - wołają dziewczyny. Co ma zrobić? Jak mam zrobić?? Na mnie plecak, na plecaku Rumun...
Wyjeżdżamy na przedmieścia, gdzie wóz staje, ktoś wysiada, wyciąga mój plecak, robi się przestronniej.
- Wojtek, nie wysiadamy! - znowu słyszę. Ale okolica cywilizowana, jakieś bloki. Chyba nas tu nikt nie zarżnie.
Ten, który nas porwał, ma na imię Romike. Taksówka odjeżdża a on wyjaśnia, że wygrał bitwę o nas. Zwycięzca ma prawo ugościć Polaków.
Jego mieszkanie składa się z dwóch pustych pokoi. Romike idzie spać na podłogę w jednym, drugi jest dla nas - mamy tu jeden rozkładany fotel. Oczywiście, również nasz dmuchany materac.
Budzimy się rano, niepewni jak mamy się zachowywać, czy Romike jeszcze śpi? Ale właśnie otwierają się drzwi wejściowe i Romike puka do nas.
Wnosi tacę z pełną zastawą i litrową rakiją. Sam nie pije, ale ma przecież gości. Całą zastawę wypożyczył w knajpce na dole.
Po śniadaniu pomaga nam złapać autostop do Gura Apei w Retezacie. Żegnamy się z wylewnością i wdzięcznością.
- Co Wy? Przecież to normalne, że Was ugościłem. Polacy słyną z gościnności, my też chcemy tacy być.
Romike, nie powiem Ci tego, ale dobrze że nie byłeś w Polsce - przynajmniej się nie rozczarowałeś...
5. Retezat.
Zostawiamy namiot rozbity niedaleko schroniska i wyruszamy na całodzienną wycieczkę. Pogoda piękna, widoki wspaniałe, czas płynie...
Trzeba by już wracać, ale tu tak pięknie. A może byśmy zmienili plany i nie wrócili, tylko poszli dalej i zanocowali w schronisku, na drugi dzień zrobili pętelkę z wejściem na Peleagę, zanocowali powtórnie i wrócili dopiero na trzeci dzień? Dobry pomysł!
Schodzimy do schroniska Gentiana (Goryczka) z fantastyczną, studencką atmosferą. Sięgam do plecaka po pieniądze... Oopsss... Nie mam. Zostawiliśmy zarówno pieniądze, jak i dokumenty w namiocie. Jasny gwint! Teraz już i tak za późno.
Negocjuję warunki noclegu, wyznając że nie mamy czym zapłacić. Nie szkodzi, możemy tu spać. Ale... jakby to powiedzieć, my byśmy chcieli tu spędzić nie jedną, a dwie noce. Nu problema - zostańcie, ile chcecie.
Nie potrafimy wyjść ze zdumienia, ale nie będziemy się szczypać.
Wieczór upływa przy ognisku i śpiewach. Proponują nam, byśmy i my coś polskiego zaśpiewali. Biorę gitarę i w ciszy rumuńskich gór rozlega się nastrojowy "Dunajec". Radość wybucha jednak, kiedy "groza pieści nogi". Niczego nie rozumieją, ale Groza - tak, Petru Groza, to znany działacz komunistyczny. Tak znany, że nawet Polacy o nim pieśni układają!
Po dwóch noclegach żegnamy się z gospodarzami Gentiany.
- Nie macie za co dziękować. Byliście w potrzebie. To chyba normalne - przecież Wy byście też nas tak ugościli...
6. Fagaras.
Po Retezacie rozstaliśmy się z Bożusiem - musiała wcześniej wracać do kraju. Pisz często! - rzucamy na odchodnym i już tylko we dwoje docieramy autostopem do Bilea Lac, gdzie rozstawiamy namiot. Na drugi dzień piękna wycieczka po najwyższym paśmie górskim Rumunii. Po powrocie zastajemy liścik przy namiocie. Bożuś napisał!
Okazało się, że jej książeczka walutowa (tak, tak, było kiedyś coś takiego) została u nas, a bez niej nie przekroczy polskiej granicy. Jak się zorientowała, próbowała nas dogonić. Nie udało się, zapadł zmrok, ale spotkała jakichś rumuńskich Niemców,którzy ją przygarnęli do siebie i kiedy my byliśmy w górach, dotarli z nią do naszego namiotu.
Zostawiamy kolejnego poranka książeczkę walutową pod podłogą namiotu, a po powrocie z Moldoveanu zastajemy podziękowania od Bożusia. Pisze też, że jest zachwycona przypadkową gościną. Usłyszała o polskiej gościnności...
----
Ufff... opuszki palców mi spuchły od tego stukania. Ale to już praktycznie cały tekst, jakim chciałem się podzielić. Czy mógłbym nie kochać Rumunii? Rumunów?..
Obiecuję, że teraz to już głównie fotki będą się w tym wątku pojawiać.
Muntii Cernei
Muntii Mehedinti
Muntii Apuseni (Cheile Turzii)
Muntii Apuseni (Bihor: Padis - część 1)
Muntii Apuseni (Bihor: Padis - część 2)
Muntii Rodnei (Góry Rodniańskie)
Muntii Calimani (Kelimeny)
Wesoly cmentarz w Sapanta
Muntii Hasmas
Wąwóz Bicaz
Muntii Ceahlau
Muntii Rarau
Bukowina: malowane cerkwie
Maramuresz: piękno w drewnie zaklęte
Muntii Apuseni - suplement
Muntii Apuseni (Cheile Turzii - suplement)
Piatra Mare
Ciucas
Bucegi
Piatra Craiului
Iezer-Papusa
Trasa transfagaraska - cz.1 (Poienari)
Muntii Apuseni (Vladeasa)
Muntele Mic
Muntii Tarcu
Muntii Sureanu
Muntii Valcan
Muntii Capatanii
Muntii Capatanii - trasa Doroty
Muntii Lotrului
Muntii Cindrel
Muntii Postavaru - wąwóz i ferrata
Wąwóz Dambovicioara
Wąwóz Dambovica
Muntii Leaota
Muntii Bucegi
Trasa transfagaraska - cz.2
Hunedoara
Opuszczony kościół w Dobarca
Sibiu
Muzeum Cywilizacji Ludowej ASTRA
Cisnadie
Monastyr Cozia
Monastyr Turnu
Monastyr Govora
Horezu, monastyr Hurezi
Monastyr Bistrita
Curtea de Arges
Namaesti - cerkiew w skale
Rasnov
Brasov (Braszów)
Homorod
Viscri
Saschiz
Sighisoara
Biertan
Mosna
Medias
Valea Viilor
Targu Mures
Turda
Cluj-Napoca
Huedin
Muntii Fagaras
Pozdrawiam,
Franz