To powyżej to nie bredzenie w malignie, tylko nawiązanie do mojej ubiegłorocznej wypowiedzi w wątku o Costa Brava, gdzie oświadczyłam, iż
Twoja relacja tylko mnie upewniła, że w Hiszpanii w lecie nie mam czego szukać, jedynie Barcelonę chciałabym jeszcze raz, na spokojnie zobaczyć - ale do tego nie trzeba wakacji.
Kończąc ubiegłoroczną chorwacką relację wspomniałam, że plany na ten rok już mam. I miałam. I oczywiście, jakżeby inaczej - zmieniłam.
Głównie dlatego, że w Barcelonie osiadł mój kuzyn i istniała możliwość zakotwiczenia u niego na parę dni.
Tak więc, korzystając z okazji postanowiłam plany zwiedzenia Litwy, Łotwy i Estonii przesunąć na bliżej nieokreśloną przyszłość, a teraz zaryzykować jednak wyprawę do kraju, który niespecjalnie mnie pociąga, ale dla dzieci spragnionych słońca i wody jednak ma szanse być atrakcyjny.
Pierwotny plan zakładał podróż samochodem, nocleg u rodziny pod Lyonem, cztery dni w Barcelonie, tydzień na Costa Brava i powrót przez Lyon do Wrocławia. Ustaliłam z kuzynem termin, znalazłam fajny hotel w Blanes i właściwie mogłam na miesiąc czy nawet dwa odpuścić sobie myślenie o urlopie.
Ale od samego początku bolała mnie jedna rzecz - czas i intensywność podróży, a także ilość dni urlopu, jaką "zeżre" ta wyprawa. Nie mojego, ja urlopu mam w bród, ale M. jednak jest przedstawicielem tej większości ludu pracującego, która dysponuje jedynie 26 dniami w roku. Myśl o co najmniej 3 zmarnowanych dniach bolała mnie bardzo, więc zaczęłam intensywnie śledzić ceny lotów z Wrocławia do Girony i po jakimś czasie okazało się, że ceny są tak przyjazne, że tarabanienie się samochodem kompletnie nie ma sensu. Pozostało jeszcze tylko przekonać M., zapalonego kierowcę zakochanego we własnym samochodzie, że to jednak jest dobre rozwiązanie.
Udało się, wykupiłam bilety i zaczęłam się naprawdę cieszyć na myśl o urlopie. Co prawda na tydzień przed wyjazdem mój spokój zmąciła myśl, że zasadniczo w Blanes jesteśmy do soboty, a lot z Girony mamy w niedzielę a z dziećmi to jednak dobrze byłoby mieć jakiś nocleg, ale potęga internetu jest wielka i nocleg w Gironie zaklepałam bez większego wysiłku.
Lot do Girony był bardzo spokojny, dzieci rozemocjonowane swoją pierwszą w życiu podróżą powietrzną były wręcz zachwycone. Ja, mając w pamięci to, że podróż miała trwać ponad 2 dni - również. Lotnisko w Gironie ma doskonałą komunikację z Barceloną i nie tylko, tak więc już po 5,5 h od wyjścia z domu wysiadaliśmy na dworcu autobusowym w Barcelonie.
Tego dnia, biorąc pod uwagę nadmiar emocji dziecięcych, zadowoliliśmy się tylko kolacją w knajpie (syryjskiej, jako że nasz "tubylec" upierał się, że to lepsze niż kuchnia hiszpańska - czas pokazał, że miał rację) i spacerem po plaży. Wieczorem ustaliliśmy plan zwiedzania na najbliższe dwa dni, bo tyle właśnie mieliśmy spędzić w Barcelonie, trzeciego dnia udając się już na Costa Brava.
Następnego dnia rano ruszyliśmy w miasto.
Pierwszy przystanek Port Vell
I taki w nim człowieczek
Dotarliśmy do pomnika Kolumba
po czym ruszyliśmy w górę w poszukiwaniu kamieniczek Gaudiego
Casa Battlo
i Casa Mila
cdn.