Była już Szwajcaria, była już Słowacja, Kazachstan, nawet Ukraina by Plumek i wiele, wiele innych pięknych i ciekawych miejsc i wypraw. Cromaniacy podróżują w niesamowite miejsca i pięknie je pokazują.
Nasza wyprawa zaczyna się w Kielcach już tydzień przed wyjazdem. Przygotowania zajmują trochę czasu bo nic nie wiemy o Ukrainie, ani o miejscu w które się wybieramy - Gorgany w Karpatach Wschodnich.
No to zaczynamy.
Uczestnicy: Krzysiek Ry. (Jest dwóch Krzyśków z nazwiskami na literę R ) - właściciel transportu i szef wyprawy, Krzysiek Ru., Albert, Piotrek i ja (z Albertem i Piotrkiem byliśmy w Bieszczadach we wrześniu )
7.11.08 godzina 21 wyjazd z bazy Alberta w stronę Medyki. Po drodze pod Opatowem zabieramy z domu Krzyśka Ru. Wiemy, że musimy mieć ze sobą po 300 USD bo jedziemy bez zaproszenia i mogliby nas nie wpuścić. Najlepiej jak te 300 USD jest w banknotach po 5 i 10 USD dla ewentualnych pracowników służby DAI (ichniejsza służba drogowa coś w rodzaju naszej drogówki) Wiemy, że trzeba się liczyć z tym że będziemy musieli dawać łapówki i kasa jest podzielona po różnych kieszeniach, żeby nie wyjmować całego pliku na raz.
Jeszcze przed Opatowem gubimy jedną z karimat przytroczonych do dachu. Dobrze, że mamy zapas . Jedziemy z dwoma namiotami i zamiarem spania w górach właśnie pod namiotem gdzie temperatura rano jest już bliska 0, lub nawet spada poniżej 0.
Medyka - godzina 3.30... przed nami kilkadziesiąt samochodów w kolejce... ponoć nie tak źle, nagle zauważamy napis nad bramką TAX FREE więc myśląc, że tam mają podjeżdżać ci, którzy nie mają nic do opodatkowania podjeżdżamy w tę właśnie bramkę. W tym czasie do kolejki głównej podjeżdża jeszcze kilka innych samochodów. TIRów praktycznie nie ma. Celnik w słusznej czapce z nausznikami wyjaśnia nam jednak, że TAX FREE oznacza, że musimy mieć jakąś fakturę zwolnioną z opodatkowania czy coś w tym stylu... nie bardzo rozumiemy, jednak kieruje nas do głównej kolejki. Cały czas prowadzę ja. Pierwszy człowiek na bramce granicznej i już zaskoczenie. Pyta się ilu nas jedzie i wypisuje jakiś blankiecik z ilością osób i numerem rejestracyjnym naszego wehikułu do zachowania na czas przejazdu przez granicę - oddamy go na ostatniej bramce. Dostajemy również blankiety do wypełnienia przez nas z naszymi danymi i celem podróży. Dobrze że mamy ze sobą długopis . Kolejka dłuży się niemiłosiernie. Sprawdzają każdy samochód bez wyjątku. Jak sie doczepią do naszego to 2 godziny nie wyjęte będziemy się rozpakowywać i pakować spowrotem. Z daleka widać, że jesteśmy turystami. Karnister na paliwo, dwie łopaty, sprzęt turystyczny na dachu i w bagażniku, samochód terenowy, a mimo to gość wpada i przetrzepuje nam samochód wywracając wszystkie toboły do góry nogami. No i oczywiście pieczątki, żeby było ważnie i urzędowo, masa pieczątek, nawet nie jestem w stanie zliczyć ile. Wreszcie koniec końców przebijamy się przez ostatnią bramkę gdzie oddajemy blankiecik, który dostaliśmy na pierwszej z ilością osób i numerem rejestracyjnym samochodu, którym się poruszamy. Godzina 7.40 - wreszcie na Ukrainie. 4 godziny na granicy - nieźle Mówiłem, że będę jechał do granicy, ale jakoś towarzystwo się nie kwapi, żeby mi zabrać kierownicę, więc jadę dalej, aż w końcu przed Lwowem mówię, że nie dam rady dalej jechać. Zatrzymujemy się na papierosa i w tym momencie pojawia się nasz "anioł stróż" w Audi A6. Zatrzymał się ok 20 m przed nami i najprawdopodobniej patrzył co będziemy robić, a my dopalamy papierosy i zamieniamy się z Krzyśkiem Ru. miejscami. "Anioł stróż" odjeżdża nie zaczepiając nas. Stan dróg jest fatalny na Ukrainie, rozpiętość w transporcie - ogromna - od najnowocześniejszych SUVów, po stare Łady, Zaporożce (czy ktoś to jeszcze pamięta ) i Wołgi
Dla nas to pełna egzotyka i robi wrażenie dzięki GPSowi udaje nam się dojechać do centrum Lwowa i zatrzymujemy się na placu Adama Mickiewicza
Po lewej Krzysiek Ry., a po prawej Krzysiek Ru.
Oczywiście za postój trzeba zapłacić 10 UAH za godzinę. Postój bierzemy na 2 godziny i idziemy na stare miasto. Jest godzina koło 11. W drodze jesteśmy już 14 godzin. Niewyspani, ale zadowoleni.
Trzeba by było przetrącić coś na ciepło, ale najpierw wpadamy do księgarni i zaopatrujemy się w najszczegółowsze mapy rejonu, w który się wybieramy - Karpaty Wschodnie - Gorgany i Czarnohora. Wreszcie po udanych łowach idziemy na spacer po Lwowie. Ukrainki jak spotykałem się z opiniami - zadbane, urodziwe . Od razu spotykamy się z propozycjami usług przewodniczych po Lwowie, ale skutecznie odmawiamy. Znajdujemy wreszcie elegancką restaurację, w której decydujemy się coś zjeść.
Kelnerka oczekująca przy drzwiach na gości
Szefowa również czasem wita wchodzących klientów
Zamówiliśmy sobie barszczyk ukraiński (no bo jakżeby inaczej ) i "svininu" z kartoflami "na żaru" jakie te języki podobne
Dogadujemy się bez najmniejszych problemów nie używając ani rosyjskiego, ani angielskiego a ukraińskiego przecież nie znamy Zresztą rosyjskiego oni nie lubią i nie używają. Jedzonko było pyszne. Za cały obiadek wyszło po ok 36 PLN na głowę.
Tak najedzeni ruszyliśmy na zwiedzanie starego miasta Lwowa.
Śluby to tam raczej są bogate
Chodząc tak z tymi aparatami musieliśmy się wręcz opędzać od sprzedających pamiątki, broszury, przewodniki i od oferujących usługi przewodnicze.
No ale czegoś takiego się nie spodziewałem
Powiało Bałkanami
Ostatnie zdjęcie ze Lwowa ...
i w drogę... Jedziemy w Gorgany
Szanowaliśmy przepisy i nie spotkała nas żadna przykrość ze strony służb DAI , a swoją drogą z czym wam się kojarzy nazwa - DAI łapówkę
Pogoda jak widać nam sprzyjała... Cienka pokrywa chmur, z prześwitującym niekiedy słońcem dawała nadzieję, że będzie dobrze w terenie gdzie średnie roczne opady deszczu sięgają 1200 mm/m2
Jadąc takimi drogami ...
... o godzinie 17.30 dojechaliśmy wreszcie do Jaremczy, gdzie postanowiliśmy zostać na noc. Jutro ruszamy w teren.
Jaremcza to miasteczko które można porównać do Zakopanego, położone już w górach, z bankami, restauracjami, doskonałą bazą noclegową a i nocleg w tym mieście nie należy do tanich - 100 UAH od osoby ~50 PLN, ale za to w pokoju z TV Sat, łazienką i śniadaniem, które można było sobie wybrać spośród trzech zestawów, jak w hotelu, mimo, że to był to pensjonat.
Zaraz wyruszamy w teren
C.D.N.