Po ubiegłorocznej wizycie na Peljesacu z biurem podróży (FunClub - możemy spokojnie polecić, choć raczej dla przygotowanych na tanie biuro podróży - walka o miejsca w autobusie, niejasności przy kwaterowaniu, ale liczy się najbardziej to że poznaliśmy świetnych ludzi), byliśmy pewni że w tym roku też chcemy zobaczyć Chorwację. Pozostawała kwestia wyboru miejsca, bo z racji naszego ślubu zostawał jeden termin - druga połowa sierpnia. Wybór padł na Istrię - długo trzeba było myśleć, bo lubimy skaliste wybrzeże i mniej dostępne plaże, takie jak na południu, ale po przeczytaniu setek postów na forum zdecydowaliśmy się na ten półwysep. Żeby wilk był syty a owca cała - były i super plaże i mnóstwo zwiedzania - zarezerwowaliśmy apartament w Rabacu. Liczyliśmy na to, że będzie to świetny punkt wypadowy do wycieczek na całą Istrię, ale też że znajdziemy tu mnóstwo typowo turystycznych atrakcji.
Szczegóły będą oczywiście później w relacji, ale w skrócie wybór okazał się bardzo trafiony. Co prawda na te bardziej malownicze plaże trzeba było iść dobre 20 minut, a znad morza w górę zbocza do apartamentu można było spalić kalorie z całego obiadu, Rabac okazał się świetnym, malowniczym miasteczkiem, z którego jednak najczęściej uciekaliśmy do mniej zaludnionych miejsc. Jako punkt wypadowy był ok., jednak niektórych mogłoby zmęczyć pokonywanie tych samych tras dobrych kilka razy. Niestety oprócz fantastycznie zbudowanego istarskiego ypsilonu z dziesiątkami wysokich wiaduktów i tunelem pod Ucką, dróg tam raczej niewiele i z uwagi na ukształtowanie terenu sieć drogowa gęsta nie jest.


Wiejski tuning w wersji słowackiej, musieliśmy się przy tym cudeńku zatrzymać



Jeden z wielu wiaduktów widziany z ruin Dvigradu