Witam,
21 września br. w niedzielę jechałem z rodziną z Tucepi do Splitu. W Makarskiej na światłach wjechał we mnie Chorwat. Zdarza się. Nikomu nic się nie stało. A jechałem z dwójką malutkich dzieci i żoną. Auto dostało solidnie z przodu. Na miejsce wezwano policję. Sprawdzono mnie na alkomacie - trzeźwy. Spisano protokół i wyznaczono rozprawę w sądzie na wtorek 23 września. We wtorek 23 września sąd w Makarskiej uznał, że winnym wypadku był Chorwat (to była jdynie formalność, bo gość od razu się przyznał), dostałem sądowy papier z nazwą jego towarzystwa ubezpieczeniowego, nr polisy itp. itd. Na marginsie opowiem też o czymś innym. Zatelefonowałem mianowicie do "swojej" Hestii, gdyż pan policjant tuż po wypadku nie chciał dać się przekonać, że nie potrzebuję mieć zielonej karty. Chciałem, żeby mnie Hestia uspokoiła - niestety niekompetenta osoba w Hestii zapewniła mnie, że w Chorwacji zielona karta jest niezbędna i że jeżeli jej nie mam, to .....Sięgnąłem do przewodnika i tam, o zgrozo, wyczytałem, że zielona karta jest niezbędna. Dowiedziałem się, że w Tucepi są polskie autokary z turystami - pomyślałem, że ich kierowcy będą wiedzieć, co z tą kartą. Jeden powiedział mi, że trzeba mieć, ale on w sumie to nie wie, a trzech innych kazało spierdalać (byli pijani - rozmawiałem z nimi przez drzwi w ich hotelu). Smutne. W kafejce internetowej siadło połączenie i dopiero w tajemnicy przed menadżerem w jednym z hoteli pozwolono mi skorzystać z internetu w recepcji. Tak nabrałem nadziei, że zielonej karty jednak nie trzeba. Następnego dnia upewnił mnie w tym konsul w rozmowie telefonicznej. Co do całości sprawy - komentarz zbyteczny. Ale wracam do mojego problemu. Inna pani w infolinii Hestii poinformowała mnie, że w Polsce będzie jakieś towarzystwo reprezentowało to towarzystwo, gdzie ubezpieczony był sprawca. Chodzi tu o chorwacki "Euroherc". No to wróciłem do Polski. Zatelfonowałem do Hestii, żeby mi podali, kto reprezentuje ten "Euroherc". W Hestii nie potrafili mi jednak nagle tego sprawdzić i odesłali do PZU, informując, że PZU ma pełny wykaz, kto kogo i gdzie reprezentuje. No to przefoniłem do PZU i tam gość na dzień dobry mówi mi, że mam szczęście, bo to właśnie PZU reprezentuje w Polsce chorwacki "Euroherc". No to fajnie. Zgłosiłem szkodę. Kazano mi czekać na kontakt. I nagle po jakichś dwóch tygodniach telefonuje do mnie pani z PZU z pytaniem czego to właściwie ja chcę od PZU. Wyjaśniam, a mi, że PZU żadnego "Eurohercu" w Polsce nie reprezentuje. Zatelefonowałem do Polskiego Biura Ubezpieczycieli Komunikacyjnych i tam potwierdzono, że pani z PZU ma rację. Co zatem mam robić? Jak się okazuje mogę albo zlikwidować szkodę z mojego własnego autocasco, co jawi mi się jako niezdrowe, niesprawiedliwe i nieuczciwe, choć być może konieczne (z takimi konsekwencjami, jak wyższa składka w kolejnym roku itp.) albo zgłoszenie roszczenia bezpośrednio do EUROHERCU w Chorwacji. W przypadku likwidacji szkody z autocasco "moja" Hestia może potem dochodzić od Eurohercu zapłaty na zasadzie regresu, ale na to nie mam już wpływu.
Czy ktoś z Was był w podobnej sytuacji. Co radzicie zrobić? Zdecydować się na autocasco czy próbować z OC sprawcy w jego chorwackim Eurohercu? A jeżeli to drugie, to jak to rozegrać?
pozdrawiam,
jarek jeziorski