napisał(a) Mdziumka » 23.10.2008 09:36
O 15-ej jedziemy dalej. Mkniemy autostradą , aż miło. W Budapeszcie nastąpiło małe zawirowanie, przy którym Leszkowi puściły nerwy. Zgubiliśmy drogę. Mój mąż już do końca będzie utrzymywał, że to ja ją zgubiłam. W mieście prowadzone są remonty dróg, co dodatkowo utrudnia jazdę. Piękno miasta oglądamy tylko z okien samochodu.
Po wielu trudach, jakoś udaje nam się wyjechać. Postanawiamy wrócić tu za rok, aby lepiej poznać stolicę Węgier. Całe Węgry są źle oznakowane. Trudno znaleźć nazwę ulicy (jeszcze trudniej ją wymówić),drogowskazy małe i słabo widoczne.
Kiedy planowaliśmy wakacje, pierwszy nocleg wymyśliliśmy nad Balatonem. Droga jednak mija nam jakoś tak szybko, że postanawiamy jechać tak długo jak się da. Krajobrazy za oknem właściwie ciągle te same, tylko kukurydza i słoneczniki. O 20-ej mam już dość. Granicę z Chorwacją przekraczamy w Letenyje. Celnicy ledwie spojrzeli na nasze paszporty Pierwszy, wymarzony nocleg w Varażdinie. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej, aby zasięgnąć języka. Dostajemy namiary na mały pensjonat. Cena 46 euro za jeden pokój ( pokoje są dwuosobowe), trochę zbija nas z nóg, ale jesteśmy już bardzo zmęczeni i nie dyskutujemy. Szybkie mycie i spać. Rano pobudka o 5.30. Wyjazd o 6-ej. Dzień wita nas gęstą mgłą. Do Plitwic kilkadziesiąt kilometrów jedziemy autostradą, w Karlowaczu wjeżdżamy na starą drogę, krętą ale pełną uroku. Dojeżdżamy bez kłopotów. Tu, inaczej niż na Węgrzech, nie ma problemów z oznakowaniem dróg. Wjeżdżamy na parking, do kasy i rozpoczynamy pełen wrażeń spacer po parku.
Plitwickie Jeziora powalają urodą, są po prostu niezwykłe. Nic później nie zrobi już na nas takiego wrażenia. Zwiedzanie rozpoczynamy od wejścia pierwszego. Wiem, że to zdjęcie było już wielokrotnie, ale ja też musiałam takie zrobić.
Ostatnio edytowano 22.06.2009 21:24 przez
Mdziumka, łącznie edytowano 2 razy