Wyprawa do Indonezji rozpoczęła się jeszcze w Polsce, gdy dobierała się grupa złożona z ośmiu członków wyprawy, wszyscy w podobnym wieku, częściowo znający się i nasz przewodnik pan Boguś. To właśnie dzięki niemu ta cała podróż miała sens. Boguś zna biegle 10 języków, w tym Indonezyjski, z resztą w kilku rożnych narzeczach. Zna doskonale tutejsze realia, prowadził już podobne grupy kilkukrotnie, co przekonało nas do takiej wyprawy. Podróż ta była całkowicie prywatna, nie kierowana przez jakiekolwiek biuro turystyczne. I to było jej wielką zaletą. Z Warszawy do Frankfurtu, dalej już liniami Emiratów, a są to jedne z najlepszych linii na świecie, do Dubaju i Singapuru, gdzie zatrzymaliśmy się na dwa dni w hotelu.
Boeingi 777 to najnowszej klasy samoloty, w jednym rzędzie może być nawet 10 foteli. Personel genialny, na drobne skinięcie przynoszą podwójnego skocza, wiedza jak umilać podróż.
Sam Singapur to bajeczne miejsce. To atmosfera Orientu w połączeniu ze wszystkimi udogodnieniami nowoczesnego świata. W mieście tym mieszają się ze sobą najróżniejsze kultury świata. Dwie trzecie mieszkańców Singapuru to ludność pochodzenia chińskiego, która jednak od dawna już używa w odniesieniu do siebie nazwy Singapurczycy. Jedną szóstą stanowią Malajowie, potem Indonezyjczycy, Europejczyków raczej mało. Tu dzielnica Mała India, genialna w swoim wymiarze.
Pełna małych świątyń, ulicznego zgiełku, kolorowych straganów, gdzie można kupić najrozmaitsze towary z całego świata, głównie podróby.
Zakupy można zrobić w luksusowych sklepach z antykami lub na nocnych targach. Do najbardziej popularnych nabytków należą zegarki szwajcarskie lub japońskie, dywany z Persji, jedwab z Tajlandii lub Indii, porcelana i jedwab z Chin, francuskie kosmetyki, japoński i niemiecki sprzęt elektroniczny.
Miasto usytuowane w odległości zaledwie 136 km od równika, kraj znajduje się na skraju dwóch systemów wiatrów. W okresie od grudnia do marca z północnego wschodu wieją tutaj wiatry pasatowe, zaś od czerwca do września, z południowego zachodu; monsuny, przynoszące opady. Podobnie w czasie naszego pobytu momentami nieźle lalo, szczęściem głównie w nocy. Opady deszczu są tutaj gwałtowne, ale krótkie. W dzień przy olbrzymiej wilgotności zanotowaliśmy temperaturę 32 stopni.
Po zwiedzeniu piechotką orientalnych przedmieści, zbliżyliśmy sie do legendarnego City. Tu właśnie rozkładali zapory drogowe, płoty i oświetlenie na nocny wyścig formuły F1 z udziałem naszego Kubicy.
Cdn.
Pozdrawiam, Grzegorz