Pisarz ze mnie żaden fotograf też ale wiem jak pomocne są relacje z wypraw do Chorwacji.
Przygotowania do tej wyprawy zaczęły się z końcem roku 2007. Mieliśmy jechać w znane nam miejsce na wyspę Krk do Malinskiej ale nie znaleźliśmy chętnych (jeszcze jednej pary), więc zaczęły się poszukiwania kwatery, przewertowałam chyba wszystkie możliwe oferty w okolicach Sibenika, na wyspie Krk i w okolicach Breli. W sumie przez przypadek (zbieżność nazw apartamentu) zarezerwowaliśmy kwaterę w Vodice a dokładnie Srima. Pod koniec stycznia kwaterka była nasza na druga połowę sierpnia i zaczęło się oczekiwanie na wakacje, na sierpień i w końcu na nasz wyjazd.
W końcu się doczekaliśmy dnia 17.08.2008 o godzinie 3:00 wyruszaliśmy w drogę w składzie ja, mąż, córka Julka (3 lata), brat z żona i córka( 1rok). Trasa Częstochowa-Cieszyn-Cadca-Bratysława-Wiedeń-Graz-Mureck-Ptuj-Zagrzeb-Vodice. Tu oczywiście podziękuje za dokładnie opisanie drogi omijającej płatny odcinek Słowenii przez Mureck do Ptuj. Droga do Vodice zajęła nam z duża ilością postojów około 16h.
Droga do granicy przebiegła nam ekspresowo o tej godzinie po prostu było pusto na drogach. Zaraz za granicą słowacka kupiliśmy pierwszą winietę za 300koron na miesiąc. Droga przez Słowację też bez najmniejszych problemów, no może poza zgubionym dodatkowym lusterkiem (auto na nauce jazdy). Koło godziny…. Wjeżdżamy do Austrii tam na granicy kupujemy winietę na 10dni za 7,6euro i dalej w drogę. W Austrii zatrzymujemy się na dłuższym postoju, wciągamy małe co nieco z naszych zapasów, podziwiamy koniki pasące się w pobliży i ruszamy dalej jest wcześnie dzieci jeszcze nie marudzą więc można spokojnie jechać. Następny przystanek to ostatni parking przed zjazdem z autostrady na Mureck, tam na parkingu mnóstwo turystów w tym Polaków. Tam zaczepiają nas Polacy i pytają o drogę do Chorwacji a dokładnie czy będziemy omijać nieszczęsny odcinek autostrady, jeśli tak to żeby im pokazać na mapie. Ich mapy powiedzmy sobie są tylko poglądowe same autostrady i większe drogi nie mówiąc o miasteczkach (swoją drogą jak można się wybrać w tak daleką drogę bez dobrej mapy). Pokazuje im swoja mapę tłumacze drogę i żegnamy się. Odjeżdżamy a za nami oprócz brata z rodziną jadą wyżej wymienieni Polacy. Droga do granicy szybko nam umyka w samym mieście jedziemy na tak zwanego czyja bo znaków brak ale dobrze dojeżdżamy do mostu i już jesteśmy w Słowenii. Potem sprawnie pokonujemy serpentyny i pomalutku jedziemy dalej oglądając spustoszenie po gradobiciu. Domy i auta wyglądają żałośnie aż nie chce się wierzyć co ta przyroda potrafi wyczynić.
Dojeżdżamy do Ptuj i szukamy noclegu, ceny nas powalają ale mamy dość jazdy na dziś choć jest w miarę wcześnie. Nocujemy w tym samym domku co 2 lata temu przyjemna gospodyni, cudowny ogród – cena no cóż jak na Ptuj to niska.
Pięknie rośnie kiwi pierwszy raz w życiu widziałam go na drzewie ale pierwszy nie znaczy ostatni.
Po małym rozpakowaniu aut posileniu się idziemy pozwiedzać okolice, docieramy do mostu z piękną panorama na miasto.
Niestety nie dane nam będzie się wspiąć na sam szczyt, bo dzieciaki padają ze zmęczenia; jedno to nawet już zasnęło. Pomału wracamy na kwaterka tam zmęczeni po kolacji zasypiamy rano pobudka o 7.