Wróciliśmy już kilka dni temu, ale nie było jakoś ani czasu ani weny... tzw szok popowrotowy... Poprostu nie mogłem się odnaleźć w naszej rzeczywistości gdzie wracając z 38st upałów patrzyłem jak na autostradach temperatura spada aż spadła do 10 st jeszcze przed Zagrzebiem...... Ale ale tosz to koniec chyba trzeba zacząć od początku
Stachura kiedyś śpiewał "Czwarta nad ranem..." a ja bym dokończył "czas Hrvatską zobaczyć"
Tak więc wyjazd 4 sierpnia o godzinie 4 nad ranem. Jedziemy ze znajomymi, którzy mają trójkę urwisów, my tylko jednego, więc wiemy, że będziemy na nich czekać ... daliśmy radę...
Kolega ostatnie chwile w pracy już z zapakowanymi samochodami, musiał coś tam zrobic przed wyjazdem a nie zdążył dnia poprzedniego bo jak od Rysia zwoziliśmy box (Rysiu wielkie dzięki - przydał się, i wrócił cały ) to się mu samochód popsuł (dobrze że służbowy, a nie ten którym miał jechać ) W związku z tym wyjechaliśmy godzinę później niż planowaliśmy - o 5.
Pierwsze 260 km w Polsce pokonaliśmy z zawrotną średnią prędkością przelotową bliską 50 km/h czyli 5 godzin później byliśmy na granicy ze Słowacją. Jedziemy do Żiliny a tam ..... korek jak byk Słyszymy na CB, że jakaś ciężarówka z drzewem na naczepie się przewróciła na samochód osobowy, ofiary śmiertelne... lepiej tego nie słuchać... jedziemy na urlop. No i pierwszy "kibel"
Godzina w korku, gdzie puszczają tylko samochody osobowe. A gdzie tu do granicy z Austrią a jeszcze Słowenia (bezpłatnie ) i jeszcze kawał Chorwacji... Jak już odstaliśmy swoje i wpadliśmy na autostradę to nagle znaleźliśmy się w Austrii... Ehh strefa Shengen cudo. Navigacja kolegi mówi, żeby przed Grazem odbić na Słowenię jeśli chcemy ominąć autostrady, a chcemy więc jedziemy i takie oto piękne krajobrazy ukazują się naszym oczom
Ale z Piotrka sprzętem i okiem to ja se mogę podyndać palcem w bucie
Jeszcze jedno zbliżenie na fantastyczny zamek
i w drogę. Srece drży... coraz bliżej Chorwacja jeszcze tylko tankowanie na Słowenii kilka zakrętów i.....
Jechaliśmy w koszulkach z napisami HRVATSKA i biało - czerwoną szachownicą .... Stoimy do granicy. Znajomi jako pierwsi, skanowanie paszportów wszystkie 5 które mieli o co chodzi Nic to teraz my, podjeżdżamy i uśmiech na twarzach coś rozmawiają ze sobą pokazując na nasze koszulki no to powiedziałem im "dobar dan" zaczęli sie serdecznie śmiać, my zareagowaliśmy tak samo, machnęli rękami, żeby jechać ale jeszcze przed odjazdem rzuciłem im "Hrvatska je lijepa; puno hvala !" i odjeżdżając pomachaliśmy sobie rękami.
Jesteśmy w Chorwacji :!::!: wreszcie :!::!: Kierunek Karlovac a stamtąd pierwsze miejsce - Plitvicka Jezera.
Na granicy byliśmy już dość późno, ale jakoś nas to bardzo nie martwi. Coś znajdziemy. Przed Zagrzebiem spotykamy grupę rodaków jadących w ciemno na cztery samochody. Na jakiejś stacji benzynowej zatrzymujemy się żeby chwilę pogadać bo prosili o jakieś wskazówki (pozdrav ), no i się okazało, żeśmy źle pojechali - minęliśmy zjazd na Karlovac. Nic to, Piotrek ma navi, damy radę Droga do Karlovaca bez przygód. Pierwszy przystanek na nocleg... 90 euro za całe piętro kwatery od naszych dwóch rodzin to rozsądna cena, szczególnie po 18 godzinach jazdy za kółkiem
Puszczam przy rozpakowywaniu THOMPSONA, kupuję rakiję 1,5l za 10 E i wiem, że krzywda nam się nie stanie, jak ze starym Chorwatem zaśpiewałem Dalmacijo more moje.... . Kilka łyków chorwackiej rakiji i zapadamy w kamienny sen do rana....
C.D.N.