Planów było dużo. Starannie ułożone, choć w trakcie układania już się zmieniały. Zaczęły powstawać w ubiegłym roku, dojrzewały, precyzowały się, potem rozmywały. Ale plan główny w końcu powstał, bogaty dość, powiedziałabym nawet
Wyglądał następująco
1. wyjazd z Wrocławia, nocleg w Grazu
2. dojazd do Igrane tam 6 dni w tym wyskok do Mostaru, Splitu i Trogiru, ale głównie jednak plażowanie
3. przejazd do Czarnogóry - Kotor, Budva, może coś jeszcze - 3-4 dni
4. powrót do CRO, okolice Dubrovnika i oczywiście zwiedzanie Dubrovnika, kolejne 3 dni
5. przejazd przez BiH nad Balaton, tam kolejne 3 dni i powrót do Wrocławia
Całkiem bogato, no nie?
Plan był tym bardziej ekscytujący, że zasadniczo jedynym pewnym jego punktem był Oekotel w Grazu zarezerwowany z niejakim wyprzedzeniem, reszta miała być absolutnie w ciemno. Muszę tu wyjaśnić, że było to dla nas nie lada wyzwanie, gdyż jako typowe Koziorożce raczej lubimy mieć wszystko zaplanowane, zarezerwowane i niczym się na miejscu nie kłopotać. Ale ponieważ szukanie apartamentu przez sieć szło mi dość kulawo (albo nie pasowała mi cena albo warunki), to postanowiliśmy stawić czoła wyzwaniu wyjazdu w ciemno w środku sezonu.
No cóż, raz kozie (a raczej Koziorożcom dwóm, w porywach do trzech, bo jedna z córek też) śmierć, jakby co, to się Rakiem (druga córka) wycofamy.
Realizacja planu zaczęła się dość pomyślnie, bo udało nam się wyjechać (sobota, 19.07)tylko o godzinę później, niż zaplanowaliśmy . Wybraliśmy sobie inne przejście graniczne niż w ubiegłym roku w drodze do Włoch, jako, że droga krajowa nr 8 okazała się być pożałowania godną - atlas pokazywał całkiem logiczną drogę przez Grodków, Nysę, Głuchołazy,, Jesenik i dalej już tak samo, jak od strony Kłodzka. Pierwsze odstępstwo od planu nastąpiło zaraz za Jesenikiem, bo droga główna była w remoncie, trzeba było pojechać objazdem (na szczęście nie był dłuższy, podejrzewam, że trochę węższy i bardziej kręty). Mając w pamięci ubiegłoroczną drogę przez mękę czyli podróż po czeskiej drodze w remoncie, odetchnęliśmy z ulgą - objazd jednak lepszy.
Realizacja planu szła nadzwyczaj pomyślnie i pod wieczór zawitaliśmy w Grazu, który wieczorem jest nadzwyczaj uroczym miastem. W dzień w sumie też, ale to stwierdziliśmy już w ubiegłym roku, więc nie zamierzaliśmy utwierdzać się w tym przekonaniu, tylko następnego dnia rano (niedziela, 20.07)wstaliśmy, żeby po śniadaniu wyruszyć jak najszybciej. W końcu przed nami pierwsze wyzwanie - dotrzeć do Igrane i znaleźć tam kwaterę w ludzkiej cenie i w dobrych warunkach.
W planach było właśnie Igrane, bo kilkumiesięczne przeglądanie forum, czytanie opinii i porównywanie zdjęć utwierdziło mnie w przekonaniu, że to jest właśnie miejsce dla nas. Plan wydawał się być dobry.
Przejazd przez Słowenię bez płacenia autostradowego haraczu czyli przez Mureck, Lenart i Ptuj był zupełnie bezbolesny. Potem realizacja planu nieco się spowolniła - trafiliśmy na spory, choć dzięki Bogu nie stojący, korek przed tunelem sv.Rok. Że korek może się zdarzyć to ja wiedziałam, wszak na forum było o tym sporo, ale dlaczego nikt nigdzie nie wspomniał (a może przeoczyłam), że przed tunelem, od strony Słowenii grawitacja (czy jakie inne tajemne siły) działają w sposób odwrotny? Naprawdę nikt oprócz nas nie zauważył, że jak się stoi w korku w dół, to samochód na luzie podjeżdża tyłem do góry? M. nigdy nie trenował ruszania z ręcznego w dół, tam miał okazję przez prawie godzinę - nic to, damy radę. Daliśmy, drugi tunel nie nastręczył już żadnych trudności (zrewanżował się w drodze powrotnej, ale o tym później ) i pomknęliśmy prosto do Igrane.
Pierwsze spotkanie z Jadranem wyglądało mniej więcej tak (pierwsze, które wyszło fotogenicznie)
Jedna miejscowość, druga, trzecia, w końcu dotarliśmy do Igrane - ha, kolejny punkt planu zrealizowany... Przynajmniej tak mi się wydawało. Zaczęliśmy zjeżdżać w dół i przestało mi się podobać - wąsko, kręto, ciasno - nie tak to sobie wyobrażałam. Ale cóż, trzymamy się planu - kwaterę znalazłam w jakieś 5 minut, już byłam prawie zdecydowana, gdy okazało się, że absolutnie nie ma tam gdzie zaparkować samochodu. Pani gospodyni usiłowała nam wytłumaczyć, że można tu albo tam (200 m od domu), ale jakoś zupełnie nam się to nie spodobało. Wraz z ogólnym wrażeniem, że Igrane też nam się nie spodoba podjęliśmy decyzję o pierwszej zmianie planu - nie szukamy innej kwatery tylko ruszamy dalej.
Dalej przestało być tak różowo - dla dwójki niecierpliwych narwańców przejazd przez trzy kolejne miejscowości, gdzie nie było ani pół miejsca wolnego to zdecydowanie za dużo.
Dotarliśmy do Drvenika (Donja Vala) w paru domach pokręcono głową, w końcu jedna na czarno odziana starsza pani wskazała mi, że tam za szkołą, to mogą mieć wolny apartament. Zajrzałam tam, niejaką nadzieją napawały puste, nie obwieszone ręcznikami dwa balkony, ale za drzwiami pusto, głucho, gospodarza brak, nie ma kogo spytać. Trudno, jedziemy dalej.
Jadranka doprowadziłą nas do drugiej części Drvenika, gdzie też nas zbywano, w końcu pojechaliśmy jakąś wąską uliczką w nadziei, że uda się na niej gdzieś zawrócić, a ta uliczka zaprowadziła nas z powrotem do Drvenika Donja Vala. No cóż, uznałam, że to znak opatrzności i kazałam M. zawieźć się znów pod ten dom, w którym gospodarza brak. Tym razem gospodarz był - zapytany po polsku czy ma apartament dla 4 osób oświadczył, że będzie miał za 3 dni, a teraz ma wolny trzyosobowy. Upał i zmęczenie dawały się już we znaki, więc na wszelki wypadek poprosiłam o pokazanie. I to było znakomite posunięcie, bo apartament trzyosobowy okazał się być złożony z dużej wygodnej sypialni i pokoju z aneksem kuchennym, w którym stała rozkładana wersalka dla dwóch dorosłych osób rzeczywiście zbyt wąska, natomiast dla dwóch kilkuletnich dziewczynek nadawała się zupełnie dobrze. A warunki były super - wysprzątane na wysoki połysk, nowe meble, łazienka bardzo ładna, klima i piękny widok na morze
Uzgodniłam zatem z gospodarzem cenę - w międzyczasie okazało się, że nie muszę się męczyć łamanym słowiańskim , bo pan płynnie mówi po niemiecku, uzgodniłam, że zostajemy 6 dni - zgodnie z planem, a jakże , na wszelki wypadek spytałam, czy ma ten apartament zarezerwowany później, a kiedy powiedział, że nie, nieśmiało stwierdziłam, że może jednak nie 6 nocy, tylko trochę dłużej, aczkolwiek planujemy 6.
Oczywiście zaraz po wniesieniu bagaży popędziliśmy na rekonesans, bardzo nam się spodobało i w świetnych nastrojach i zaopatrzeni w 1,5-litrową plastikową butelkę białego wina wróciliśmy na kwaterę.
Nazajutrz (poniedziałek, 21.07) cały dzień oddawaliśmy się plażowaniu, jednocześnie usiłując rozłożyć w czasie zaplanowane wycieczki. Ułożyliśmy plan całkiem zgrabny - we wtorek po południu Split i może Trogir jak zdążymy, w czwartek Mostar i wodospady Kravica, w sobotę ruszamy do Czarnogóry.
Rany, grafomański tasiemiec mi wyszedł, ale wrażeń we mnie tyle, że muszę dać im jakiś upust. Ciąg dalszy nastąpi, zapewne jutro