Tak ......
Po relacji PAP-a trudno będzie
Dlatego zostawiłem dziennik podróży, bilety wstępu i linki do hoteli.
Chcę się z Wami podzielić wrażeniami.
Nie będzie też zbyt wielu zdjęć. Niekiedy po prostu ich nie ma, a czasem może lepiej zostawić miejsce dla wyobraźni.
Relację podzieliłem na 3 części, nie do końca chronologicznie i wg mapy.
Drogowskazem będzie Przygoda ...
Bałkańskie impresje . Rok 2007
Pomysł zrodził się jak zwykle, zimą. Część Grupy chciała do Grecji, część do Czarnogóry. Dyskusja zmierzała donikąd, nie pomagały kolejne otwierane butelki z czerwonym winem. Spojrzałem na mapę, przypomniały się relacje cromaniaków. "Jedźmy w oba miejsca" . Zdziwienie, pytania - którędy - przez Albanię ?!?!?!?!
Dobrze, może być przez Serbię. Entuzjazm, zgoda, czerwone wino . Nikt nie zobaczył na mapie Serbii małych literek ... Kosovo ....
Polska.
Burzowe sierpniowe lato żegnało nas po dniach oczekiwania i logistycznego trudu. Przez te dni byłem w swoim żywiole, choć z duszą na ramieniu. Grupa czuła się nieco oszukana istnieniem na trasie z Grecji do Czarnogóry Kosowa, majowe zamieszki w Prisztinie uczyniły Albanię krajem bezpiecznym ! Ruszaliśmy z dreszczykiem emocji i niepokoju - nieznane lądy, niezrozumiałe języki, mity i legendy, nieodległy zapach wojny. I bałkańskie pożary . Nie dla wszystkich przygoda ma ten sam smak ...
Serbia.
Uczyliśmy się w szkole jęz. rosyjskiego, ale wiele lat spowodowało, że bukwy z trudem układały się w słowa. Cyrylica była bardziej egzotyczna niż język węgierski !
Zaczynały pojawiać się pierwsze skojarzenia - Milosevic, Mladic, Karadzic, serbska agresja na kraje bałkańskie. Skojarzenia wędrowały do Rosji, do rosyjskiego języka, który wyśmiewaliśmy w szkole i który kojarzył się nam z Ruskimi - agresorami. Przemierzając z przepisową prędkością drogę do Belgradu, sylabizując kolejne nazwy miast, przez głowę przesuwały się narody bałtyckie, kaukaskie, afgański , węgierski, czeski, nasz naród, tyle razy najeżdżany ze wschodu - i nie mogłem oprzeć się odczuciu, że wjechałem do Rosji ! Pomogła pierwsza stacja benzynowa i rozmowa z kasjerką . Brzmienie języka serbskiego zburzyło całą złudną konstrukcję podpowiadaną przez stereotypy dawnych lat. Zacząłem przypatrywać się ludziom. Nie rozumiałem, o czym mówią , ale jedno rzucało się w oczy. Czy to młode, długonogie dziewczyny , czy barczyści mężczyźni, czy ekspedientki w kasach supermarketów , recepcjoniści i kelnerzy w przydrożnym motelu - nie wyglądali na pewnych siebie, szczęśliwych ludzi. Uprzejmi, ale powściągliwi. Na uśmiech odpowiadali grzecznością, ale bez wyrażenia emocji.
Zobaczyłem naród przegrany. Kilka miesięcy potem kolega opowiedział mi historię belgradzkich autobusów. Serbowie otrzymali je w darze od Japonii. Przy przekazaniu padły słowa - Dla narodu serbskiego od narodu, który wie, co znaczy bombardowanie przez Stany Zjednoczone...
Była tylko jedna prośba - o utrzymywanie tych autobusów w czystości. Belgradczycy dotrzymują słowa - autobusy są codziennie myte.
Spędziłem w Serbii kilkanaście godzin. Zrozumiałem, że nic o niej nie wiem.
I że wojna to najgorsza rzecz, jaką wymyślił człowiek.
Macedonia.
Już na granicy czuliśmy zmianę nastroju - ciepło słońca na niebie i ciepło macedońskiej flagi. Wokół nas islam w wydaniu motoryzacyjnym - VW Golfy z 6 pasażerami - na przednich siedzeniach 2 mężczyzn,
z tyłu 3-4 kobiety z dziećmi na rękach. Starsze, niektóre zakwefione , ale zawsze w chustkach na głowie - młodsze wyraźnie dążące do wyzwolenia, pokazywały włosy ! Żar lał się z nieba, ale na zewnątrz wychodzili tylko mężczyźni, kobiety kołysały płaczące dzieci, rozmawiały ze sobą i trwały na tylnych siedzeniach wiekowych Golfów. Kolejka przesuwała się powoli. Wreszcie stało się - przed nami kraina Aleksandra Macedońskiego ! Że Pella w greckiej Macedonii ? Nie będziemy na to zważać - przecież granice kiedyś znikną. Znowu niecierpliwe oczy szukają skojarzeń z wiedzą historyczną, ale rzeczywistość skrzeczy - próba oszustwa na stacji benzynowej odziera na wstępie Macedonię ze szlachetności. Rozum zapomniał, że plemię Macedończyków rozpuściło się w żywiole słowiańskim, tureckim , albańskim, a wszystko to podlane wieloletnim sosem komunizmu Tity.
Betonowe bloki Kumanova i Bitoli - jakbym naraz znalazł się w Nowej Hucie.
Rozsypujący się Resen - przygniatająca bieda wyglądająca z okien i ubrań ludzi.
Na tym szarym tle mijanych samochodem miejscowości eksplodowała Ochryda !
Przybyliśmy tam nocą - po ulicach chodzili uśmiechnięci ludzie, grała muzyka, pizzerie, restauracje i sklepy były otwarte, okna wystaw bogate i kolorowe, a neony, światła i klaksony aut dopełniały wrażenia ogólnej radości. A na to wszystko spadał popiół płonących lasów Galicicy, swąd spalenizny mieszał się z perfumami kobiet, światła miasta nie przesłaniały wiszącej nad nim gigantycznej pomarańczowej łuny ! Nikt nie wiedział, że Wezuwiusz zaraz wybuchnie i pogrzebie macedońskie Pompeje !!!
Ale nie stało się nic. Macedonia to kraj bezpieczny i przyjazny. Nic także nie stało się ani naszym kobietom, ani naszym dzieciom, ani nam mężczyznom, gdy spędzaliśmy tą noc w niezwykłym Clinton Palace Hotel, w samym środku islamskiej imprezy ( męskiej ! ), po wyrażeniu zgody przez samego bossa, który przyjechał do nas białym mercedesem bez tablic rejestracyjnych. Dostaliśmy rano pyszne śniadanie i nie pytając, co za strzały słyszeliśmy nad ranem, odebrawszy paszporty, pożegnaliśmy się ciepło.
Wiem, że wrócę do Macedonii . Że usiądę kiedyś nad brzegiem Vardaru i zaśpiewam piosenkę, której nauczyłem się dawno temu, nie wiedząc, że jest macedońska. Jovano, Jovanko ... Jaka szkoda, że nie zaspiewa już tego Tose Proeski ...