Nasza pierwsza podróż do CRO
Poprzedzona ponad półrocznym planowaniem i studiowaniem forum CRO.pl
Sobota 1 września 2007r.
Od samego rana trwamy w wirze pakowania, kupowania i myślenia co jeszcze. Nie cierpię się pakować więc chodzę zła i spięta. Cały czas mam wrażenie, że mój mały, 30 l plecaczek ma jednak zbyt małą objętość. Wrzuciłam do niego ręczniki plażowe, kosmetyczkę i buty i litraż się poważnie skurczył... Mamy jeszcze duży, 70 l plecak, ale i w nim są już poważne kłopoty z miejscem. Poza tym stawiamy go co chwilę na wadze bo do samolotu można tylko 20 kg. Wylot mamy o 18:40 a jeszcze trzeba być dwie godziny wcześniej na lotnisku. O nie! Okazało się że krótkie spodenki zostały w Wawie! Pędzimy więc do sklepu. Uff..! udaje się nie wykupili jeszcze wszystkich Wracamy na szybki obiadek i heja na lotnisko.
Do odprawy jesteśmy pierwsi (i po co było się tak śpieszyć?) następnie parę ładnych godzin plątania się w tą i z powrotem po lotnisku. Mija godzina 18:40 Mamy już opóźnienie ale na szczęście podstawiają już autobusy. Siadamy z tyłu samolotu i przeżywamy każdy najdrobniejszy szczegół . Zanosi się na to, że widok będziemy mieć fantastyczny, choć jeszcze nie wiem czy na pewno chcę coś widzieć. Odnoszę wrażenie, że siedzę w ciasnym pudełku na zapałki. Samolot zaczyna kołować, stewardessa mówi, że będziemy lecieć na wysokości 11 tys. metrów
z prędkością 800km/h. Pytam czy mogę jeszcze wysiąść . Wystartowaliśmy. Od razu przyklejamy się do szybki i pokazujemy sobie wszystko paluchami Zupełnie nie mogę zrozumieć ludzi, którzy zaraz po starcie chowają nosy w gazety, kiedy tam tyle widoków!