Witaj Chorwacjo!
Jeszcze przez dłuższy czas za Grossglockner mijaliśmy austriackie wioski i miasteczka malowniczo położone wśród zboczy gór, lecz za Spittal an der Drau wjechaliśmy na autostradę A10 by przez Villach pognać w kierunku płatnego (6,50 EUR) tunelu Karawanken. Jako, że był to bodajże pierwszy taki długi (7864 m.) tunel na naszej trasie do Chorwacji, byliśmy nim bardzo zaciekawieni. Ja chyba najbardziej, bo aż zapomniałem zdjąć okularów przeciwsłonecznych i byłem zdziwiony: "co tutaj tak ciemno?". Przejeżdżamy tunel i witają nas słoweńskie tablice z symbolami Unii Europejskiej. Jednak dla mnie UE się szybko kończy w momencie końca autostrady. Zaczyna się zwykła dwukierunkowa droga po jednym pasie ruchu o nienajlepszej nawierzchni. Zaczynam naturalnie porównywać taki stan do naszych dróg. Jedziemy więc cierpliwie jakieś 60 km/h w sznurze samochodów w kierunku Ljubljany, by po jakimś czasie z ulgą wskoczyć na autostradę płacąc 1,60 EUR. W Ljubljanie, na stacji Petrol Barje II z upragnieniem tankuję LPG za 0,575 EUR wyjątkowo płacąc gotówką. Potem znowu w drogę z 2 odcinkami autostrad płatnymi odpowiednio 1,70 EUR i 1,80 EUR. Niestety ten system płatności, podobnie jak w Polsce, jest dla mnie - z punktu widzenia kierowcy - totalną porażką. Człowiek nie zdąży się rozpędzić, a już trzeba zwalniać i płacić.
Ale na szczęście nie zdążyłem się zbytnio tym zdenerwować, bo pojawiła się granica z Chorwacją i tu zdziwienie na pierwszej bramce autostradowej w Bregana - zamiast wydruku, na bramce siedzi pan żądający 5 kun, których oczywista, nie mieliśmy. Dostał więc 1 euro i pojechaliśmy dalej ciutkę zdezorientowani, bo nie było mowy na Cro.pl o tym, że trzeba z góry płacić za autostradę w Chorwacji. Na szczęście wjeżdżając na A1 w Zagrzebiu wszystko zaczyna się sprawdzać. Są bramki z "magicznym guziczkiem"; i wydrukami.
Ponownie z wielką przyjemnością uruchamiam tempomat i gnamy w kierunku Breli. Nie mogę się oprzeć pokusie, by nie dokonać ponownie porównania stanu i długości naszych autostrad z chorwackimi. Kilkanaście lat po wojnie, kraj ten posiada przepiękne autostrady. Teren, w którym są prowadzone wymaga budowy wielu tuneli i wiaduktów, co jeszcze bardziej uświadamia mi nasze zacofanie w drogownictwie w bądź co bądź nizinno-wyżynnej Polsce.
No cóż, należy tylko podziwiać widoki bo i ruch na autostradzie niewielki. Na stacji Tifon Dobra Zapad za węzłem Bosiljevo tankuję ponownie LPG za 3,35 HRK. Przy płatności kartą Mastercard przelicznik wychodzi HRK=0,525 PLN. Ruszamy dalej w drogę mając przed sobą tunel Mala Kapela i zastanawiając się, czy nie będzie korków. Przekraczamy go jednak z marszu i współczujemy tym którzy stoją w korku na jakieś 3 km w stronę przeciwną, zastanawiając się jak to będzie, gdy my będziemy wracać.
Sveti Rok również pokonaliśmy z marszu, winszując sobie tego niedzielnego szczęścia i współczując ponownie stojącym w korku w kierunku przeciwnym. Jednak nie ma czasu na zbyt długie pogaduchy, bo w rejonie Zadaru po prawej stronie ukazuje nam się jakaś "wielka woda". Zastanawiamy się czy to już widać Adriatyk. Wymieniamy nasze wrażenia poprzez krótkofalówki z samochodem znajomych. Urządzenia te okazały się idealnym towarzyszem podróży w obcych krajach. Służyły do uzgadniania postojów, zwracania uwagi na zjazdy, wymiany wrażeń, ostrzegania przed fotoradarami, czy nawet słuchania muzyki, jaka grała w drugim pojeździe.
Czas szybko płynie, rozpędzona Astra, obciążona 4 osobami z bagażami i boxem dachowym, zużywa znacznie więcej paliwa niż normalnie, więc nawigacja podpowiada, że zbliżamy się do wytypowanej wcześniej do tankowania stacji LPG Crobenz w Vrpolje Jug. Gaz znowu w doskonałej cenie 3,35 HRK. Przy płatności kartą Mastercard przelicznik wychodzi HRK=0,524 PLN. Ponieważ jest na stacji restauracja i plac zabaw, zatrzymujemy się tu na dłużej. Dokonujemy ciekawego dla nas nowicjuszy odkrycia, mianowicie że 0,25l Coca-coli jest droższe (15 HRK) niż filiżanka cafe latte (8 HRK). Do końca naszego pobytu jest to dla nas tzw. chorwacki fenomen coca-coli.
Fajnie się siedzi i pije kawkę, ale czas leci nieubłaganie, więc siadamy do samochodów i w drogę. Niewiele już zostało kilometrów, jednak zauważamy, że na założoną wcześniej 20:00 nie dotrzemy do Breli. Dzwonię więc do naszego gospodarza, by go uprzedzić o naszym minimum godzinnym opóźnieniu. Zaczyna się ściemniać, a my dalej na autostradzie, a gdzie jeszcze Jadranka? W końcu zbliżamy się do Sestanovaca, co widać po zwężeniach na autostradzie i ograniczeniach prędkości. Wreszcie zjeżdżamy z autostrady i poprzez Górną Brelę docieramy do skrzyżowania z Jadranką. W międzyczasie zauważamy majaczący w dole Adriatyk i serce nam się raduje, że jesteśmy prawie na miejscu. Docieramy do Breli ok. 21:15. Nasz gospodarz prosił, by dać mu znać, gdy będziemy przy restauracji Sampion w Breli. Tak więc czynimy i czekamy na jego przybycie.
Przybywa Ante - nasz gospodarz i jedziemy za nim do naszej kwatery, ciekawi jak wygląda ona na żywo. Jednak jesteśmy już zdrowo zmęczeni, a tu jeszcze trzeba wypakować to wszystko z samochodów. Nigdy też nie zdawałem sobie sprawy, że w dzielnicy Stomarica (podobnie zapewne jak gdzie indziej w Breli) jest tak ciasno i stromo. Po wypakowaniu bagaży mamy zaprowadzić nasze samochody na parking oddalony kilkanaście metrów od kwatery. Problem stanowi jednak stromizna jaka jest pod samą kwaterą. Łatwo tam było zjechać, ale o wiele ciężej ruszyć pod stromą górkę. Nie obeznany z tak stromymi podjazdami, "przygrzewam" lekko sprzęgło, lecz ruszam pod górkę i odstawiam samochód na parking, myśląc w duchu, że muszę takie ruszanie pod górkę tutaj potrenować.
Rozpakowujemy torby, bierzemy prysznic i szczęśliwi, że dotarliśmy na miejsce - kładziemy się spać. Widok z tarasu zapowiada, że nie będziemy żałować, że tu przyjachaliśmy.
Tak mija nam pierwszy dzień w Chorwacji.
cdn...