No i po urlopie…..
BYŁO BAJECZNIE, WSPANIALE, LENIWIE, BEZMYSLNIE, CIEPLO, BŁOGO, SMACZNIE, ŁADNIE, MOKRO….w wodzie, pięknie, ciekawie, dobrze!
Chorwacja po raz…czwarty. Można by pomysleć, że czwarty raz, to samo miejce może być już tylko nudne, że na wyspie nie będzie już co robić. Ale było inaczej. Po pierwsze nie wrzesień tylko lipiec więc co innego kwitnie, cykady inaczej cykają, może cieplejsze, dni dłuższe, noce parne, goące, inni ludzie. No i …nasza łupinka, nasze el Nino, nasza Duma! (to taka mała łódeczka)
Zabralismy ją tam w końcu! W końcu udało się zrealizować nasze kolejne marzenie!
Może po kolei? A może nie-jest przecież dziennik pokładowy 
Ale tak zgrubsza:
-problem z kartą na Słowacji - ten gburianin na stacji benzynowej chciał chyba eurasy bo widział przecież, ze zaczynamy wakacje) okazuje się że nie działa karta – jedyna na której jest kasa….i płacimy euro …chwila namysłu: wracać? Czy jechać dalej?
No cóż, wariaci górą i niech żyje Przygoda. Jedziemy dalej i ku naszej radosci okazuje się, że karta w pełni sprawna.
- z podróży to właściwie tyle, może poza solenną obietnicą niewybierania się na chorwacką autostradę w południe……zwłaszcza bez klimy!! Masakra, meksyk, pustynia
-do celu – Camp Lili Jagodna- docieramy ciemną noca co nie przeszkadza spokojnie wysączyć drineczka ze wstrętną ciepłą wódką i postawić namiotu.
- no i nastał ten dzień, dzień słoneczny i pamiętny oraz niestety wietrzny….(nie wieczny tylko wietrzny).
Wydawało się, że zefirek ledwo co muska zgrzane ciało ale dla Jadrana to wystarczyło i maleńkie falki przy skalistym brzegu zmieniały się w kłebowisko piany. Może to i miłe….ale nie kiedy chce się zwodować łódź!
Mimo przeszkód, gapiów i pomocnych dłoni akcja zakończyła się sukcesem i nasza Duma zabujała się przy żółtej bojce w Jagodniańskiej (?) zatoczce.
- najpierw były krótkie wycieczki i podziwianie pobliskich Hvarskich ztoczek..Św. Niedilija, i kawałek dalej i takie tam przyjemności. W końcu zdecydowaliśmy się płynąć na Scedro….wzięłam nawet latarkę….że o piciu i ciuchah nie wspomnę i....co to było?a! akumulator odmówił udziału w wycieczce. Takie małe coś a nie pozwoliło nam odpłynąć. Od rana coś się sprzysięgało, najwyraźnej to nie był Ten Dzień.
- Ten Dzień nastąpił innym razem, Sciedro powitało nas radośnie i zadziwiająco szybko, bez żadnego przygotowania,(ądnych latarek, prowiantów ba! nawet ręczników żeby skromnie okryć ciało, ostały się tylko stroje kąpielowe) zapasu wody i broń Boże latarki  widac tak miało być
- co podobało mi się najbardziej z nowych rzeczy (bo Strai Grad , Jelse, Hvar, Pitwe- znamy i kochamy i zachwycamy się nimi niezmiennie), to właśnie Scedro – cisza spokój, nie dzicz ale taka błoga sielanka, ludzie uśmiechnięci i spokojni, nikt się nie śpieszy – niezapomniane chwile No i jak dla mnie najlepsza ryba na śwb wyjąc z bankomatu , no ewentualnie euro tam wymeniać na kuny....to chyba tyle
pozdrowienia dla wszystkich , którzy przed