Odcinek pierwszy droga do...
Po dwóch latach przerwy , postanowione , że jedziemy na południe Chorwacji . Jako , że wyruszaliśmy przed sezonem wybór padł na Orebic na półwyspie Peljesac.
Wyjechaliśmy w niedzielę 17.06. ok. godz 14.00 z Katowic, kierunek Zwardoń , z małym postojem w Bielsku- Białej.Za Bielskiem oddany nowy odcinek drogi , omijający centrum Żywca. Ruch na drodze niewielki i tak do samej granicy. Ok. 16.00 meldujemy się na przejściu , zakup słowackiej winietki , tankowanie paliwa i jesteśmy na terenie Słowacji. Tu
standartowo Cadca – Żilina –Bratysława . Za Żiliną stajemy w zajeździe na obiadokolację, płacimy 400 koron / z napojami/. Około godziny 20.00 jesteśmy na przejściu w Rajce , tu także ruch niewielki , Słowak sprawdza przy posiadamy winietkę. Wjeżdżamy na Węgry/ tak polecane przez Ryśka , a przez nas przeklęte /, ze względu na beznadziejne oznaczenie dróg. Napisy na drogowskazach jak się ściemnia mało czytelne.
Kierujemy się drogą lokalną na Mosonmagyarovar , Csorna , Sarvar , Kesztely, Marcali, Nagyatad , Barcs. Za Csorną jakiś objazd, oznaczenie do kitu , trochę błądzimy, i tym sposobem na rondzie w Sarvarze zamiast na wprost wylatujemy z lewej strony. I stop, na rondzie wywrócił się Tir i zablokował cała drogę . Policja organizuje jazdę pod prąd , ale musimy wjechać do centrum miasta , tu znowu oznaczenia fatalne i problem z wyjazdem na Kesztely. Zatrzymujemy się przed małym sklepikiem i tu uprzejmy właściciel łamanym niemieckim i rysunkiem na mapie ułatwia nam wydostanie się z miasta na właściwą drogę. Jedziemy na Kesztely i tu dopiero zaczną się jaja. Przed wjazdem do centrum miasta jest duża tablica z wypisanymi miejscowościami i pojawia się tam interesująca nas Marcali, ale potem nie ma żadnych oznaczeń jak z miasta wyjechać, są tylko małe tabliczki z napisami następnej miejscowości typu Balaton...../ coś tam/. Należy mieć ze sobą bardzo dokładną mapę na której będą zaznaczone wszystkie te małe mieścinki. Kierowaliśmy się patrząc na numery dróg i Balaton , który musieliśmy mieć po lewej stronie . Dojechaliśmy do ronda i przejeżdżając go na wprost kierowaliśmy się do granicy chorwatskiej. Od tego momentu zaczęła się trasa , której jeszcze nigdy nie przerabialiśmy. Co chwila zza krzaczków zerkają na nas świecące ślepka sarenek , lisów i zajączków. Raz musieliśmy stanąć bo na jezdnię wyszła cała rodzinka sarenek . Ruch niemal zerowy , czasami z naprzeciwka mija nas jakiś samochód. Kilka minut po północy przekraczamy granicę węgiersko – chorwatską . W miejscowości Virovitica tankujemy , cena za litr oleju 7,35 kun .Kierujemy się na Daruvar, Pakrac , Lipik. Mijane przez nas miasteczka otulone snem , ruchu nie ma w ogóle. Przed Daruvarem zatrzymuje nas patrol policji , sprawdzają dokumenty samochodu , prawo jazdy i życzą szerokiej drogi. Bez problemów dojechaliśmy do miejscowości Lipik i tu coś namotaliśmy , jechaliśmy główną drogą na wprost / przynajmniej tak się nam wydawało/ , ale po paru kilometrach zniknęły jakiekolwiek zabudowania , nic tylko lasy i lasy oraz świecące ślepia zwierzyny. Jedziemy dalej przed siebie , parę minut po godzinie 2.00 widzimy światła , to autostrada na prawo Zagrzeb , na lewo Slavonki Brod , przecinamy ją i po chwili lądujemy na jakimś przejściu granicznym tylko cholera wie na jakim. Zaspany Chorwat nawet nie sprawdza paszportów tylko informuje nas , że jesteśmy w Jasenovacu i wskazuje na mapie jak po stronie Bośni mamy wrócić na drogę prowadząca z Bosanskiej Gradiski do Banja Luki. Teraz kolej na Bośniaków , przeglądają paszporty , pytają kto jest kto? , sprawdzają zieloną kartę , dokumenty samochodu i ... w drogę. Pamiętając wskazówki Chorwata szukamy drogi którą mamy wrócić na właściwy szlak ..., i całe szczęście , że człowiek zdawał maturę z języka rosyjskiego , bez problemy odczytuję wszystkie nazwy na drogowskazach / co wzbudza podziw u mojej starszej córki/ .Po nadłożeniu ok. 80 kilometrów jesteśmy w Bosanskiej Gradisce, potem przed siebie Banja Luka , Jajce, Bugojno, Jablanica. Robi się coraz widniej , możemy więc podziwiać piękne widoki rzeki Vrbas , trasa faktycznie przepiękna widokowo , ale dobrze się jechało , ponieważ ruch był niewielki. Po godzinie 7.00 zbliżamy się do Mostaru , widać stojące minarety , podziurawione ściany domów , liczne groby , wiemy , że za parę dni tu wrócimy . Ruch na trasie coraz większy , także nie można za bardzo podziwiać doliny Neretvy. Po godzinie 8.00 jesteśmy na przejściu granicznym w Metkovic , tutaj ruch spory , tworzy się mały korek, ale wszystko idzie dość sprawnie , wjeżdżamy po raz drugi w czasie tej podróży do Chorwacji.