WENECJA -> KORSYKA 2006
Po tygodniowym czasie „aklimatyzacji powakacyjnej” mogę napisać, że tegoroczne wakacje były bardzo, bardzo udane. To tak w skrócie
Zapewne nie uda mi się stworzyć tak dokładnej relacji i miłej w czytaniu jak to zrobił Maciek wracając z Włoch ale postaram się nie zanudzać.
Na początek obraliśmy kierunek WENECJA gdzie zaplanowaliśmy jednodniowe zwiedzanie. Dojechaliśmy szybko i bezproblemowo. Sugerując się wypowiedziami z Forum wybraliśmy kemping Miramare. Wybór okazał się trafiony. Kemping mały, kameralny, czysty, w bezpośredniej bliskości przystani, z której odpływają stateczki – Punta Sabioni. Odległość do przystani to zaledwie 10min spacerek, bilet to 12E na 24h na wszelkie tramwaje wodne oraz autobusy. Podróż stateczkiem to jakieś 60min i …. dopływa się do samego Placu Św. Marka. Wenecja …. przynajmniej nas oczarowała (!!!) niesamowite miejsce. Całodzienny spacer jest nieco męczący ale było warto, teraz w planach Wenecja nocą … na pewno wrócimy tam nie raz. Podobały nam się również małe miejscowości w rejonie Aniano, bardzo urokliwe,
…..a potem w drogę do Livorno (prom na Korsykę). Z Wenecji to jakieś 3h drogi. Zgodnie z tym co pisał Maciek dojazd jest dobrze oznakowany, z tym że literki na znakach jakieś takie małe hehehe. Byliśmy dość wcześnie bo jakieś 8h przed promem ale bez większych problemów spędziliśmy noc w porcie śpiąc na karimatach ( zresztą „takich jak my” było kilka samochodów). Prom pojawił się po godzinie 6 rano i zaczęto przygotowywać samochody do wjazdu tj,. każdy wyciąga bilecik i naklejeczka na szybkę. Ja nieco zdenerwowana bo … miałam bilety drukowane w domciu, zamawiane przez net ale….. wszystko ok. Kod paskowy był najistotniejszy dla tych Panów. Internet to potęga!!! Podróż – 4h, jak dla mnie bardzo męcząca, jakoś nie za bardzo odpowiada mi pływanie no ale trzeba było przeżyć.
W końcu dotarliśmy…… pogoda na promie trochę nas … przestraszyła bo było zimno ale to tylko złudzenie ponieważ bardzo wiało.
W Basti powitał na upał jakieś 29 stopni ale taki przyjemny. No i pierwsze wrażenia….. Bastia ok., ale bez zachwytu, obrzeża mnie nie zachwyciły … wręcz miałam kwaśną minę…. Kilka kilometrów dalej zaczął się zmieniać krajobraz i wrażenia. Udaliśmy się na południe w rejon pomiędzy Bonitacjo i Porto Vecchio.
Pierwszy kemping to Kemping Rondinara – wybór internetowy okazał się trafiony. Kemping położony na odludziu (ja osobiście preferuję takie miejsca), dojazd 6km krętą i wąską drogą (męczący), ceny bardzo przystępne – 2osoby, auto, namiot to 15,60E. Kemping znajduje się w odległości 400m ścieżką do plaży o tej samej nazwie, drogą troszkę więcej bo nie w linii prostej. Jest to jedna z bardzo popularnych plaż bo … jest po prostu bardzo ładna. Troszkę nas zdziwił fakt, że za parking ( i jednocześnie jedyną możliwość zaparkowania przy plaży – nie da rady gdzie indziej) należy zapłacić 3E ale jak się okazało mieszkając na kempingu wjazd jest darmowy.
Kemping dość zatłoczony jak na wrzesień, ogólnie ok. Troszkę nieporządek się wkradał.
Kilka dni później odkryliśmy kemping znacznie fajniej położony i w niedalekiej odległości od jednej z najpiękniejszych plaż w tym rejonie Palombaggi. Ehhhh cóż to za miejsce. Kemping nie posiada strony WWW położony jest po prawej stronie jadąc w stronę Palombaggi skręcając na miejscowość Bocca di l’Oru jadąc od strony Bonifacio (nazy niestety nie pamiętam). Do plaży na tym kempingu ( innej niż Palombaggia) też jest 400m bardzo fajną ścieżką a do Palombagii jakieś góra 1km samochodem. Cena to jakieś 18, 50 E - nie ma zróżnicowania cen w zależności od sezonu. Kemping mniejszy niż ten wspomniany wyżej, bardziej zadbany, bardziej kameralny – następnym razem na pewno tam zawiatamy…… bo następny raz na pewno będzie 
Rejon bardzo ciekawy i urokliwy. Miasteczka Bonifacio, Porto Vecchio i pozostałe małe i przyjemne, Wypady w góry robią wrażenie. Cicho, spokojnie, miło. To wrażenia.
Na ostatnie dni przenieśliśmy się na północ, Droga z rejonu Bonifacio do Calvi zajęła nam cały dzień i strasznie nas wymęczyła – było jednak WARTO!!!!! Cudowne widoki!!!! I zapewne nastepny wyjazd na tą wyspę pozwoli na dłuższe pobytu w Cargese, czy Porto. Ahhhh pięknie. Ajaccio też mimo wyłącznie spoglądania na nie zza okna samochodu pozostawiło bardzo pozytywne wrażenie.
Co do północy…. Kempingi w rejonie Calvi,Algajola i I’lle Rousse były dla nas nie do przyjęcia. Położone jakby w mieście, przy drodze, nie kameralne i jak dla nas z niezbyt atrakcyjnymi plażami… Dotarliśmy do miejsca, w którym droga N197 przestaje biegnąć wzdłuż wybrzeża i postanowiliśmy zostać na kempingu przy plaży Ostraconi. Początkowo również nie byliśmy do końca zadowoleni ponieważ jest on położony również w bezpośredniej bliskości drogi ale już inaczej bo po pierwsze nie ma tam żadnej miejscowości a kemping jest otoczony pięknymi górami a droga jest niewidoczna .. niestety słyszalna jak Jadrańska. No coż po kilku dniach drogi już nie było słychać, bo chyba jest tak, że jak człowiek się źle nastawi to wszystko mu przeszkadza. Okazało się, że plaża piękna a droga do plaży a raczej ścieżka o przerażającej ( przynajmniej nas odległości 700m) okazała się ulubioną częścią dnia … bo prowadzi wśród pastwisk, z mostkiem przez rzekę i otoczona jest cudownymi górami !!!!Na maila podeślę fotki  Plaża w połowie naturystyczna ale duża więc jeśli komuś to przeszkadza znajdzie dla siebie kont. Ceny niestety już wyże bo 20E za noc w tym samym „zestawie”.
Rejon północny również przypadł nam do gustu, szczególnie ST. Florent i miejscowość Nonza na Cap Corse….. i tu kłania się kolejny wyjazd bo czasu nie starczyło na wszystko a jest co oglądać. Tam też jest kilka ciekawych kempingów ale niestety mimo szczerych chęci nie sprawdziłam ich. W czwartek kiedy wybraliśmy się na tą wyprawę po prostu padało ale po pewnym czasie już nie padało a po prostu niemiłosiernie lało jakby chciało zatopić wyspę. Nie dało się wyjść za auta. Skończyło się to ewakuacją kempingów) po stronie wschodniej wyspy i wpychaniem na prom zalanych samochodów, zerwaniem dróg itd…. Ogólnie pogoda była super.
Wrażenia ogólne. Piękna wyspa o specyficznym charakterze, mnóstwo miejsc do zobaczenia, Francuzi jakoś mało uśmiechnięci i nie dbają o zabytki ( auta jeżdżą po cytadelach, ściany obdrapane ……). Odniosłam wrażenie, że chyba by się nie zmartwili jakby Bonifacio wpadło do morza hehehe. To takie subiektywne odczucia.
I wcale nie jest tak źle cenowo, choć tankowanie „boli” a ceny w sklepach są … „inne „ niż w Polsce