.........Natychmiast zasypiam.
Budzę się ok.6 rano.W sąsiednich pokojach tez już słychać krzątanie się członków naszej wycieczki.Dzisiaj się niestety rozstajemy ,bo my spieszymy się na prom i musimy z tego względu grzać do Splitu ile fabryka dała.(Chcę zdążyć na prom odpływający o 14:00,a jak przeczytałem gdzieś na forum dobrze jest być na miejscu ok.2 godzin przed odjazdem)Reszta wycieczki jedzie na Ciovo,więc mogą sobie spokojnie jechać bez szaleństw sami,bez pomocy kierownika samozwańca.Żegnamy się i już sam ruszam w dalszą drogę.
Granica cicha i spokojna.
Węgrzy dokładnie przeglądają paszporty,natomiast siedzący w budce znudzony policjant chorwacki tylko macha ręką żeby jechać dalej.Trochę jestem zdziwiony brakiem panienek rozdających foldery-albo za wczesna pora,albo brakło funduszy.
Zaraz za granicą wymieniam walutę i tankuję.Pan na stacji benzynowej pyta-na moru?A po moim potwierdzeniu kontynuuje-daljeko?Na Hvar- mówię po czym dowiaduję się od uprzejmego pracownika stacji,że bez pomocy trajekta się tam nie dostanę.Ameryki nie odkrył ,ale pomóc przecież chciał ,więc mu dziękuję za informacje i wychodzę.
Podróż chorwackimi autostradami upływa bez większych trudności, bez korków, zatrzymujemy się tylko na sikanie i podziwianie krajobrazów.Małej Alince,siostrzenicy mojej żony bardzo podobają się tunele oświetlone różnokolorowymi światełkami.
Do Splitu dojeżdżamy ok.12.30.
Dojazd do promu bardzo dobrze oznakowany, przynajmniej do pewnego momentu, bo po przejechaniu kolejnego skrzyżowania czuję,że źle jadę i powinienem skręcić w prawo na poprzednim rozjeździe.Skręcam więc rezolutnie w pierwszą napotkaną przecznicę w prawo ale widzę ,że kończy się ona w polu.Mam jednak szczęście- zatrzymuję się przy stojącym na poboczu starym passacie kombi, w którym młoda kobieta rozmawia przez telefon.Pytam jak dojechać do promu,jednocześnie dziękując Bogu,że to nie Węgry.Ona odpowiada,że to by za dużo tłumaczyć i każe mi jechać za sobą.Waskimi,prawie polnymi ,kamienistymi i dziurawymi uliczkami jak po sznurku wyprowadza mnie do ulicy, skąd do promu już tylko pravo i pravo.Macham ręką w podziękowaniu i jadę dalej.
Na nabrzeże promowe podjeżdżam ok.13.00.Stoi dość długa kolejka samochodów,ale oceniając wielkość stojących obok promów myślę,że się załapiemy na pokład.
Pierwsze auta zaczynają wjeżdżać na prom ok.13.45.Będziemy mieć spore opóźnienie- myślę sobie.Załadunek odbywa się dość sprawnie-pakują auta na trzech poziomach,tak że bez problemu wszyscy z kolejki się okrętujemy i o godz.14.30 odpływamy.Nie jest źle- tylko 30 min.opóźnienia.Płyniemy dość szybko.Co niektórym wiatr rozwiewa włosy.
Na pokładzie nuda okraszona pięknymi widokami.
Do Stari Grad dopływamy ok.17:30 i po zjeździe z promu dziarsko skręcam w prawo w kierunku na Hvar.Cel -Milna już niedaleko.Krętymi hvarskimi drogami osiągamy cel po kilkunastu minutach jazdy.
W Milnej wita nas tłok,na plaży pełno ludzi,nie ma gdzie zaparkować samochodu.Skręcam w prawo, ale okazuje się ,że źle robię ,bo wjazd tylko dla obozujących na kempingu.Chłopak w białym uniformie kieruje mnie na parking pod stromą górę po sporych kamieniach.Nie mam wyjścia.Obawiając się o podwozie jadę.Miejsce do zaparkowania znajduję na 3 poziomie parkingu-bardzo wysoko. Ok.- dojechaliśmy.Teraz idziemy szukać kwater.Pierwsze wrażenie miejscowości niezbyt korzystne - domy w pierwszym szeregu przy deptaku nadmorskim jeszcze do przyjęcia,ale drugi szereg i następne już straszą zaniedbanymi podwórkami,kupkami żwiru,piasku desek,materiałów budowlanych ,pięknej śródziemnomorskiej roślinności jak na lekarstwo.Alinek pyta mnie gdzie ja przeczytałem te bajery o pięknej wyspie Hvar i pięknej Milnej.Dyskretnie milczę ,ale do śmiechu mi nie jest.Wchodzimy do pierwszego domu -wolnych apartmanów ne ma.W drugim - ne ma.W trzecim -ne ma.Cóż takie są uroki jazdy w ciemno.W czwartym domu spotykamy wycieczkę Madziarów,którzy też szukają.Gospodarz prosi abyśmy zaczekali aż skończy z Węgrami.Grzecznie czekamy.Nastepnie dowiadujemy się,że apartmany wolne są-HURRA!Domek ładny,w pierwszym rzędzie ,nad samym morzem - nie jest źle.Prowadzą nas do oferowanego apartamentu-jeden pokój,jedno szerokie małżeńskie łóżko(jest nas cztery osoby), malutka kuchenka i tarasik 2x2m wychodzący bezpośrednio na deptak.Pytam o cenę,pytam drugi raz dla pewności ,bo nie mogę uwierzyć - 85 euro.Opadło mi wszystko,widzę,że Alinkowi też.Wychodzimy troszke przybici.Decyzja o zmianie miejsca pobytu jest jednogłośna i natychmiastowa.Wsiadamy do samochodu.Po krótkiej naradzie decydujemy się na Zavalę,a jak tam nic nie znajdziemy to grzejemy do Sucuraju i dalej do Zupy Dubrovackiej,którą z zeszłego roku bardzo mile wspominamy.Dostaję SMS-a od Piotrka z Ciovo-dojechali,znaleźli kwatery,siedzą na plaży.Fajnie.Słońce zaczyna chować się za górami co niezbyt optymistycznie nas wszystkich nastraja.Dzieci pytają czy jeszcze dzisiaj będą się mogły wykąpać w morzu.
Do Zavali dojeżdżamy wieczorem.Całe szczęście jest jeszcze całkiem jasno,bo nie wyobrażam sobie jazdy po ciemku drogą Jelsa-Zavala.Kto nią jechał pewnie wie o co mi chodzi.Bardzo wąsko,praktycznie brak mijanek,dużo ostrych zakrętów.Słynna już,wielokrotnie opisywana na forum droga Sucuraj-Jelsa to przy dojeźdźe do Zavali bułeczka z masłem.No i hit-tunel Pitve.Rozgadane i rozdokazywane na tylnym siedzeniu dzieci nagle umilkły jak tylko wjechaliśmy do tunelu.Alinek też nie miał najweselszej miny.Współczuję wszystkim z klaustrofobią,którzy muszą przez ten tunel przejechać.
Zavala na pierwszy rzut oka wywiera na nas dużo korzystniejsze wrażenie niż Milna.Parkujemy przy napotkanej piekarni-roznoszący się wkoło zapach świeżego chleba pewnie maskuje słynne hvarskie lawendowe aromaty.Pani w piekarni mówi,że ma wolny apartament,ale tylko na 4 dni i pewnie nie dla nas bo nas jest czwórka a tam jest tylko jedno szerokie łóżko.Łapie jednak za słuchawkę telefonu i dzwoni do prijatela. Okazuje się ,że on ma wolne kwatery i za kilka minut po nas przyjeżdża. Stromym zjazdem podjeżdżamy pod dom stojący nad samym morzem, z pięknym ogrodem wyposażonym w stoły, krzesła, parasole, leżaki, grill, na plażę zejście po kilkunastu schodkach. Żyć nie umierać.Cena za apartament-duża kuchnia,duży pokój z trzema pojedynczymi łóżkami,łazienka z prysznicem,cały ogród do użytku - 50euro.
Bierzemy i dziękujemy Bogu,że po tylu nerwowych chwilach udało nam się znaleźć takie fajne miejsce.Gospodarz przynosi jeszcze jedno łóżko-będzie wam wygodniej-mówi.
Rozpakowujemy się,potem dzieci zaliczają jeszcze obiecaną kąpiel-jest ok.21
Gospodarz zaprasza na mecz( drugi półfinał Francja-Portugalia)i Karlovacko.Niestety wymiękam po pierwszej połowie.Dziękujemy gospodarzom za miłe przyjęcie i idziemy spać.