opowieści częśc pierwsza.... uhmn.. ciekawe czy sie wyrobie do piątku z resztą
i ciekawe czy linki do zdjęć działają
zaczynamy...
Dzień pierwszy - piątek
Trasa zaplanowana ( mniej więcej ) ale na dwie godziny przed odjazdem uległa znaczącej modyfikacji. Po zapoznaniu się z prognozą pogody zamiast zacząć od Macedonii ( groziło deszczem i burzą na Soluńskiej Glapie), postanowiłem, że zaczniemy od drugiej strony czyli od Bośni wedle opisu Meeg ( dzięki wielkie, a poza tym mam wrażenie, że się znamy
)
Skład czteroosobowy, mieszany, trzech kierowców ( w tym jeden „zapomniał” prawa jazdy) i jeden pilot przewodnik czyli ja)
Wyjazd koło 16 z Lublina i szybko, bo w 3,5 godziny dojeżdżamy pod granice słowacką, do Zawadki Rymanowskiej, gdzie śpimy w chałupie SKPB Lublin
Dzień drugi – sobota
Dzień zaczął się dość wcześnie bo już o 5 jesteśmy na granicy polsko – słowackiej na Barwinku. Jak zawsze dokładna kontrola dokumentów ( nie ma to jak granica wewnątrzunijna) i ruszamy. Pierwsze tankowanie ( LPG) w Miszkolcu, niestety okazuje się, że stacja jest po drugiej stronie miasta ( 1 km za Tesco ). Cena spora, w przeliczeniu ponad 2,6 zł. Dalej autostrada, więc szybko docieramy do Budapesztu, który wita nas sporym korkiem przy wjeździe do miasta. Jako, ze korek jest nudny, a w pilocie chęć przygody, zjeżdżamy w boczna uliczkę i przez jakieś osiedle jedziemy do centrum. Całkiem radośnie pilotuje się mając tylko mapkę ścisłego centrum Po drodze niespodzianka – stacja LPG. Manewr się udał, po 30 minutach jesteśmy nie dość ze na drugiej stronie Dunaju to jeszcze z pełnym zbiornikiem LPG. Droga do granicy z Chorwacja bezproblemowa, coraz więcej stacji z gazem. O 15 już jesteśmy w Chorwacji. Dawno nie widziałem tak znudzonych i pogrążonych w sjeście pograniczników. No, ale było ponad 35 stopni. Po kolejnych 90 minutach jesteśmy już w Bośni. Witają nas tabliczki
Najbardziej rzuca się w oczy przedsiębiorczość mieszkańców Bośni. Stacje benzynowe co kilkaset metrów, myjnie samochodowe, sklepiki i wielkie centra handlowe ( naliczyłem takowe dwa). Droga do Tuzli wiedzie poprzez liczne miejscowości, ruch na drodze całkiem spory. Za Tuzlą miejscowości już mniej ale pojawiają się góry i droga robi się dość kręta. Jednakowoż stan dróg bez zastrzeżeń. Mijamy miasteczko Olovo
5 km przed Sarajewem stacja z LPG. Do miasta dojeżdżamy o 20:30. Zaczynamy szukać noclegu, mamy kilka adresów tanich hoteli i próbujemy miejscowych wypytać o to jak do nich trafić. Mieszkańcy jednak zdaje się nie znają ulic swojego miasta, są chętni do pomocy, ale nic z tego nie chce wyniknąć, nie licząc pokazania nam trzech hoteli ( pierwszy za 30E, drugi za 45E a trzeci nazywał się Holiday Inn;-)). Po 40 min bezowocnego szukania wpadamy na pomysł zapytania taksówkarza. W ogóle myślenie tegoż wieczora sprawiało nam poniekąd spore problemy, myślę, że można to zrzucić na zmęczenie całodzienna jazda w znacznym upale. Z pomocą taksówkarza i 5 marek docieramy do Hostelu, który jak się okazuje położony jest w ścisłym centrum, przy głównej ulicy biegnącej wokół starego miasta.
Hotel kosztuje 10E od osoby i oferuje całkiem czyste pokoje i łazienki. Siedząc już w pokoju i wpatrując się w mapkę miasta w przewodniku zauważam ze ów hostel jest na niej zaznaczony.. Taaak… No, ale pisałem już o tym upale. Pokrzepieni i uradowani znalezieniem noclegu wyruszamy na Stare Miasto celem popatrzenia sobie tu i ówdzie i wypicia jakiegoś zimnego piwa.
Po spożyciu miejscowego piwa za 1,5E ( małe niestety) można już spokojnie iść spać.
Dzień trzeci – niedziela
Świat o poranku wyglądał całkiem do przyjęcia
Przedpołudnie mija nam na powolnym zwiedzaniu Sarajewa. Wstęp do meczetu Hazi Husref-beja 0,5E a dla pań dodatkowe ubranie gratis
)
Na koniec wizyty w Sarajewie zachciało się nam spojrzeć na miasto z jednego z okolicznych wzgórz. Kluczyliśmy małymi uliczkami pod górę, droga była coraz bardziej węższa i stromsza, az na koniec zrobiła się prawie pionowa;-)). Cośmy się wystraszyli to nasze, ale samochód zdał test bo poradził sobie z takim podjazdem całkiem normalnie
Wyjeżdżamy z miasta autostrada, która kończy się niestety po 5 kilometrach. Jedziemy do Mostaru drogą mająca nam dostarczyć wiele pięknych widoków. Zaiste, tak było. A droga wygodna, szeroka i dobrze utrzymana.
To widok znad miejscowości Jablanica
W końcu dojeżdżamy do Mostaru, Upał nie odpuszcza, a nawet postanowił coś jeszcze dołożyć. Wpierw rozglądamy się za jakąś kwaterą. Okazuje się, ze w Mostarze z tym nie ma problemów. W okolicy starego mostu można znaleźć sporo tabliczek „Sobe”. Nam się szukać bardzo nie chciało (upał?), weszliśmy do pierwszego lepszego domu, po krótkich targach stanęło na 30E za dwa pokoje 2 os z jedną łazienką i kuchnią.
Wieczorem, gdy temperatura nieco opadła ruszyliśmy na miasto w poszukiwaniu wrażeń zarówno estetycznych jak i nieco przyziemnych ( kolacja, zimne piwo)
Dzień czwarty – poniedziałek
W nocy temperatura nie raczyła spaść poniżej 30 stopni. Rano ruszyłem na miasto by jeszcze pooglądać sobie to wszystko za dnia
Widok z Mostu na miasto
Widok z mostu na Most
)
Ślady po wojnie w Mostarze na Starym Mieście można spotkac co chwila. Wypalone, podziurawione, pozbawione dachów i stropów domy, które w każdej chwili mogą się zawalić..
Choć tez widziałem jak w parterze takiej ruiny działał sobie w najlepsze sklepik…
Medjugorie przywitało nas sporym korkiem i wielką rzeszą pielgrzymów. Upał nie zawiódł, też był.
Po godzinie już nas tam nie było i ruszyliśmy w drogę do Czarnogóry. Po lekturze na forum odnośnie drogi Sarajewo – Hum zastanawiałem się czy nasza droga w ogóle istnieje;-). Ale.. istniała i była bardzo dobrej jakości. A do tego praktycznie nieuczęszczana. W Gacko zaszła tylko potrzeba zapytania w która stronę na Hum… Za Gacko pojawiły się całkiem ciekawe góry.
To są góry leżące na północ od PN Perucica
Droga raz tylko pokazała swoje pazury…
Szybko i sprawnie dojeżdżamy do Brodu, tylko szyje nas bola od ciągłego kręcenia we wszystkie strony.. Widoki wszak oszałamiają. Wjeżdżamy w szeroka opisywana drogę Brod – Hum. Faktycznie, wąska, czasem nie ma asfaltu… Ale ogólnie da się przejechać, choć wole nie myśleć co by było gdyby z naprzeciwka jechał duuuży TIR i należałoby cofnąć się do ostatniej mijanki. Zaraz za Brodem stoją tabliczki informujące ze za rok planowane jest zakończenie modernizacji drogi. Jak na razie zrobili jakiś kilometr. Dojeżdżamy do przejścia w Hum, słynnego z ascetycznej infrastruktury
Przekroczenie granicy trwa kilkanaście sekund i już wjeżdżamy na most prowadzący do Scepan Polje
I już Czarnogóra, wita nas budowa
Tu też czekamy ledwie minutę i już możemy powiedzieć, że jesteśmy w Czarnogórze!
Dziś planie jest tylko dojazd do Żabjaka, niby niedużo, ale droga kręta i.. jakże widokowa….
Na forum już ktoś podał liczbę tuneli, więc już nie musieliśmy liczyć . Jedziemy stromym kanionem i nagle jest nasza droga do Żabjaka. Okazuje się, że jeszcze wszystkiego w życiu nie widzieliśmy i przed naszymi oczami widzimy drogę, która serpentynami poprowadzonymi w skale wznosi się ostro ku górze
Dojeżdżamy do Trsy.
Osada niewielka, ale knajpa na szczęści ejest. Piwo chłodzone śniegiem (!), cała wioska siedzi w knajpie, w telewizorze biegają Włosi i Australijczycy za piłka., słońce właśnie zachodzi. Spokój i cisza... O jak dobrze…
Ale nic co dobre nie trwa wiecznie, przed nami jeszcze z lekka ofrołdowa droga do Żabljaka.
Droga okazuje się być całkiem niezła, a widoki…
Prutas z dalsza
Prutas z bliższa
W końcu dojeżdżamy do Żabljaka, gdzie po krótkich zakupach udajemy się na zasłużony odpoczynek na camping Ivano Do. Trafiamy tam bez problemu, widoki z campingu na pół Durmitoru… Idziemy szybko spać bo jutro już w końcu w góry. Żarty się skończyły
)