Dzięki za uwagi dotyczące Czarnogóry. Dochodzą do mnie generalnie niezbyt pochlebne o niej opinie. Póki co, nie zamierzam przekonywać się, że są one uzasadnione. Chorwacja ma jeszcze dla mnie tak wiele do zaoferowania, że nie zamierzam zmieniać kursu. Tu najzwyczajniej mówiąc, czuję się świetnie, o czym donoszę w kolejnej relacji.
Czwartek, 2 lipiec 2009
Żałuję, że zanim zorientowałem się, że mogę nagrać śpiewających w nadbrzeżnej knajpie Chorwatów, te najlepiej wykonane, prawdopodobnie najpopularniejsze pieśni, zostały już odśpiewane. Jednak to, co nagrałem w jakimś stopniu oddaje tutejszy klimat i folklor, dla mnie uroczy. Jeśli ktoś chciałby poczuć tę atmosferę to może
tutaj posłuchać.
Rano wyspę przykryła warstwa deszczowych chmur. Przez dwie godziny padało a od czasu do czasu ciszę nad zatoką przerywały grzmoty. Za ich sprawą zrezygnowaliśmy z wczesnoporannej kąpieli, choć ogólnie mówiąc jest ciepło i z całą pewnością szybko wypłukałaby wczorajszą rakiję. Prawdopodobnie też za sprawą owych grzmotów zerwało na dłuższy czas połączenie internetowe.
Przed południem posnurkowałem w zatoce zapoznając się z topografią dna i poszukując obiektów do fotografowania. Nie jest to Sharm El Sheik, ale będzie można coś ustrzelić obiektywem.
Nic nie wskazywało na zmianę pogody
W zatoczce życie biegło swoim tempem
Nagle błysk, nagle świst
Zaczęła się ulewa
W zatoczce powstał zamęt
Nawoływania matki, by syn wyszedł z wody zagłuszał szum deszczu
Jeszcze nim nawałnica ustała, wszystko wróciło do normy
Po wyjściu z wody zmarznięty, chłonąłem leżąc na karimacie zbawienne promienie słoneczne widząc, że za moment może słońce przysłonić mała chmurka. Nagle zimna kropla deszczu spadła mi na plecy, za chwilę kolejna, jeszcze jedna i nastąpiło oberwanie chmury. Złapałem tylko aparat fotograficzny, resztę przykrywając matą i sprintem do groty, gdzie już zaczęli gromadzić się inni plażowicze. Po kwadransie deszcz na tyle zmalał, że można było uciec do domu.
Po południu wiatr zaczął mocniej wiać
Jedyna deska w zatoce dostała wiatru
Snurkerzy też mieli swoje pięć minut
Pogoda sprzyjała również najmłodszym, zwykły dzień na plaży
Po południu wybraliśmy się na wycieczkę do Sv.Nedjelji oddalonej od Zavali o dwadzieścia kilka kilometrów. Droga, malownicza wiła się wzdłuż wybrzeża, raz opadając w dół, raz pnąc się do góry. Była na tyle szeroka, że dwa auta spokojnie mogły się wyminąć a brak zabezpieczeń od strony urwiska, moim zdaniem, wymuszał tylko spokojną jazdę.
Po drodze zawitaliśmy do miejscowości Ivan Dolac, krajobrazowo bardzo podobne do Zavali. Wjechaliśmy autem prosto na nadbrzeże, przy którym toczyło się wakacyjne życie. Wszystko wyglądało jakoś znajomo a jednak odniosłem wrażenie, że jest tu większy ład i porządek. Miejscowość sprawiała wrażenie bardziej zadbanej.
Sporo żwirowych zatoczek
Nadbrzeżne boisko do nagomeda
Chyba centralna plaża
Na końcu miejscowości widok zbocza opadającego do morza porośniętego winnicami
Parę kilometrów dalej mijamy wypalone nie tak dawno lasy. Pozostały po nim suche kikuty robiąc przygnębiające wrażenie.
Pogorzelisko
Przygnębiające zdjęcie
Sv.Njedjelja odebrała mi mowę. Co ja mam napisać, co pokazać? Doprawdy trudne to zadanie.
Wjazd
Idziemy w prawo
Koniec, za cyplem już Hvar
Ponad sześćset metrów wyżej Święty Mikołaj
Idziemy w lewo
Dwadzieścia metrów niżej
Prawie koniec
Na końcu zatoczka jak z raju
Sałatka z ośmiornicy
I słone sardynki
Przed kolacją
Godzinę później
Pora wracać, wystarczy wrażeń, jutro też jest dzień.