15/16 Maj Około godziny 18 udaje nam się wyjechać z Gliwic. Trasa można powiedzieć tradycyjna, Cieszyn, Cadca, Zilina, Bratysława, Budapeszt. Szybko mijamy pustą nad ranem granicę Węgiersko - Serbską Roszke/Horgos, wymieniamy euro na dinary i jedziemy dalej w kierunku Belgradu. Stolicę Serbii omijamy w dużej mierze ukończoną już obwodnicą i wydaje mi się, że jest to lepsze rozwiązanie od przejazdu przez miasto.
W Nis zjeżdżamy z autostrady kierując się na miejscowość Prokuplje. Pogoda nas nie rozpieszcza, od rana z krótkimi przerwami cały czas pada deszcz, no i temperatura, kilkanaście stopni, też mało wakacyjna.
Prokuplje, przynajmniej z okien samochodu, to raczej mało ciekawa miejscowość.
Dalej droga raz lepsza, raz gorsza, w każdym razie dosyć szybko dojeżdżamy w okolice miasta Kursumlija, przed którym mamy zarezerwowany nasz pierwszy nocleg. Po drodze mamy jeszcze drobną przygodę z miejscową policją. Zostajemy zatrzymani po wyprzedzaniu w niedozwolonym miejscu, na szczęście kończy się na sprawdzeniu paszportów i wytłumaczeniu nam dalszej drogi
.
Tutaj na dłużej lepiej się nie zatrzymywać
.
Niebo jest dalej pochmurne, ale na szczęście przestaje padać. Mijamy nie zatrzymując się miejsce naszego noclegu i jedziemy jeszcze jakieś 25 kilometrów dalej w kierunku lokalnej atrakcji Davolja Varos (Diabelskiej Wsi), serbskiego kandydata na jeden z Siedmiu Nowych Cudów Świata.
Droga za Kursumliją jest momentami bardzo dziurawa, na szczęście dojazd do Davolja Varos jest dobrze oznaczony, a ostatnie parę kilometrów to nowy asfalt.
Zostawiamy samochód na pustym zupełnie parkingu i wchodzimy przez drewnianą bramę. Na parkingu jest sklep z pamiątkami, co dziwne otwarty pomimo braku zwiedzających. Na szczęście budka z biletami jest w przeciwieństwie do w/w sklepu zamknięta.
Po krótkim spacerze przez las dochodzimy w końcu do Diabelskiej Wsi, która powstała, jak głosi legenda, na skutek zamiany przez diabła w skały dzieci, które wygrały z nim zakład.
Druga z legend mówi o tym, że w skały, przez siłę wyższą, zostali zamienieni brat i siostra łącznie z weselnikami, by nie dopuścić do ich ślubu.
Miejsce jest na pewno warte odwiedzenia, szkoda tylko, pochmurnego nieba, bo efekt byłby na pewno o wiele lepszy.
Wracamy na parking i jedziemy z powrotem w kierunku Kursumlji do motelu
Stara Vrba, gdzie mamy spędzić nasz pierwszy (nie licząc przejazdu) wakacyjny nocleg. Płacimy około 12 euro za osobę ze śniadaniem. Myślę, że miejsce to jak najbardziej nadaje się na nocleg tranzytowy.
Do końca dnia zostajemy już w motelu, a to optymistyczny znak przed kolejnym dniem.
Plan okolic Kursumlji.
CDN