Dzień 14 (czwartek) 23.08 W drodze przez Montenegro................
No i nadszedł niestety ten dzień, dzień w którym musimy opuścić naszą przystań, domek pod Komami..............
Nie spieszymy się, mamy dużo czasu (przynajmniej tak się nam wydaje.......
), plan na dziś to dojazd do bośniackiego Parku Narodowego Sutjeska znajdującego się na granicy z Czarnogórą niedaleko kanionu Pivy.
Na szczęście prąd jest, więc wszystko idzie nam sprawnie, pakujemy wszystkie rzeczy i po kolei wynosimy do samochodu, a ze względu na pochłonięte podczas pobyt zapasy żywnościowe miejsca w autku jest jakby nieco więcej
Pogoda jest piękna, nic nie wskazuje, żeby coś się miało zmienić, jedyne co się zmienia i trochę nas niepokoi to temperatura.................. rośnie i rośnie, a jak na 1700 m już od rana jest tak gorąco to co będzie później i niżej
Wyjeżdżamy o godzinie 10, z pewnym żalem po raz ostatni zjeżdżamy tak dobrze znaną nam już leśną, pylną drogą na Tresnjevik, skręcamy w lewo i jedziemy do Kolasina.
Jadąc do Kolasina mijaliśmy bardzo zniszczony domek przy zakręcie. Mieszka w nim ta starsza pani, siedzi w cieniu koło stolika przed domkiem, czasami miała towarzystwo
Tam na stacji przy głównej drodze w kierunku Podgoricy tankuję do pełna benzynę. Chciałbym na pamiątkę kupić sobie naklejkę MNE jaką posiada większość tutejszych samochodów a pamiętam jak w zeszłym roku jechaliśmy przez Czarnogórę w kilka miesięcy po uzyskaniu przez nią niepodległości i wtedy tylko nieliczne auta miały takie naklejki. Wtedy jakoś nie bardzo przemawiał do mnie skrót MNE, stwierdziłem, że ładniej i bardziej 'słowiańsko' byłoby CG.............
ale teraz już się do MNE przyzwyczaiłem
. W każdym razie zagaduję chłopaka z obsługi stacji o naklejkę, a on po chwili przynosi mi jedną, za darmo oczywiście bo firmowa, czarne litery MNE na tle biało czerwonego logo stacji. Super, bardzo się cieszę
Jedziemy dalej. Jest okropny upał, co chwilę temperatura na termometrze wzrasta. 30, 31, 32............. ile jeszcze będzie?
Na głównej drodze do Podgoricy panuje jak zwykle bardzo duży i międzynarodowy ruch, posuwamy się powoli, na szczęście z górki więc silnik nie grzeje się zbyt mocno. W ogóle trochę niepokojące są ostatnio zachowania skodowego silnika, właściwie jego temperatury
gdy jedziemy z góry albo po prostej (to akurat rzadko
) temperatura jest zbyt niska, a wystarczy tylko chwilę stanąć w korku lub jechać wolno, nie mówiąc już pod górę
gwałtownie wzrasta. Jakby mało było wydawanych przez układ wydechowy odgłosów upodobniających Skodę do traktora to jeszcze to............ Mam pewne podejrzenia co jest przyczyną, że to nawalił termostat, no ale pewny na 100% to nie jestem. Dopiero po powrocie i po rozkręceniu w.w. części okazało się, że to faktycznie termostat się posypał, a zakup nowego zubożył mnie o 50 PLN.................
Widoki na tej trasie są oczywiście przednie, co prawda nie takie jak w niedalekim kanionie Moracy, ale też super, dookoła góry, skały, są też tunele. Gdzie w Czarnogórze nie jest pięknie................
No może na Wielkiej Plaży za Ulcinjem tak nie za bardzo............
Widoczność nie jest za to szczególnie dobra, z powodu coraz większego upału wszystko zasnute jest lekką mgiełką.
Wreszcie dojeżdżamy do miejsca gdzie mamy w planie skręcić z zatłoczonej głównej drogi. To miejscowość Mioska, tu w ciągu opadającej dalej w dół doliny drogi jest ostry zakręt, a my odbijamy w prawo. Miejscowości jako takiej nie widać, jeżeli jest, to gdzieś wyżej w górach, tu przy drodze jest tylko parking i bar. Opuszczamy sznur samochodów podążających w kierunku Podgoricy i wybrzeża, nasza droga prowadzi doliną rzeki Moracy wzdłuż jej górnego biegu miądzy masywem Moracke Planine a Sinjajeviną. O dziwo jest zupełnie pusta
, na odcinku kilkunastu km mijamy zaledwie kila samochodów. Nasz 'pokładowy' termometr pokazuje już 35 stopni na zewnątrz, to jak do tej pory najwyższa zanotowana przez niego (i przeze mnie) temperatura. A ile jest w środku...........
, sam się dziwię jak my to jeszcze wytrzymujemy.
Widoki są piękne, otaczają nas wysokie szczyty wśród których rozpoznajemy Tali. Sama droga jest dobra, szeroka, asfalt równy, bez dziur, czasem tylko pół pasa zasypane jest żwirem i kamieniami które spłynęły ze zboczy. Widać, że nikt tego nie usuwa, widocznie nie ma takiej potrzeby przy tak małym ruchu.
W końcu droga zaczyna się mocniej wznosić, robi się też węższa. Na mapie jest zaznaczony w jej ciągu tunel o nazwie Semolj, jednak niczego takiego nie stwierdzamy, musimy przejechać górą próg tej doliny. Po raz kolejny silnik nie daje rady, grzeje się niemiłosiernie przy ciągłym mocnym podjeździe. W końcu obawiając się o jego przegrzanie zatrzymuję się w cieniu przydrożnych drzew. Stoimy tak z otwartą maską ponad pół godziny chłodząc silnik i w końcu ruszamy dalej. Na szczęście podjazd już niedługo się kończy. Przejeżdżamy króciutkim szutrowym odcinkiem w miejscu gdzie droga z asfaltem się kiedyś osunęła. Potem wąską asfaltówką powoli, lecz dość stromo, wieloma serpentynami zjeżdżamy w dół drugiej doliny. Tu znowu droga się poszerza, nadal jest pusta i często zasypana kamieniami. Na tym odcinku nie towarzyszą nam już jakieś szczególnie piękne widoki, za to od czasu do czasu przejeżdżamy tunelem. W niewielkiej miejscowości Boan w prawo odbija boczna droga do Żabljaka, jest nawet drogowskaz
My jedziemy dalej prosto i niedługo docieramy do Savnika, widocznego już wcześniej z drogi, leżącego w dolinie miasteczka.
Znowu w prawo odbija droga do Żabljaka, ta jest nam już znana z przejazdu w 2005 r. Nieco niżej, przy ostrym zakręcie mijamy kolejną wąską boczną dróżkę, przy skrzyżowaniu stoją liczne tablice informacyjne i drogowskazy kierujące do lokalnych atrakcji turystycznych, m. in. do kanionu Komarnicy, która to rzeka ma swój początek niedaleko Sedla w pobliskim Durmitorze.
Tuż za zakrętem musimy stanąć, przed nami niewielki korek, stoi autobus, przed nim kilka samochodów. Zatrzymuję się, przez dłuższą chwilę nic się nie dzieje, wyłączam silnik i wychodzę sprawdzić czym korek jest spowodowany. Domyślam się od razu bo niezawodnie wyczuwam zapach świeżo kładzionego asfaltu. Podchodzę trochę dalej, w dół prowadzącej do Savnika drogi i stwierdzam, że faktycznie, brak przejezdności jest spowodowany kładzeniem przez panów drogowców asfaltu, ale.................... NA CAŁEJ SZEROKOŚCI wąskiej w sumie drogi. W przeciwną stronę również nic oczywiście nie jedzie.
No i mówiąc szczerze, jesteśmy jednak lekko zaszokowani, że można tak zamknąć jedyną w okolicy drogę w środku powszedniego dnia tamując kompletnie ruch.......... mamy nadzieję, że na chwilę, ale oczekiwanie coraz bardziej się wydłuża
Jemy kanapki, orzeszki, za nami kolejka samochodów coraz bardziej się wydłuża, upał jest piekielny, gołe opadające dość gwałtownie zbocze, żadnego drzewka dającego odrobinkę cienia, słońce co prawda zaszło za cienkie chmury i tak nie przypieka, ale za to ucichł zupełnie lekki wiaterek przynoszący do tej pory nieco ochłody. W powietrzu unosi się smrodek smołowo - asfaltowy, potęgowany jeszcze przez wyziewy z niewyłączonego silnika stojącego przed nami autokaru........... Pojazd ten lata świetności dawno ma już za sobą, po jakiejś pół godzinie mamy już serdecznie dość warkotu dieslowskiego silnika i zapachu jego spalin
No ale co zrobić, jechać inną drogą się nie da, tu akurat płaska i nizinna Polska ma tę przewagę, że dróg jest pełno i można sobie jechać po prostu przez inną, pobliską wieś..........
Jesteśmy że tak powiem uziemieni te 2 km od Savnika i zdani na łaskę drogowców, liczymy na to że może niedługo będą mieli fajrant
Mija kolejne pół godziny, Lidia przysypia, mi też już do tego niewiele brakuje, ludzie z coraz dłuższego sznureczka oczekujących aut spacerują tam i z powrotem, palą cygara i dzwonia informując o postoju, a panowie drogowcy turlają się walcami po gorącym, dymiącym asfalcie........
Mija kolejne pół godziny, dochodzi 15.00, powoli realność realizacji naszych planów na dziś staje się coraz mniejsza, no ale wreszcie zaczyna się coś dziać. Podjeżdżamy kilkadziesiąt metrów, potem znowu kilkadziesiąt, po to by znów utknąć na kilkanaście minut. Wreszcie widzimy, że z naprzeciwka zaczynają się pojawiać samochody, a my nadal czekamy
Droga jest wąska i jadący przed nami 'Niksic'
skutecznie uniemożliwia minięcie się z nim większych aut jadących z dołu. No ale kawałek po kawałku, po ciepłym, świeżym asfalcie posuwamy się dalej i dalej, mijamy zsunięte i wciśnięte do zatoczki maszyny drogowe, których operatorzy zlitowali się nad sobą i zwłaszcza nad nami i zrobili sobie przerwę.
No i w końcu po wielkich bólach jesteśmy w Savniku, wymuszona przerwa w podróży trwała ponad dwie godziny
Sznurek samochodów jadących w tym samym co my kierunku wymusza szybką jazdę bo zniecierpliwieni kierowcy nie żałują mocy silników wciskając gaz do oporu, a droga wije się serpentynami na zboczu przeciwległych gór nad Savnikiem. W tych okolicach nie ma szczególnie spektakularnych widoków, po kilkunastu kilometrach wjeżdżamy w obszar gór Vojnik przejeżdżając pod niewielkim tunelem. Po chwili jesteśmy już w Jasenovym Polju, na drodze Scepan Polje - Niksic. Skręcam w lewo, w kierunku Niksica właśnie, do miasta jednak nie dojeżdżamy, po kilku km, w miejscowości Vir skręcamy w prawo skierowani tam pogiętym i zardzewiałym drogowskazem (ale był
) z napisem Krstac, miejscowości w której znajduje się przejście graniczne z BIH.
Upał jeszcze się wzmaga mimo, że jest już 16.00, wyjechaliśmy bowiem z wyższych gór w kotlinę w której leży Niksic, zza chmur wyszło też słońce. Obserwujemy całą drogę termometr, jego najwyższe wskazanie to 39 stopni.
Jak przyjemnie jest wtedy w ciemnym samochodzie nie wyposażonym w klimatyzację, to wiedzą tylko ci, którzy takie auta mają............
Mijamy sporą wioskę Vir, po kilku kilometrach niewielką osadę Duga. Droga jest dobra, choć kręta i niezbyt szeroka, jedziemy zatem powoli. Krajobrazy do złudzenia przypominają nam te z terenów nieco bardziej na południe, znanych nam z przejazdu w 2005 drogą: prełęcz Bukovica niedaleko Njegusi, Resna, Grachovo, Vilusi. Takie same kamieniste pagórki i doły, porośnięte kolczastymi krzakami, ciągnące się jak okiem sięgnąć. Co kawałek widać ślady po pożarach
Czerwona lampka ostrzegawcza w głowie włącza mi się gdy nagle stary asfalt się kończy, a zaczyna się nowy, równiutki jak stół czarny dywanik. Poznawszy już nieco czarnogórske realia
wiemy, że jak gdzieś jest nowy asfalt, to pewnie zaraz się skończy............. no i tak się właśnie dzieje. Zamiast czarnego asfaltu, po kilku kilometrach mamy piękny biały szutr, prawdopodobnie przygotowany już do dalszego asfaltowania drogi. Jedziemy kawałek ale tempo spada, 20 km/h to za wolno, żeby zdążyć przed zmrokiem i dojechać do naszego celu, a czeka nas jeszcze około 30 km tej przyjemności do granicy i za nią.
Zatrzymujemy się i po chwili zastanowienia decydujemy, że wracamy. Tak czy inaczej nie uda się nam dojechać przed zmrokiem i wybadać terenu przed jutrzejszym górskim wyjściem, a nie chce mi się znowu tyle km jechać po szutrze. Wracamy do Vir, mijamy Jasenovo Polje i szybką dobrą drogą mkniemy w kierunku Szczepan Polje. Rozpoznajemy miejsce zeszłorocznego przydrożnego noclegu
, a nad Pivskim Jeziorem nie możemy sobie podarować kilku fotek i paru minut filmu okolicy oświetlonej promieniami chylącego się ku zachodowi słońca.
Szybko przekraczamy granicę, mniej szybko
pokonujemy sławny odcinek od granicy do Focy i skręcamy w kierunku Tjentiste. Powoli zaczyna się już zmierzchać, słońce chowa się za górami. Na mapie nie są zaznaczone żadne miejscowości wzdłuż tej drogi, rzeczywistość okazuje się inna, dobra, ale wąska i kręta droga prowadzi przez wsie, których mieszkańcy w związku z porą dnia spędzają właśnie owce i krowy z pastwisk, skutecznie spowalniając naszą jazdę. Mijamy jakąś niewysoką przełęcz i zjeżdżamy w dół, widać już zabudowania miejscowości Tjentiste.
Cały czas wypatrujemy drogi odbijającej w lewo, do naszego celu, do PN Sutjeska gdzie znajduje się najwyższy szczyt BIH, Maglic. No i jest, wąska, boczna droga, prawie ją przejeżdżamy bo stoi tu tylko niepozorny, nie rzucający się w oczy drewniany drogowskaz z napisem Dragos Sedlo 12 km i Prijevor 19 km. Skręcamy..............
Na początku droga jest niezła, jakieś 5 km pokryte jest starym asfaltem, z rzadka zdarza się jakaś wyrwa. Schody zaczynają się później gdy asfalt siękończy. Musimy znaleźć jakieś miejsce na nocleg, ale chcę też dojechać jak najdalej jak się da, żeby jutro nie tracić czasu już na żadne przejazdy i podjazdy po fatalnych drogach. Robi się już ciemno, a gdy wjeżdżamy w gęsty i wysoki świerkowy las nie widać już praktycznie nic. Jest już po 20.00 a nadal jest bardzo gorąco, termometr mimo późnej pory i wzrastającej wysokości n.p.m. wciąż wskazuje około 30 stopni C.
Droga jest FATALNA
raz szeroka, raz wąziutka, prowadzi cały czas stromym zboczem góry bo z prawej mamy przepaść, a z lewej teren ostro się wznosi. Droga najwyraźniej służy w czasie deszczu jako koryto spływającej wody
bo są liczne poprzeczne wypłukane rynny, miejscami szutr jest wypłukany też wzdłuż drogi. Manewruję kierownicą przejeżdżając z lewej na prawą stronę i odwrotnie, rosnące po bokach krzaki ocierają się o boki samochodu, jest okropnie
Jestem cały mokry od nadal panującego upału i niemalejących emocji drogowych. Kolejny raz Lidia jedzie bez pasów z przyklejonymi do szyby oczami.
Droga cały czas się wznosi a tempo jazdy jest znikome, zatem tradycyjnie już temperatura silnika jest niebezpiecznie wysoka. Znowu muszę zatrzymać samochód, żeby go wychłodzić. Wychodzimy na zewnątrz, rozprostowujemy kości i zastanawiamy się co dalej. Tu spać nie możemy droga jest wąska i nie byłoby łatwo minąć się z innym samochodem który w sumie mógłby się przecież pojawić. Panuje zupełna cisza, nie ma wiatru, więc nawet drzewa nie szumią, słychać jedynie odgłosy dochodzące z lasu, szelest owadów czy myszy wśród poszycia, spadające szyszki albo jakieś gałązki, przelatujące nocne ptaki................ Ciemności panują całkowite, niebo jest zamglone czy zachmurzone zatem nie ma księżyca ani gwiazd, kompletnie nic nie widać. Mówiąc szczerze trochę nieswojo się czujemy w takim miejscu i o takiej porze, no ale tak wyszło no i coś z tym trzeba zrobić...........
Po niecałej pół godzinie uruchamiam silnik i ruszamy dalej i po kilkunastu minutach dojeżdżamy do.............. asfaltu
To Dragos Sedlo, miejsce położone na wysokości około 1300 m. Niewiele widać, dookoła drzewa, światła samochodu pozwalają na stwierdzenie, że jesteśmy na niedużym placyku. Chyba tu trzeba by przenocować
Ale dalsza droga też jest wyasfaltowana, decydujemy się, że jedziemy dalej. Asfalt.......kończy się po jakichś 100 metrach
a nawrócić w ciemnościach nie za bardzo jest jak, zatem kontynuujemy po nadal fatalnej szutrówce. W końcu po kilku km droga gwałtownie skręca agrafką w lewo, prosto odchodzi wąska boczna dróżka. Z internetowych opisów wiem, że to właśnie prosto trzeba jechać na Prijevor. Ale tym razem już naprawdę mam dość.
Tu jest sporo miejsca, tu przenocujemy. Wjeżdżam samochodem w trawiaste pobocze i .....................to był mój błąd niestety
Nie, z samochodem nic się nie stało, na razie wszystko jest ok. No ale trzeba wysiąść, ochłodzić się rozprostować kości, zjeść coś i przygotować wnętrze auta do spania. No i w tym momencie .........stało się
Lidia wychodzi, robi krok w ciemność i krzyczy z bólu
Co jest
Moja noga
Okazało się, że tuż obok była jakaś dziura, może i nieduża i niegłęboka, ale wystarczająca, aby noga doznała jakiegoś urazu. Boli ją bardzo, już po kilku minutach kostka jest spuchnięta, jeszcze bardziej niżby to wynikało z całego dnia w upalnym samochodzie. Lidia ma wrażliwe stawy, o kolanach już kiedyś wspominaliśmy, że bardzo musi na nie uważać, o kostkach nadwyrężanych i skręcanych już kilka razy jeszcze nie................ No i nadszedł ten kolejny raz i kolejny uraz. Ma ze sobą maść na 'sportowe urazy' o niezwykle intensywnym zapachu, ale z powodu upchania gdzieś głębiej wcześniej niepotrzebnych medykamentów co można zrobić. Owinąć nogę mokrą chustką i folią, na to nałożyć skarpetkę.
Nie zajmujemy się już niczym. Wyciągam śpiwory i kładziemy się spać. Mimo bólu przy gwałtowniejszym ruchu nogą czy jej urażeniu, o co w ciasnym aucie nietrudno, Lidia zasypia szybko, ja niedługo po niej.
Nasze jutrzejsze plany trzeba odłożyć na kiedy indziej..................
c.d.n.