Tak więc trafiliśmy do krainy zwanej jak się okazało Ipelską Pahorkatiną. Rejon ten usytuowany między dwoma rzekami wpadającymi do Dunaju:
Hron i Ipel jest bardzo spokojny. Mamy Sturovo - słowackie miasto połączone Mostem Marii Walerii z węgierskim Esztergomem, o którym sporo pisała Maslinka.
Któregos dnia pojechaliśmy ze Szwagritem w stronę tej Chlaby, w której mieszkał Rumcajs i jego 4 kriożercze małżonki, aby zobaczyć CO TAM JEST jeszcze. Przejechaliśmy Chlabę i cisza...nic się nie dzieje, cmentarz na górce, jakiś barak i suszące się przy nim ciuchy oraz zamknięte na cztery spusty piwniczki znaczy winiarki chyba.
Wiatr wieje. K... gdzie my są? "Ipel" rzekł fachowo Szwagrito i splunął siarczyście. "Jak?" "Ipel - tabliczki nie widzisz?". Faktycznie - zardzewiała tabliczka oznajmiała, że znajdujemy sie w miesjcu, w którym rzeka Ipel
połączy się zaraz z pieknym, modrym Dunajem. A prócz Ipel (Ipela? Ipeli?
NIC. Koniec świata jaki znamy
Znaczy Słowacji koniec. A może Węgier koniec? Albo początek.
Tu bylim
http://g.co/maps/367aq tam, gdzie A
Uświadomiliśmy sobie, że stoimy na niewidzialnej granicy dwóch bliskich sąsiadów mających odwieczne zatargi, ale żyjących w symbiozie. Ulice w Sturovie także z węgierkimi tabliczkami (nie wiem jak po wejściu
w życie ustawy o czystości języka słowackiego - wtedy był rok 2005), menu - pierwsze strony po słowacku i węgiersku, język na ulicach i taki i taki.
No dobra, ale w końcu my tam na baseny nie? No więc lu - na Kupalisko Termalne Vadas
http://www.vadas.sk/
Kilka rodzajów basenów, sztuczna fala, a przede wszystkim Bażant - to, co tygryski lubią najbardziej
Tam spędziliśmy kilka razy trochę czasu, natomiast owszem, podróżowaliśmy trochę. Zamek w Visegradzie, Budapeszt w jedeń dzień, Esztergom kilka razy, okoliczne wioski: Bina, Kamenin.
Wygląda więc na to, że będzie jeszcze część trzecia, ło matko...
w końcu te parę zdjęć w niej dorzucę może.
Dziś jeszcze tylko słów kilka o mentalnej wycieczce dwóch, niby wychowanych w innej kulturze dżentelmenów, ale jak się okazało
podobnych do siebie w kwestiach podróżniczo poznawczych. Szwed Jurek obywatel świata bywały w wielu miejscach, ale kompletnie nie znający naszych regionów, ciekawy historii miejsc, miast i państw, życzliwy naturze jegomość oznajmił przedostatniego dnia, że ma dość VADASA. On nie będzie się juz taplał, bo w Sztokholmie ma podobne - on chce coś jeszcze zobaczyć.
Bracie mówię "oni niech zatem idą moczyć tyłki a Ty weź bro i wodę dla mnie i jedziemy na męską wycieczkę".
I Pojechaliśmy (wiem, nie zaczyna się zdania od "i"
Droga numer 11 - przez Pilismarot (obaj laliśmy z tej nazwy), Domos inne przybytki. Zatrzymywaliśmy się, gdzie chcieliśmy nawet co chwilę, godzinę posiedzieliśmy gadając o pierdołach i laskach nad Dunajem, w końcu dotarliśmy do Szentendre.
http://g.co/maps/656nq
Jeśli będziecie kiedykolwiek mieli okazje zatrzymać się w Szentendre - just do it. Nie pytajcie dlaczego - miejsce powie samo za siebie - dla mnie rewelacja.
Wieczorem zbratani z Jurkiem jeszcze bardziej oglądaliśmy jakieś mistrzostwa w lekkiej atletyce - chłopak nie mógł zrozumieć jak to możliwe, aby słowacki komentator do każdego kobiecego nazwiska dodawał "swoją" koncówkę.
Postupalowa jeszcze była dla wszystkich do przyjęcia. Halouszkova również. Popasova - jak najbardziej. Ale już przy Marion DŻONSOWEJ tudzież rodzimej dla Jurka Karlsonowej czy Svenssonowej Juras osunał się z Bażantem pod stół. Chyba trudy dnia dały mu się we znaki....
Przyjaźń polsko - szwedzka w miniaturowym wydaniu