Dzień piąty wtorek 16 września
Wstaje piękny, słoneczny dzień
Wreszcie
No i niniejszym skończyło się dla nas lenistwo, nie będzie już wymówek, "a może będzie padać" itp.
, w końcu nie przyjechaliśmy tu tylko leżeć, chcemy przecież poznać choć trochę "tę najpiękniejszą". Trochę już widzieliśmy, ale przecież Hvar nie kończy się na tej zatunelowej części. Już od rana jest dziś ciepło, jemy więc śniadanie na tarasie, pakujemy potrzebne rzeczy i już mamy wyjść gdy przy drzwiach od tarasu spostrzegamy takiego oto gościa
który wprawia nas, a zwłaszcza Lidię niemalże w przerażenie
Muszę podjąć męską decyzję co z zapewne równie przerażonym zwierzątkiem począć
, przecież go nie uśmiercę
Łapię za plastikowy pojemnik i jakąś deseczkę i po chwili
następuje etap pośredni pozbywania się nieproszonego gościa..........
a po następnej zwierzątko jest już na wolności
Zatem około godziny 8, po uporaniu się z jaszczurką wyruszamy w kierunku tunelu, zresztą innej drogi tu raczej nie ma. Tzn tak nam się wtedy wydawało, któregoś następnego dnia odkryliśmy, że jest jeszcze jedna droga, prowadząca górą ponad tunelem. Po prostu jechaliśmy za ciężarówką i ona tuż przed tunelem skręciła, trochę nas zastanowiło gdzie mogła się podziać i zauważyliśmy wijącą się po zboczu szutrową drogę, po drugiej stronie tunelu też. Nie wpadłem na to, żeby się tamtędy przejechać, może trochę szkoda
.
Po drodze podziwiamy porastające strome zbocza górskie liczne uprawy winorośli i mieszkańców z zapałem zrywających dojrzałe granatowe grona do specjalnych czerwonych skrzynek i upychających je do wysłużonych półciężarówek. Sygnalizacja świetlna nadal mruga, ale wiedząc już jak wygląda przejazd nie jest on nam już taki straszny jak uprzednio.
Mijamy Pitve i skręcamy na Vrisnik i Svirce pamiętając aby zrobić sobie wycieczkę śladami Danusi
(dangol) czerpiąc wzorce z jej relacji. Okolica jest faktycznie urokliwa i taka jakaś swojska, co prawda nie wychowaliśmy się wśród upraw winorośli i drzew oliwnych, ale jakoś tak to odczuwamy. Wąska dróżka kluczy wśród szarozielonych oliwek, z niektórych krzaków zwisają dorodne grona winorośli, sporo jest już pozrywanych. Wypatrujemy tego, co dopełniłoby wyobrażeń o miejscu w którym się znajdujemy a mianowicie krzewów lawendowych i tu jednak zaskoczenie, nie ma ich wcale aż tak wiele jak się spodziewaliśmy, może jesteśmy w niewłaściwej okolicy?
Wydawało się nam, że lawenda rośnie tu wszędzie, jednak po tym, co widzimy i jeszcze zobaczymy, stwierdzimy, że określenie Hvaru jako lawendowej wyspy jest chyba trochę na wyrost
, a może w innym terminie kwitnące i pachnące krzewy wyraźniej rzucają się w oczy
Mijamy pięknie położony na wzgórzu Vrisnik, w Svirce zatrzymujemy się na chwilę by obejść piękny kościół, zaglądnąć na cmentarz.
Jadąc cały czas bocznymi drogami docieramy do Stari Gradu, którego zwiedzanie zostawiamy sobie na kiedy indziej i rozpoczynamy wspinaczkę wąską starą drogą prowadzącą do Hvaru. Widoki, bez pudła, przepiękne, to wreszcie jest to, o co chodziło, urwiska, przepaście, naprawdę warto się tą drogą przejechać, zwłaszcza, że jest całkiem pusta. Mijamy wioskę Selce, potem machających do nas rodaków podziwiających rozległą panoramę z małej przydrożnej zatoczki, jedziemy wolno wypatrując wg wskazówek
Kasi G.B. "trimu czyli kamiennego igloo", przy którym mamy skręcić w lewo w boczną drogę. Jedziemy, jedziemy........ JEST
Skręcamy. Jak się okazuje teraz czeka nas kilkukilometrowy powrót w głąb hvarskich gór, a naszym celem jest oczywiście ich najwyższy szczyt sv. Nikola o wysokości 626 m n.p.m. Nie bylibyśmy to my, gdybyśmy podarowali sobie wizytę na najwyższym punkcie w okolicy
Wiem, wiem, wstyd
.............. na szczyt autem............
oj niedobrze, to trochę nie w naszym stylu, ale tak naprawdę głównym powodem wycieczki nie nożnej lecz samochodowej jest nasz ograniczony czas pobytu na wyspie, a chcemy zobaczyć jak najwięcej. Skoro można wjechać - wjedziemy, a resztę dnia spędzimy zwiedzając
No więc wjeżdżamy. Krajobraz pusty, trawiasty i kamienisty, najwyraźniej po pożarze który strawił okolicę parę lat temu, wszędzie sterczą spalone kikuty drzew. Księżycopodobny - takie określenie przychodzi mi na myśl, nazwę księżycowy zarezerwowaliśmy bowiem dla kamiennych pustyń Pagu, a tu rosną przynajmniej trawy. Bujne są , choć już o tej porze roku już praktycznie całkiem zeschnięte.
Droga............hmmmm.............. nienajlepsza
Nie jest stromo, ale szuter jest luźny, gruboziarnisty, więc nie jedzie się zbyt komfortowo. A droga jest długa, oj długa, jedziemy i jedziemy, szczyt raz widać, raz go nie widać, ciągle jest daleko. Dojeżdżamy do skrzyżowania z nieco lepszą drogą, to chyba właśnie ta prowadzi do wylotu z tunelu głównej drogi. Decyduję, że będziemy nią wracać no i w konsekwencji nie przejedziemy całości starej drogi do Hvaru, cóż, to co widzieliśmy już było i tak ok. Kawałek dalej jest drogowskaz, kieruje w boczną drogę na Svirce, a więc jest tu jeszcze i trzecia droga na sv Nikolę, dla nas byłaby znacznie krótsza..............
Teraz już znacznie szybciej zmierzamy w kierunku szczytu i podziwiając coraz piękniejsze widoki pod niego docieramy. Nie patrzyłem na licznik ale z 10 km szutru było z pewnością. Zostawiamy zagrzane nieco auto przy drodze, ostatni kawałek podejdziemy pieszo, z góry zjeżdża niemiecki wóz, nikogo innego już tu nie ma. Po chwili jesteśmy na szczycie, tu też pusto, jesteśmy całkiem sami. Widoki są oczywiście bezbłędne, Brac, Peljesac, Vis są jak na wyciągnięcie ręki a w dole całkiem blisko jest też Sv Nedjelja. Zwiedzamy szczytowe atrakcje
: budkę strażaków, okolice krzyża i kapliczkę, w zeszycie uwieczniamy swój pobyt w tym niezwykłym miejscu (bo nie wejście...), przeglądam wpisy, bardzo dużo jest oczywiście polskich ale dostrzegam też takie z Kanady, Australii i .......Ekwadoru
W końcu, jak już popstrykaliśmy i pofilmowaliśmy, wreszcie siadamy spokojnie i nasycamy oczy cudnymi obrazami. W ciszy i spokoju, tylko my i szczyt
to jest jak zwykle, gdy się zdarzy, wspaniałe przeżycie, niezwykłe chwile..........
W oddali Susac.......
......a w dole sv Nedjelja
Scedro, Korcula i Peljesac
W dole Jelsa, Svirce i po lewej Vrboska
Sv Nikola, patron żeglarzy i rybaków
Pakleni Otoci
Kawałek panoramki z wierzchołka
No ale to co dobre, tym razem dość szybko się kończy, do wierzchołka zbliża się spora grupa wędrowców. Zważywszy na ten fakt, no i na upływający nieubłaganie czas, powoli opuszczamy Mikołaja
i zmierzamy do samochodu. Kolejne punkty dzisiejszego programu czekają na realizację
To tu, przy naszym aucie, gdy ja pakuję do niego rzeczy, Lidia fotografuje samotną sosnę, zwycięskie zdjęcie tegorocznej edycji Konkursu Moja Chorwacja .......
c.d.n.