Dzień 1
1/05/2008 czwartek
odległość: 630 km
trasa: Warszawa - Brzeziny - Stryków - Poznań - Słubice - PL / D - Berlin
Pobudka zaplanowana była na wczesną porę, ale za sprawą podziębienia Małżonki mej, ostatecznie wstajemy lekko przed 8:00. Pogoda wbrew deszczowym zapowiedziom wita nas słoneczna. Zbieramy się do wyjazdu. Dzięki temu, że torby są już w większości popakowane, zostaje tylko ich noszenie do samochodu. Na myśl przychodzą wspomnienia ubiegłorocznej wyprawy i upychania ładunku w każdą wolną przestrzeń. Tym razem, mówiąc po młodzieżowemu, jest jednak luzik na maksa
. Wszystko mieści się przy pierwszym podejściu i to tylko w tylnim bagażniku. Wszędzie widać jeszcze sporo wolnego miejsca. Będziemy zatem wieźli ze sobą powietrze
A co tam, niech sobie też pozwiedza
...
Z domu ruszamy prawie punkt 11:00. Na wyjeździe ze stolicy czeka nas przewidywalna niespodzianka w postaci kilkukilometrowego korka samochodów ciągnącego się od lotniska aż do samych Janek
. Stolica ewidentnie wyludnia się na najbliższe dni. Czemu tylko wszyscy muszą to czynić akurat teraz
Do Rawy Mazowieckiej jest jak cię mogę, a tam odbijamy w kierunku zachodnim na Łódź. Docieramy do stron rodzinnych MAPY i w Brzezinach zjeżdżamy na skrót do Strykowa. Z przyzwyczajenia wybieram wariant alternatywny, czyli drogę najbardziej boczną z możliwych. To tylko coś z 10 kilometrów, ale wrażenia niczym rodem z Albanii i to z odcinka drogi wzdłuż wybrzeża między Dhermi a Borsh
. W Strykowie prace wrą nad obwodnicą, co by samochody ciężarowe w ruchu tranzytowym nie musiały przebijać się przez centrum miasta. Wskakujemy na jeden z najnowszych odcinków autostrady w RP i mkniemy w kierunku zachodnim. W między czasie niebo zachmurza się, ale jeszcze nie pada. Po 100 km bezpłatnego odcinka wjeżdżamy na kolejne 150 km płatnego kulczykowego
. Bramki opłat są trzy i na każdej Lenka wspiera mnie donośnym 'do widzenia' kierowanym do pani z okienka. W pewnym momencie zaczyna siąpić lekko deszcz. Innych atrakcji brak. Można by rzec, nuda panie, skutkiem czego Jasiek zasypia, a Małżonka momentami go naśladuje ...
majowy exodus ludności stolicy ...
najnowsze osiągnięcie autostradowe RP ...
mały Jasiek smacznie śpi ...
W okolicach Nowego Tomyśla autostrada dobiega końca, a ruch powraca na starą drogę, acz bardzo ładnie odremontowaną
. W oczy rzucają się żywo żółte pola rzepaku. Na marginesie, żółty i Zuzia to najnowsze osiągnięcia lingwistyczne Jasia
W obliczu poważnych braków w zakresie bardziej elementarnego słownictwa, użyteczność dwóch wyżej wymienionych wydaje się być mocno wątpliwa. Nie bardzo wiadomo skąd i jak to załapał, nie zmienia to faktu, że co jakiś czas pada z jego strony 'zółłłty' uzupełniane wskazywaniem pól po prawo czy lewo od samochodu. Inną ciekawostką są przydrożne stragany wypełnione wszelakimi figurkami z gipsu, jak domniemam. Poczciwe, popularne ongiś krasnale wymarły podobnie jak dinozaury, a ich miejsce zajęły najrozmaitsze zwierzaki. Zawodowo trochę jeżdżę po Polsce, ale nigdzie nie spotkałem się z podobnym zjawiskiem. Widać bliskość granicy i specyficzne gusta sąsiadów zza miedzy robią swoje. Faktem też jest, że to głównie ich samochody widać zatrzymane przy rzeczonych straganach. W jednej z przydrożnych miejscowości dopełniamy bak naszego samochodu rodzimym paliwem oraz zatrzymujemy się na spożycie obiadu.
lepiej wyglądało niż smakowało, ale generalnie było OK ...
Pogoda klaruje się na tyle, że na horyzoncie widać słońce zmierzające ku zachodowi. Na ostatnich kilometrach w RP droga poszerza się do dwu jezdniowej. W szczytowych momentach przedunijnej Polski w tym miejscu zaczynała się kolejka Tirów okupująca prawy pas i wolno skradająca się do odprawy celnej. Dziś jest pusto. Może to zasługa 1 maja, a może zaniku granicy. Z ciekawości zjeżdżamy do Słubic, aby zobaczyć jak dziś wygląda to miasto graniczne. Mnie przed oczyma przesuwa się film wspomnień z poprzednich pobytów w tym miejscu. Jest rok 1984 i 1985 czyli jeszcze prężne NRD i kwitnąca biurokracja, jest rok 1989 i 1990 czyli upadek dawnego porządku, jest wreszcie 1995 i 2000 czyli nowe realia sąsiedzkie i ekonomiczne. Na tle tych wspomnień, ludzie spacerujący po moście granicznym, przechodzący z imprezy pierwszomajowej we Frankfurcie na analogiczną w Słubicach, wyglądają wręcz nierzeczywiście. Przejeżdżamy przez rzeczony most. Wszystko pozamykane na cztery spusty, a jedyna oznaka władzy obecnej w tym miejscu to niemiecki radiowóz policyjny monitorujący wzrokowo wjeżdżające pojazdy. Dla młodych to rzecz normalna i oczywista, ale ja chyba jestem już stary, bo mnie to dalej szokuje i wydaje się być snem na jawie
. Nie dość, że nie ma kolejki, to jeszcze nikt nikogo nie kontroluje. Niesamowite ...
Robimy mały objazd Frankfurtu w poszukiwaniu śladów NRD. To, co głównie daje się zauważyć to bloki mieszkalne z dawnych lat. Niby blok to blok, jednak ichniejsza infrastruktura, za sprawą szczegółów architektonicznych, kolorystyki, jakości wykonania, mimo lat eksploatacji, bardziej przypada mi do gustu niż spora część rodzimej zabudowy tego typu. Wyraźnie widoczne jest też odmienne podejście do przestrzegania ograniczenia prędkości
. Niby spostrzegłem to już wiele lat temu, ale właśnie owo płynne pokonanie granicy jeszcze bardziej to unaocznia. Formalna granica znika, ale pewne odmienne normy społeczne czy obyczajowe dalej pozostają żywe
. Bacznie obserwując prędkościomierz powracamy do Słubic i z większą tolerancją względem ograniczeń prędkości zmierzamy do przejścia w Świecku. Ono też wygląda dziś jak wymarłe, a mnie pojawiają się przed oczami obrazy z 1990 roku, kiedy na przejściu stała kolejka samochodów, z przyczepkami towarowymi, udających się do Berlina Zachodniego po banany, potem sprzedawane 'z chodnika' w wielu miastach Polski
.
Dalsza droga do Berlina mija dość beznamiętnie, z tym może wyjątkiem, że znów wszyscy jadą jak jeden mąż tyle ile widnieje na ograniczeniu, a jeżeli ktoś już wyprzedza pozostałych, to są to z całą pewnością ... Polacy, Litwini, i Łotysze ... Nasz hotel znajduje się zaraz przy południowej obwodnicy Berlina we wiosce o nazwie Genshagen i docieramy do niego opuszczając autostradę zjazdem numer 13. Jest to obiekt francuskiej sieci
Etap Hotels i jako taki luksusów nie oferuje, ale zgodnie z przewidywaniami jest czysty i schludny, co przy założeniu, że ma nam służyć jedynie do noclegów po długich dniach zwiedzania, w zupełności nam wystarcza. Istotna jest też cena, która w opcji bez śniadania wynosi jedynie 37 EUR za dobę za całą naszą gromadkę. Do centrum Berlina jest stąd lekko ponad 20 km, ale mając na podorędziu samochód nie stanowi to przeszkody, acz jak zobaczymy w kolejnym dniu relacji, jest to szerszy temat
. Pokój jest zdecydowanie z tych mniejszych, ale Jaśkowe łóżko jest gdzie rozstawić. Gorzej, że drzwi wejściowe nie posiadają blokady od strony wewnętrznej, co powoduje, że są mało odporne na zakusy Jasia, aby wydostać się na korytarz
. Polak potrafi, więc blokujemy je rzeczonym łóżkiem, ale dla zdeterminowanego i muskularnego syna nie stanowi to przeszkody nie do pokonania
. Dużą atrakcją okazuje się łóżko piętrowe dla trzeciej osoby, które od drzwi wzbudza dziki okrzyk radości Lenki. Rzecz jasna, mimo wstępnych obaw Małżonki, staje się ono ulubionym miejscem pobytu i snu córci. Na zakończenie należy jeszcze dodać, że podczas całego naszego pobytu hotel będzie pozostawał pod bezapelacyjną 'okupacją' turystów indywidualnych i zorganizowanych z ... Polski oraz Czech. Dla zainteresowanych tym obiektem podaję link:
http://www.etaphotel.com/etaphotel/fich ... otel.shtml
Jakoże do hotelu docieramy koło 20:00, wniosek z tego płynie taki, że odległość około 630 kilometrów pokonujemy w 9 godzin, wliczając w to prawie godzinną przerwę na obiad i prawie drugie tyle na obcowanie z przygraniczną rzeczywistością Słubic i Frankfurtu nad Odrą. Ponieważ przeziębienie Małżonki skutecznie pozbawia ją sił, decydujemy się tylko na krótki dotleniający spacerek po najbliższej okolicy, a następnie udajemy się na wczesny spoczynek. Nie obywa się bez przygód. Podczas oblucji higienistycznych przygniatam drzwiami od łazienki Lenki palce, które dziwnym trafem tam się znalazły, ale na szczęście w porę dostrzegam jej reakcję na ból, skutkiem czego nie domykam drzwi do końca, bo to z pewnością skończyłoby się ich zmiażdżeniem
. O 22:00 już śpimy, wszyscy jak jeden mąż, bez wyjątku. Zanim zasypiam mam tylko jedno zmartwienie: oby pogoda dopisała ...
spacer dotleniający ...
Lenka na wysokości ...
C.D.N.