Na razie skupimy się na tutejszych atrakcjach. Przejeżdżamy do Concoret, leżącego nieco na północ od Paimpont, gdzie zatrzymuje nas na moment kościół z różowego kamienia, obrośnięty w znacznym stopniu bluszczem, po czym udajemy się do dobrze oznakowanych, a jakże owianych tajemnicą, miejsc. I tu... totalne rozczarowanie. Przykro mi.
Nawet mnie, zagorzałemu wielbicielowi celtyckiego klimatu, trudno się wczuć w nastrój. Grób Merlina, to otoczone płotkiem dwa niewielkie głazy. Wokół pozawiązywane kolorowe wstążki - mają pomóc w spełnieniu życzeń, wypowiadanych szeptem w trakcie wiązania. Sporo ludzi tu przychodzi - nie mam pojęcia w jakim celu. Ale cóż, nawet i my naszą wizytą powiększamy lokalną statystykę. Źródło Wiecznej Młodości - maleńkie bajoro pośród chaszczy. Za to atrakcją dla nas są obficie tu rosnące jeżyny. Stwierdzamy, że Ludy Zachodu nie mają pojęcia, jakie dobre mogą być owoce lasu. Bea ma większą frajdę ode mnie, gdyż są mocno dojrzałe, zatem słodkie, podczas gdy ja preferuję te bardziej kwaśne. Aparat wyciągam tylko raz - a i to bardziej z kronikarskiego obowiązku - gdy trafiamy do tysiącletniego dębu o dziesięciometrowym obwodzie. Jestem nieco zdegustowany - to ma być pełne czaru i tajemnicy Broceliande?...
Jest sens przedłużać naszą wizytę w tej okolicy? Może lepiej się zwinąć i przenieść w ciekawsze rejony? Ale przeważa jednak ciekawość i nadzieja, że znajdziemy tu w końcu coś bardziej w naszym guście. Zatem podjeżdżamy szosą kawałek dalej, mijając kościół Trehorenteuc, zwany również kaplicą św. Graala oraz szesnastowieczny, częściowo wykonany techniką szachulcową, Manoir des Rues Neuves z kamienną basztą. Intrygują nas dwie nazwy: Złote Drzewo oraz Val Sans Retour - Dolina Bez Powrotu.