napisał(a) Franz » 17.01.2012 18:26
Wracamy przez te dwa wąskie tunele i wpadamy na główną szosę, a dokładniej na jej wariant prowadzący na kilkukilometrowym odcinku lewym brzegiem Oltu. Zrobiło się już ciemno, ale jadę niezbyt szybko, gdyż próbujemy znaleźć miejsce, skąd można by zrobić zdjęcie klasztorowi Cozia. Niestety, albo kiepsko patrzymy, albo nie wystarczy zatrzymać się przy szosie, tylko trzeba by zejść z nasypu, przedzierając się przez porastające go zarośla. Ale tu nawet nie ma miejsca, gdzie można by wóz na dłuższą chwilę zostawić, a wielkie ciężarówki pędzą jedna po drugiej. Zdaje się, że one muszą ten odcinek pokonywać właśnie lewym brzegiem rzeki. Trudno - nie zobaczymy monastyru poprzez wodę.
Za Calimanesti łączymy się na powrót z siódemką i jedziemy w kierunku Ramnicu Valcea, zastanawiając się nad miejscem noclegu. Bea ma jeszcze na uwadze znajdujący się przed tym miastem skansen w Bujoreni i myślę, że moglibyśmy w jego sąsiedztwie zanocować. Tymczasem wjeżdżamy już do Ramnicu Valcea, a Bujoreni jakoś nie widać. Nic to, nocleg najważniejszy. Zanim zacznie się gęstsza zabudowa, skręcam w pierwszą ulicę w prawo, dostrzegając kątem oka informację o skansenie. Jakoż i po chwili go mijamy - wprawdzie jest ciemno, ale nie wygląda na specjalnie wielki. Przyjrzymy mu się jutro, a teraz jadę dolinką na wprost. Mijamy nawet sporo domostw, ale dosyć ciemnych; tylko tu i ówdzie widać palące się światła. Wkrótce asfalt się kończy i dalej prowadzi szutrowa droga podnoszącym się dnem doliny. Widząc odgałęzienie, skręcam w nie pod ostrym kątem i sto metrów dalej zatrzymuję się na rozwidleniu. Zakładam czołówkę i sprawdzam teren. Prawe odgałęzienie prowadzi w górę do bramy i widać, że jest uczęszczane, zaś lewe również kończy się bramą, ale mocno nadgryzioną przez ząb czasu, a dostępu do niej bronią całkiem wysokie zarośla. W porządku, to miejsce spełnia nasze wymagania w kwestii spokojnego noclegu.
Zaraz jednak spokój zostaje naruszony głośnym szczekaniem, dochodzącym od wyższej bramy. Oho! Mamy towarzystwo. Jako że przed momentem sprawdziłem okolicę, to wiem, że obok bramy jest wystarczająco dużo miejsca, by spokojnie przeszedł człowiek, o psie już nie wspominając, więc oczekuję rychłej wizyty. Jednak do niej nie dochodzi - pies wyraźnie trzyma się posesji, której pilnuje. Tylko nieustające ujadanie zakłóca nocną ciszę. Postanawiamy go przeczekać i rzeczywiście, nasza wytrwałość zostaje nagrodzona. Pies daje sobie w końcu spokój i możemy udać się na zasłużony spoczynek.
(Fotka wykonana następnego poranka.)