napisał(a) Franz » 21.11.2011 20:27
Pierwszy wniosek - odpada trasa, na którą się nastawiałem. Nie da się zrobić stąd pętli przez Veliki Prenj i Cetinę. Na schematycznej mapce z Internetu wiedzie znakowany szlak przez prawie dwutysięczną Cetinę, ale na tutejszej nowej, dokładnej mapie takiego szlaku brak. Mógłbym zrobić nieco mniejszą pętlę, tylko przez Veliki Prenj, ale... Właśnie - ale! Widzę możliwość przejścia zupełnie innej trasy, niż planowałem. Zamiast z Glogosnicy, a więc od północy, mógłbym pójść od południa na Veliki Prenj, po drodze wchodząc na Lupoglav, zaledwie o jeden metr niższy od najwyższego szczytu w tych górach. W tym celu musiałbym przejechać do mostu na Bijeli i tam poszukać szlaku. Dodatkową atrakcją mogłaby być ta zachęcająco wyglądająca jaskinia Bijela, o ile by się po drodze ujawniła. Wprawdzie nie mam ze sobą map uwzględniających tamten fragment gór, ale skoro trasa jest znakowana? Nie ma się co dłużej zastanawiać. Na poczekaniu modyfikuję swoje plany.
Korzystając z faktu, że wciąż jeszcze z góry nic nie kapie, robię krótki spacer po wiosce, zaglądając na tutejszy cmentarz. Następnie wracam do głównej szosy i ruszam na południe, w kierunku Mostaru, wypatrując pilnie miejsca, gdzie powinienem z niej zjechać. Znajduję bez trudu - szeroka droga szutrowa odbija tuż przed wąskim zalewem, wypełniającym boczną dolinę. Wkrótce szeroki szuter zaczyna się piąć na zbocze po lewej ręce, a ja jadę dalej nad wodą, teraz już gorszą drogą. W miejscu, gdzie droga zakręca wokół końca zalewu, umieszczona jest druga, taka sama mapa oraz tabliczka z informacją, że do rzeczonej "peciny" jest od dwóch do dwóch i pół godziny. Świetnie! Jestem na miejscu!
Parkuję, zakładając, że będzie to moje miejsce noclegowe dziś, a najprawdopodobniej również jutro. Robię sobie kawę, ładuję akumulatorki do aparatu, przeglądam literaturę i wtedy zaczyna kropić deszcz. Wkrótce zwiększa natężenie, by w końcu przejść w regularną ulewę. Na lekturze mija mi szybko czas i doczekuję zapadnięcia zmroku. Wtedy zaczyna się ruch. Najpierw jeden samochód, potem drugi; wychodzą, wracają, wreszcie odjeżdżają, ale chyba nie wszyscy. Domyślam się, że to wędkarze. Mnie nikt nie niepokoi. Czytam jeszcze przy świetle czołówki, wreszcie kładę się spać. Na zewnątrz nadal leje. Myślę o mającym nastąpić dniu - co mi przyniesie? Cóż, zapewne możliwość dalszego przebywania w czytelni...