Dzień szósty : W śnieżycy i mgle
W planie kolejny dzień na biegówkach dolinką od Colfosco przez Corvarę i La Villę do Pedraces. Cały czas łagodnie w dół no i widokowo ...
Ranek wita nas jednak taką śnieżycą za oknem, że nawet Piz La Ila całkowicie zniknęła . A miało być tak pięknie...
Nie poddajemy się jednak bez walki, po śniadaniu łapiemy narty i schodzimy na przystanek autobusowy. Wkrótce dojeżdżamy do ostatniego przystanku w Colfosco, tuż przy sympatycznie wyglądającym hoteliku Luianta.
Stąd miałyśmy się ześliznąć zaśnieżonymi pastwiskami, boczkiem w pobliżu trasy zjazdowej, aż do dolinki potoku spływającego od Passo Gardena, aby po drugiej stronie rzeczki natrafić na trasy dla szuraczy.
W planie były również widoki na skaliste turnie grup Sella i Puez, oraz podejście pod wodospady (o tej porze roku zapewne lodospady ) Pisciadu nieopodal wylotu Val Mezdi.
W pierwszym porywie entuzjazmu nawet ruszyłyśmy w trasę , ale zatrzymałyśmy się przy dolnej stacji kolejki wywożącej zjazdowców na zbocze przeciwległe do tego, pod którym miała wieść nasza trasa biegowa...
Poszłyśmy po rozum do głowy i reszta nieuśpionych szarych komórek nakazała nam odwrót i spacer (tyle, że z nartami pod pachą, a nie na nogach) po Colfosco... Lepiej powłóczyć się po narciarskim kurorcie, niż zagubić w coraz bardziej gęstej mgle.