I tak oto minęła godzina 16-ta... Za
późno, aby wracać szlakiem biegnącym powyżej doliny, po jej przeciwległej stronie w stosunku do naszego domu. Nie mamy pewności, czy szlak jest przetarty, a nie chciałybyśmy
zakopać się w śniegu tuż przed zachodem słońca...
Mogłybyśmy również pójść nad samą rzeką, gdyż wzdłuż niej biegnie ścieżka. Tę trasę mam jednak na uwadze na "szuranie" na jakiś dzień, więc po cóż się powtarzać?
Idziemy więc wzdłuż szosy, co nie jest o tej godzinie jakoś specjalnie uciążliwe, aut aż tak dużo nie jeździ. No i przez większą część drogi wzdłuż szosy jest wygodny chodnik
.
Mniej więcej w połowie drogi pomiędzy La Villa i Pedraces mijamy dawną rezydencję Sompunt (1598 r.):
To zamiast
jeziorka o tej samej nazwie (Lech da Sompunt), które miałyśmy mijać, idąc szlakiem ponad dolinką...
Tak oto dochodzimy pod
Paraciorę - chatę przy zbiegu dwóch wyciągów krzesełkowych, dzięki którym
narciarze mogą sprawnie dotrzeć z Badii do La Villi.
Pierwsza myśl: może by się tu zatrzymać na tutresy (w niektórych "pisanych" wersjach zwane też turtresami - w sumie to
nie wiem, która wersja jest "ladyńsko" poprawna) ?
Zaraz jednak pojawia się "głos rozsądku": jak usiądziemy, to będziemy wracać dalej szosą, ale
po ciemku. Chyba jednak lepiej zjeść coś już w San Leonardo...
Najszybciej byłoby dostać się tam płaskim wyciągiem Pradüc, zwłaszcza że zgodnie z wykazem załączonym do naszego "punktowego" karnetu, jest on na ten karnet dostępny w obu
kierunkach. Pewnie ze względu na tę płaskość, bo większość wyciągów z listy jest dostępna
tylko do góry.... Tyle że...
No właśnie
. Przy braku doświadczenia w jazdach zimowymi wyciagami nie przewidziałam, jak się okazało
podstawowego problemu. Nie każdy wyciąg krzesełkowy jest bowiem dostępny także dla piechurów... A wydawało mi się, że tylko orczyki i inne takie dyskwalifikują tych, co po Dolomitach chcą sobie tylko pospacerować, a wyciągi mają im oszczędzić trochę potów
.
Część wyciągów krzesełkowych jednakże nie ma peronu dla piechurów, więc Pan Wyciągowy
nie wpuści nań nikogo bez zjazdówek. Tak jest właśnie w przypadku Pradüc... Nie jest to oczywiście wielkim nieszczęściem w tym momencie, bez problemu pójdziemy dalej pieszo
.
Gorzej, że
zaburzyła mi się koncepcja wyprawy na górskie łąki. Plany w zakresie kilometrażu spaceru już nieco
zweryfikowałam, jak się okazało że z punktowym karnetem mało którym wyciągiem da się zjechać w dół i w ten sposób sprawnie "przeskoczyć" przez wcięcia w grzbiecikach. Myślałam, że chociaż podjeść sobie zaoszczędzę
.
Teraz muszę wziąć pod uwagę również to, że w górę też z większością wyciągów się nie uda
. Z wykazu nie wynika jednak, które wyciągi są dostępne także dla niezjazdowców (karnet punktowy wymyślono przecież
dla mniej aktywnych narciarzy), trzeba więc przyjąć założenie, że - poza jajeczkami - nie mam na co liczyć. Wycieczka piesza będzie więc miała
jeszcze bardziej okrojoną trasę...