Szybko przemieszczamy się wzdłuż północnego wybrzeża, po czym skręcamy na południe - w głąb wyspy. Na przedmieściach Arucas kolejny skręt w prawo i teraz już krętą drogą dojeżdżamy do Firgas.
Nazwa miasta wywodzi się z języka guanczów - Afurgad, co oznacza łąkę, pastwisko. Firgas nosi również miano Ciudad del Agua - Miasto Wody - szczycąc się obfitością jej zasobów. A przywiodło nas do tego miasteczka właśnie zdjęcie z albumu Sancha, przedstawiające uliczkę-kaskadę wodną, będącą jedną z dwóch wizytówkowych uliczek miasta. Ale najpierw natrafiamy na drugą z nich - Promenadę Kanaryjską.
Mamy tu okazję spojrzenia na Gran Canarię z lotu ptaka - starannie oddana rzeźba wyspy ściele się u naszych stóp. Pokazujemy sobie miejsca, które już zobaczyliśmy; oczywiście, zaczynamy od barranca na północnym zachodzie, u wylotu którego leży Agaete. Tuż obok wyrzeźbionej wyspy umieszczono jej godło, a powyżej obraz oddający jej główne cechy - od razu rzuca się w oczy stercząca w górę Roque Nublo.
Ale to jest Promenada Kanaryjska, a więc pokazuje wszystkie siedem głównych wysp archipelagu. Zaraz powyżej Gran Canarii wmurowana w posadzkę Lanzarote a dalej kolejne wyspy na całej długości pochyłej uliczki. Jedynie po bokach zostawione chodniki dla pieszych.
Przechodzimy do końca uliczki i zagłębiamy się w miasteczko. Jest niewielkie - liczy sobie około 8000 mieszkańców. Zakręcamy na placyku i kierujemy się do drugiej ciekawej uliczki - Promenady Gran Canarii.
Tu też zostawiono dla pieszych zaledwie chodniki pod ścianami domów, natomiast środek zajęty jest przez obramowane kwietnymi klombami wodne kaskady. Po jednej stronie promenady ustawiono rząd jaskrawo kolorowych ławeczek, pokrytych azulejos. Nad każdą ławeczką wisi nazwa jednej z 22 gmin wyspy oraz jej herb, zaś oparcie samej ławeczki prezentuje element charakterystyczny dla danej gminy.
Bea zostaje uwieczniona na ławeczce - jakżeby inaczej - Agaete. Gminy rozmieszczone są w porządku alfabetycznym, więc blisko Agaete odnajdujemy Artenarę, do której udaliśmy się poprzedniego dnia rano.
Schodzimy powoli, uważnie przyglądając się kolejnym nazwom, herbom, emblematom - naprawdę ładnie i ciekawie zostało to wykonane. Blisko końca uliczki, a więc i końca alfabetu, natrafiamy na trzy sąsiednie nazwy, które z absolutnie niewytłumaczalnych przyczyn wryją nam się w pamięć i często później będziemy je wspominać - Teror, Telde i Tejeda [teheda].