Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Barcelonie, ale boicie się zapytać
No to jedziemy dalej
tym razem do
Barcelony. Gdybym miała opisywać dzień, w którym przez 9 godzin się przemieszczaliśmy, wyglądałby on mniej więcej w ten sposób:
Wyjeżdżamy dość wcześnie rano (dość wcześnie jak na nas
bo udało nam się w okolicach godziny 9tej być już w samochodzie
to naprawdę nasz swoisty rodzinny rekord
) Jedziemy, jedziemy. Na jakiejś stacji benzynowej jemy śniadanie - to znaczy jemy kupione jakieś mocno przechodzone kanapki. Jedziemy, jedziemy, jedziemy. W pewnym momencie zastanawiamy się, którą drogę wybrać, bo w Hiszpanii to mają taki dobrobyt
że autostrady nie dość, że wszędzie mają
to jeszcze można sobie wybrać, czy chce się jechać bezpłatną, ale bardziej samochodami zapchaną, czy też płacić za bardziej komfortowe warunki jazdy. Różnica miedzy tymi autostradami polega także (jeżeli ufać nawigacji samochodowej) na długości czasu przejazdu - jadąc płatną autostradą powinno być szybciej i bliżej. Dlatego też my wybraliśmy opcję płatną (płaci się za konkretne odcinki), na której mieliśmy zaoszczędzić 1,5 godziny jazdy -jakby na to nie patrząc - z dziećmi, które i tak od kilku godzin nieźle się trzymały
Podróż mimo że całodzienna jakoś sprawnie się potoczyła. Byliśmy zaskoczeni, że dość szybko udało nam się dotrzeć do barcelońskich rogatek. Już jesteśmy, wystarczy tylko przejechać przez miasto i będziemy w hotelu
Taaak, z perspektywy czasu wiem, że to było bardzo naiwne myślenie
bo to "tylko przejechać przez miasto" zabrało nam jakieś dwie godziny
, podczas których co rusz staliśmy
w gigantycznym korku
na gigantycznych trzy- czasem czteropasmowych ulicach Barcelony
Tak więc, domyślacie się, że jazda samochodem po tym jakby nie patrzeć pięknym i ciekawym katalońskim mieście do szybkich i bezproblemowych nie należy. W związku z czym polecam przemieszczanie się po Barcelonie wszystkim innym niż automobilem
Skoro już wiecie, że przyjazd do Barcelony samochodem może wiązać się z podwyższeniem ciśnienia we krwi, musicie także wiedzieć, że znalezienie "taniego" noclegu w tym mieście też nieźle podnosi adrenalinę
Tanią opcją noclegową są oczywiście liczne kempingi, które ulokowane są na obrzeżach miasta, i które są z nim skomunikowane. Taką wersję przećwiczyliśmy 10 lat temu, kiedy nie tylko Andaluzję odwiedziliśmy. Pamiętam, że wtedy (był to sierpień) problemem było znalezienie kempingu, na którym byłyby wolne miejsca na rozbicie namiotu
Po odwiedzeniu kilku z napisem "wolnych miejsc brak" w końcu trafiliśmy na taki, na którym miejsca były, ale zdziwienie, że może zdarzyć się taka sytuacja, że kempingi są zapchane, pozostało
Tym razem kemping nie wchodził w grę, dlatego chcieliśmy znaleźć :cokolwiek: ale blisko centrum. I tu się zaczęło
Wynajem tanich mieszkań wakacyjnych dla czwórki osób zaczyna się od 80 E. W okolicy
La Rambla jednej z głównych ulic miasta, wynajem jednego łózka w
hostelu !!!! wynosi ok.30E, jednak cena ta przemnożona razy 4 daje niezły wynik
(nie mówiąc nic o dodatkowej opłacie za miejsce parkingowe dla naszej czarnej strzały).
Dlatego odpuściliśmy sobie szukanie noclegu blisko centrum, na rzecz takiego, który jest dobrze z nim skomunikowany. Wybór padł na ten
hotel, bo w cenie 80E mieliśmy parking i śniadanie. Jak się później okazało ciekawa była też okolica hotelu - z jednaj strony co prawda mocno blokowo-przemysłowa, ale z drugiej było blisko do drugiej barcelońskiej Rambli - czyli do
La Rambla del Poblenou - takiego długiego "osiedlowego"
deptaku z licznymi knajpkami, sklepikami, i ławkami zachęcającymi do odpoczynku w cieniu licznych drzew.
I pierwszy nasz barceloński wieczór spędziliśmy właśnie na La Rambla del Poblenou - zdziwieni, że trafiliśmy do miejsca, w którym mogliśmy poobserwować Barcelończyków (a nie turystów
), którzy po całym dniu szukają tam wytchnienia, relaksu i własnego towarzystwa
Wraz z nastaniem dnia następnego zaczęło się nasze trzydniowe zwiedzanie miasta, co nie jest łatwe, biorąc pod uwagę jego wielkość i moc wszelkiego dobra, które oferuje. Zaryzykuję nawet tezę, że w trzy dni zwiedzenie Barcelony jest niemożliwe
bo zawsze trzeba dokonać wyboru między tym, co priorytetowe, a tym co należy odwiedzić w drugiej kolejności, także co zostawić na "w razie gdyby nie byłoby co robić"
Nam udało się zrealizować tylko plan priorytetowy
Barcelońską rzeczywistość zaczęliśmy ogarniać od priorytetów dziecięcych
do których należały odwiedziny w kolejnym oceanarium - tym razem Barcelońskim W tym celu po wcześniejszym zakupie biletów "sieciowych" trzydniowych na komunikację miejską (za jeden dla osoby dorosłej płaciliśmy 17 E, dzieci do lat 4 bezpłatnie), przemieściliśmy się metrem w kierunku nabrzeża i
PortuVell
Przemieszczamy się:
Już z daleka widać port:
Tego dnia atrakcją dla przechodniów był taki jeden jachcik z helikopterem na dachu:
Przemieszczamy się w kierunku oceanarium:
Za chwilę wchodzimy:
[img]http://lh4.ggpht.com/_uiivp55v0ck/TQJgiLmhZOI/AAAAAAAAD3c/BXrONjqlj9M/s640/DSC_9987.jpg"[/img]
Jeżeli ktoś wcześniej był w lizbońskim oceanarium to raczej może sobie odpuścić wizytę w tym przybytku barcelońskim, bo po pierwsze portugalskie oceanarium jest nowsze, więc i mniej przechodzone, także mniej ludne, większe, oferujące zdecydowanie ciekawszy wgląd w oceaniczne życie, a przede wszystkie wizyta w nim jest o połowę tańsza
Gdybyśmy wiedzieli o tym wcześniej, zapewne nie obiecalibyśmy Maluchom owej kolejnej atrakcji w postaci wizyty w barcelońskim oceanarium. A że taki nieświadomy błąd jednak popełniliśmy... musieliśmy frycowe zapłacić
I znowu kolejny spacer nabrzeżem:
Tym razem postanawiamy powędrować tam, gdzie (tu zaryzykuję pewną tezę
) trafia każdy, kto przyjeżdża do Barcelony
Mianowicie, moja prywatna teoria życiowa głosi, że każdy w Barcelonie prędzej czy później trafia na
La Rambla - taką ulicę miasta, częściowo będącą deptakiem, na której wiele się dzieje.
Oprócz licznych kawiarenek, restauracji, sklepów miejsce to wybrali sobie uliczni artyści
W związku z czym jedna z jej części jest obstawiona przez plastyków, którzy z chęcią ("z chęcią" - znaczy za stosowną opłatą
) uwiecznią na papierze każdą fizjonomię
Na Rambli (chociaż może powinnam napisać: na Ramblach
) jest też fragment, który robi za uliczny sklep zoologiczny. W związku z czym jakby ktoś koniecznie bardzo chciał w Barcelonie kupić kanarka (nawet z klatką), stado myszy, czy też żwirek dla kota to zdecydowanie La Rambla jest właściwym adresem
Jest to też miejsce, w którym dzieciaki dostają oczopląsu i biegają do klaki z papugą tylko po to, żeby za chwilę z okrzykiem
"jeeeeeny, tam są żółwie !!!! " pobiec do następnego mini-terrarium
Jednak najciekawszym miejscem Rambli był dla nas odcinek, na którym ustawiają się mimowie przeobrażający się w żywe pomniki. Pierwszy, na który natrafiliśmy, trwał w uśpieniu
Ale za sprawą życiodajnych monet
ożywił się:
I w tym momencie nasze dzieciaki wpadły w osłupienie pomieszane z konsternacją
Maja zdecydowanie chciała brać nogi za pas, i tłumaczenia, że to człowiek... że przebrany... że taka zabawa... miała zdecydowanie gdzieś. Natomiast Tymek się ożywił, te same argumenty, które dla Mai były nieprzekonywujące, dla niego na tyle rzeczowe, że z nieukrywanym entuzjazmem oznajmił, że on też chce
I się zaczęło :
"maaamoo, tatooo dajcie pieniążka, pllloszę"
Tak więc, Tymka fascynowały wszelkie przepotworne potwory, na widok których żywiołowo krzyczał:
Jacie - ten jest na prawdę straszny !!
Natomiast Maja w swoich wyborach ujawniała swe jakże liryczne oblicze, wybierając - a to aniołka:
czasem aniołka troszkę już upadłego
a to królewny (znaczy się - królewny według Mai
):
I w ten oto sposób narodziła się nasza nowa świecka i barcelońska tradycja - każdy dzień naszego pobytu w Barcelonie musiał skończyć się na Ramlach. Nie mogło być inaczej, bo Potomstwo, gdy tylko rano otworzyło oczy, pytało:
"A pójdziemy dziś na Lamble ????", ponieważ odpowiedź była twierdząca (no, nie obyło się bez małego szantażu:
"Jak będziecie grzeczni..." ) z częstotliwością do półgodziny padały kolejne:
"A kiedy?" "Już?" "Przecież jesteśmy grzeczni!"
A oto galeria powstała w wyniku trzech naszych ramblowskich spacerów:
Pamiętam, że te 10 lat temu też byliśmy na Ramblach, ale wtedy tylko przez nie czym prędzej przemknęliśmy - uliczny tłum, zgiełk, hałas i taki jarmarczny charakter miejsca nas nie przekonały. Dopiero teraz za sprawą Dzieciaków i radości, z jaką odkrywają świat, mogliśmy nie tylko zadomowić się na Ramblach, ale osobiście poznać ducha tego miejsca