20) Kierunek - Ben Gurion Airport
Po drodze na lotnisko wpadamy nad Morze Śródziemne.
Od Armagedonu to jedyne 45 km:
Samochód mamy oddać na lotnisku najpóźniej o 1 w nocy to coś z czasem pasuje zrobić
Dojeżdzamy do Cezarei Nadmorskiej:
i tu oddajemy sie błogiemu lenistwu aż do zachodu słońca:
przed nami widok na Cypr a w oddali na wybrzeże tureckie
Słonko powoli chyli się ku zachodowi:
więc opuszczamy plażę i kierując się na
Highway Nr 6 obieramy kierunek
Ben Gurion Airport
Kolejne 97 kilosów przed nami:
i około 22 jesteśmy w wypożyczalni samochodów na lotnisku na Terminal 1.
Po odstaniu swojego w kolejce i oględzinach czy im autka nie zepsułem
ok. 23.00 meldujemy się na hali odlotów czyli Terminal 3.
Trzeba znaleźć sobie jakieś wygodne lokum do spania bo nam przesunęli początek odprawy, zwanej z języka polskiego jako
check-in - z godziny 2.00 na 5.00 rano, więc nie ma sensu szwendać się całą noc po lotnisku.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem ale na wszelki wypadek ustawiłem sobie budzik na 4.50, żeby punkt 5.00 stawić się na największej atrakcji lotniska czyli kontroli bezpieczeństwa w wykonaniu izraelskich służb
Budzik dzwoni - trzeba stawić czoło służbom specjalnym
Jest 3 godziny do odlotu to sobie myślę - jest OKI, odprawimy się i pójdziemy na jakieś śniadanie a później pobiegamy po wolnocłówce.
Pełen naiwności jestem dumny z siebie że punkt 5.00 kiedy to Check-in lotu Tel Aviv - Riga wystartował my już stoimy karnie w kolejce.
Spoko wyrobimy i że sniadaniem i z zakupami.
Po pół godzinie już nie byłem taki happy i do przodu
Zaczęła się jednoczesna odprawa lotów do Rygi, Kijowa, Moskwy i Londynu - średnio 800 chłopa a tych z security jest.....6
po godzinie dorzucili jeszcze trzech do pomocy.
Załamka ostatni etap odprawy zakończyliśmy o......7.30 - bramka do samolotu zamykała się o 7.40
Jeszcze troche a nie zdązylibyśmy na samolot.
Niektórzy nie zdążyli, widziałem to na własne oczy.
Żadne krzyki, wrzaski, prośby, tłumaczenia że to security zawaliło, już wtedy nie działają - obsługa lotniska miała jeden, powtarzany jak mantra tekst:
"to wasz problem i wasza wina, trzeba było przyjść wcześniej"
Ale przejdźmy do odprawy
ETAP I - stanie jak baran w kolejce i to dość długo.
Im bliżej było do takiej fajnej maszynki do kontroli bagażu tym większy ruch w interesie bo pojawiały się panieneczki z ichnich służb i zaczynała się jazda:
- du ju spik inglisz ? ili pa ruski pagawarim ?
- możemy w obu językach
- paszport proszę
- kto to jest ta kobieta z którą podróżujesz ?
- żona
- czyli macie ślub ?
- mamy
- a te dzieci to czyje ?
- nasze
- mhhh
to wyżej to było tzw. "zagajenie" czy jak kto woli:
"tak dla poddierżenia razgawora" po czym zostałem zasypany gradem pytań w stylu:
- po co przyjechaliście do Izraela ?
- jak długo tu byliście ?
- gdzie mieszkaliście ?
- co zwiedzaliście ?
- kto wam finansował pobyt ?
- kto wam pakował bagaże ?
- czy mial ktoś dostęp do waszych bagaży po spakowaniu ich ?
- czy macie jakieś niebezpieczne przedmioty ?
itp. itd.
Po rozmowie naklejka na paszport w ichnim języku z kategorią podróżnego, żeby następni wiedzieli co my są za jedni
Nie, nie to jeszcze nie koniec
ETAP II - kontrola bagażu: prześwietlanie i zapisywanie obrazu na dysku komputera + wstępna kontrola pirotechniczna i narkotykowa bagażu.
Z czterech walizek jedna im się wyjątkowo nie spodobała, znaczy się moja
Żona i dzieci mogą iść nadać swoje bagaże do samolotu a ja do kolejki i do następnego rzeźbienia.
Po odstaniu swojego w kolejce kiwa mi paluszkiem pan z security, żebym podszedł.
Podchodzę, walizka na blat i zabieram się do otwierania.
- noł, łejt....no to czekam.
Podjeżdza z jakimś ustrojstwem wyglądającym jak szczotka do mycia kibla i drapie mi tym po walizce a później po mnie
- znaczy się, kolejna kontrola pirotechniczna i narkotykowa.
Po zeskanowaniu kodu kreskowego mojego bagażu, na kompie wyświetla się zawartośc walizki.
Wkłada ręke do środka i patrząc mi prosto w oczy (nawet skurczybykowi powieka nie drgnęła) pyta z kamienna miną:
- czyje to jest ?
- co ?
- to co trzymam w ręce
- moje
- na pewno ?
- moja walizka to i reszta moja
- a skąd to masz ?
- kupiłem
- gdzie to kupiłeś ?
- w sklepie ?
- a kto za to płacił ?
- sam sobie zapłaciłem
- a po co ci to ?
- pamiątka z podróży
W tym momencie pierwszy raz sie uchśmiechnął i mówi:
okej, ju ken goł, hew a najs flaj
Okazało się że nie spodobała im się na podglądzie paczka z mirrą
ETAP III - nieco luźniejszy
bo tylko sprawdzenie czy przeszlismy kontrole bezpieczeństwa (kody kreskowe na walizkach), nalepienie naklejek z kierunkiem i numerem lotu i nadajemy bagaż do samolotu.
Jest 7.00 no fajnie sklepów nie zaliczymy ale przynajmniej coś zjemy.
Naiwniak
Idziemy w kierunku tzw connektora, gdzie są bramki do samolotu, zwane z polskiego GATE.
Idę, patrzę i oczom nie wierzę:
k..^%$()_...wa a to co ?
No tak to nie koniec szopek
ETAP IV - Sprawdzają czy karta pokładowa zgadza się z paszportem a następnie skontrolują nas i bagaż podręczny - czy między kontrolą bezpieczeństwa bagażu a jego nadaniem do samolotu ktoś nam nie wsadził bomby do kieszeni
Dawaj od początku.
Zegarek, komórka i wszystko co pipczy do miednicy. Netbook na ladę, sprzęt foto i prześwietlamy bagaż i siebie.
Nie ma bomby i kolejny raz:
hew a najs flaj
No to wreszcie zjem to śniadanie bo mnie ssać zaczęło.
Uffffff nie zjem przed nami......
ETAP V - kolejka do odprawy paszportowej.
Tu na szczęście obyło się bez zbędnych pytań, ale swoje odstać trzeba było
Do zamknięcia bramki mamy 10 minut więc nie spacerkiem a biegusiem lecimy do samolotu.
Po drodze widzę, że laski sprzedają croissanty, 2 minuty mi wystarczy na zakup.
Podbiegam i dyszę:
for krosant pliz, biorę, nawet nie wiem z czym ale wiem za ile
....i dalej biegusiem do
gejta, grunt że zdążyłem na pekaes, który podwiózł nas do samolotu.
Uffff....8.10 czasu lokalnego, orzeł wystartował:
baj, baj Izrael
Przy wybrzeżu tureckim scięło mnie na amen:
obudziłem się dopiero nad swojsko wyglądającymi krajobrazami:
Ce...de...en