Wycieczka 1: Podróż do krainy wina, kasztanów i bajkowych plaż (12 września 2010)
Ponieważ w całej reszcie towarzystwa nie znajduję entuzjazmu ukierunkowanego na kreteńskie zabytki, dzisiejszy dzień (a jak się okazuje, kolejne raczej też) przeznaczony będzie na podziwianie przyrody i wspaniałych krajobrazów.
"Ten kreteński krajobraz przypominał mi dobą prozę: wypracowaną, oszczędną, wolną od zbędnych ozdobników, pełną dynamizmu i powściągliwą. Jak ona wyrażał istotę rzeczy najprostszymi środkami, wolny od wszelkiej kokieterii, od najmniejszej sztuczności, po męsku surowy. Ale wśród jego ostrych kształtów można było odnaleźć nieoczekiwaną czułość i zmysłowość: w cichych dolinach upajały wonią drzewa pomarańczowe i cytrynowe, a dalej z nieskończoności morza jak z niewyczerpanego źródła emanowała poezja"
("Grek Zorba", Nikos Kazandzakis)Nie mamy jeszcze plażowego przesytu, dlatego głównym celem na dziś jest
dotarcie do dwóch ogólnie uznawanych za najładniejsze z zachodnio-kreteńskich plaż.
Zanim znajdziemy się na pierwszej z nich, musimy przejechać kilkadziesiąt kilometrów. Początkowo nową drogą wzdłuż północnego wybrzeża. Jedzie się nią szybko, ale powalających widoków raczej stamtąd nie ma
. Na szczęście przed Kissamos skręcamy na boczną trasę, więc powinno być lepiej
.
Mieliśmy zjechać drogą odchodzącą w kierunku Elafonissi, ale jakimś cudem
skręciliśmy nie tam, gdzie trzeba... To było chyba przeznaczenie
, bo dzięki temu trafiliśmy w miejsce, o którym przed wyjazdem nic nie wyczytałam, a okazało się warte przystanku
. Nie jest to jednakże żadne z minojskich stanowisk czy średniowiecznych bizantyjskich kościółków ozdobionych freskami, których w tej okolicy ponoć trochę jest... W każdym bądź razie sugerują to brązowe drogowskazy do zabytków położonych w bok od asfaltowych dróg. Zabytków na naszej trasie dzisiaj jednam ma nie być! No, może jeden
.
Jest za to kreteńska fabryczka naszego ulubionego napoju
, do której kierujemy się po ujrzeniu dość prymitywnej tablicy informującej o muzeum wina. Ta reklamująca winiarnię nazwa jest oczywiście przesadzona, ale skutkuje zboczeniem z drogi i owocuje całkiem miłą wizytą w
winiarni rodziny Pnevmatikaki w
Drapanias.
Całą winiarnię zwiedza się za darmo, oprowadza nas jeden z członków rodziny bardzo dobrze mówiący po angielsku. Na zakończenie mała degustacja win, które okazują się wyśmienite
. Widać, że długie lata winiarskich tradycji (obiekt jest nowoczesny, ale wyrabianiem wina zajmowali się już prapradziadowie naszego "przewodnika") nie poszły na marne
. Oprócz wina smakujemy też tutejsze raki, którego biała wersja (zresztą, jakiekolwiek białe mocne alkohole) chyba moim kubkom smakowym
nigdy nie przypadnie do gustu, ale za to słodka raki-meli to pychotka
A tu sobie leżakuje przez lat kilka najdroższe tutejsze wino (ale w cenie jak najbardziej przystępnej
) wytwarzane z winogron lokalnego szczepu Romeiko.
Fotka z dedykacją dla
Roxi Co prawda to Grek Pnevmatikakis, a nie Grek Zorba, ale
ma zewnętrzne predyspozycje ku temu, by osiągnąwszy wiek Zorby, nadal podobać się kobietom.
Obowiązku kupienia czegokolwiek nie ma, ale jak się oprzeć tak wybornym smakom
Nie tylko butelkowany trunek, ale również wersje stołowe w pastikach, są wyśmienite
. Wielokrotne smakowania kreteńskich win podczas tych wakacji, całkowicie to potwierdzą!
To właśnie jest to wino, co leżakowało w beczkach
.
Z winiarni jest niezły widok na dziki półwysep Rodopou (w czasie tegorocznego odkrywana wyspy zupełnie przez nas nietknięty
).
Ruszamy w dalszą drogę, odkrywać kolejne kreteńskie widoczki. Na przykład takie, ze srebrnolistnymi gajami oliwnymi na pierwszym planie, w kierunku zatoki Kissamos i półwyspu Gramvousa.