Carnivalko - ja tam w Ciebie wierzę, boś Ty podróżnik przez wielkie P
Wojtku - a nie chciałbyś tych mapek u siebie też wkleić?
Asiu - a pokażesz nam Waszą kobitkę ?
Piotrf - ubawiły mnie te tuczące rodzynki, ale co racja to racja - więc może ja jakąś wersję "light", "odtłuszczoną" czy też "0%" zaserwuję
LRobert - chyba wyczułeś dobry moment
---------------------------------------------------------------------
Bardzo istotne informacje lotnicze
O ile dobrze pamiętam ostatnio było coś o stopach? Że stanęły na lotnisku Muszę Was jednak wtajemniczyć, że te cztery większe stopy to już nieraz samolotem leciały, ale dla tych czterech najmniejszych i najmłodszych podróż żelaznym ptakiem była całkowitą nowością.
Do lotu przystąp
I właśnie ta nowość sytuacyjna sprawiła, że nasze Potomstwo na lotnisku było niczym anioł najpierw grzecznie (aczkolwiek nie znaczy, że bez ruchu) odstało swoje w pierwszej gigantycznej kolejce po to, żeby bagaże nadać. Potem w następnej, by pokazać jakiejś pani paszport w połączeniu z biletem, żeby ona wiedziała, że oni to oni I właściwie te dwie kolejki ich cierpliwość mocno nadwątliły. A jak doszliśmy do piszczących bramek wykrywających metal i bagażowego rentgena cierpliwości Potomstwa została wręcz pokonana przez ciekawość świata A do tego wszystkiego, po przejściu na inną stronę mocy za wielką szklaną szybą Maluchy zobaczyły.. jeszcze większy samolot I tu zaczął się szał radości Dość trudny do opanowania
O właśnie ten samolot zobaczyli
Ale problem polegał na tym, że ja nie miałam najmniejszej ochoty na opanowywanie tej dziecięcej euforii, bo sama miałam wielkie problemy natury - nazwijmy to - emocjonalnej Bo ja - tu się przyznam - nienawidzę latać samolotem I za każdym razem, kiedy ktoś lub coś mnie zmusi, żeby to wsiąść do tej piekielnej maszyny,jestem blada, zielona, cierpię, przeżywam katusze. Co więcej, okazuje się, że każdy mój samolotowy raz jest coraz gorszy Dla mnie to bardzo dziwne i podejrzane (nie pytajcie mnie co robiłam na lekcjach fizyki ), jak to się dzieje, że taki metalowy moloch nie wiadomo jakim cudem unosi się w powietrzu. W tym się musi kryć jakiś podstęp, bo to przecież nienormalne, żeby taka kupa ciężkiego żelastwa niczym piórko unosiło się w przestworzach .
Tak więc na lotnisku - Maluchy z radości szaleją, ja w duchu, ale za to z całej siły przeklinam fakt, kiedy to zdecydowaliśmy się na wakacje samolotowe Sytuację na szczęście kontroluje Bartek, który doprowadził do tego, że jak samolot wystartował około godziny 20.30, my znajdowaliśmy się w środku
Lecimy. Mimo że pora dnia wskazywałaby na to, że Maja i Tymek powinni już słodko spać, nic z tych rzeczy nie następuje Zasypywani przez nowe samolotowe bodźce po prostu nie są w stanie zasnąć Tak więc, czytamy książeczki, bawimy się okiennymi roletami, rysujemy, zapinamy i odpinamy pasy, a przede wszystkim chodzimy do takiej fajnej, malutkiej ubikacyjki Lecimy. Nagle zaczynają się takie lekkie turbulencje. Majucha z taką pewną nieśmiałością mówi mi, że troszkę się boi. Na co ja - zielona nie tylko ze strachu, zawadiackim i pełnym pewności siebie głosem, odpowiadam, ależ nie ma czego.. To się w psychologii chyba nazywa: nieprzenoszeniem własnych leków na dzieci
Maja dała się oszukać, ale Bartek nie. Widząc w moich oczach strach przed nieuchronnym przecież końcem, postanowił kupić mi wino u stewarda I wiecie co? Podziałało, z każdym łykiem boskiego trunku moja wizja niechybnej katastrofy lotniczej odchodziła w niebyt Co więcej, okazało się, że w tym samolocie to nawet fajnie jest, a te całe turbulencje to jednak mocno przereklamowane są i generalnie: luuuuzik, jak to dobrze, że my do tej Portugalii (choć chwilowo Hiszpanii) lecimy a nie tułamy się tylko godzin samochodem Dotarło do mnie też, że oto odkryliśmy sposób na wyleczenie mojego umysłu z samolotowej udręki Należy go ubzdryngolić
I tak sobie lecieliśmy, aż nastąpił moment, kiedy to klaszcze się kapitanowi w podziękowaniu za bezpieczny transport. Wysiedliśmy z samolotu i poczuliśmy to, na co tak długo czekamy przez cały niewakacyjny okres. Dochodziła północ, hiszpańskie słońce już dawno spało, a tam było GORĄCO - jak dla nas rewelacja Mój już powoli trzeźwiejący mózg pomyślał sobie W końcu wakacje
Jeszcze tylko musimy odebrać bagaże.. Tak myśleliśmy my... dorośli, natomiast dla Maluchów taki odbiór bagaży, kiedy to trzeba je najpierw wypatrzyć na kręcącej się w koło czarnej taśmie, a potem z prędkością błyskawicy je stamtąd pochwycić, okazał się super zabawą i okazją do wydawania z siebie niekontrolowanych krzyków i pisków
ale o co chodzi?
Możemy na to usiąść?
O, patrz już jadą !
Nasz plan zakładał - po przyjeździe do Girony, ze względu na dość późną porę i dzieciaki nocujemy w mocno pobliskim hotelu, który rezerwowaliśmy gdzieś tak w lutym, dzięki czemu za cztery osoby i śniadanie, wykupując opcję bez możliwości zmiany rezerwacji, zapłaciliśmy 80E. Hotel ten ma tę zaletę, że zapewnia bezpłatny transport gości hotelowych do i z lotniska. Będąc na lotnisku wystarczy zadzwonić do hotelu, a potem grzecznie w umówionym miejscu czekać na busa, zwanego z angielska shuttle'em My właśnie tak zrobiliśmy, i w przeciągu 5 minut od telefonu przyjechała po nas Pani, która z uśmiechem na twarzy przywitała nas słynnym hiszpańskim hOLA, my odpowiedzieliśmy jej tym samym hOLA, na co Maja w wielkiej skrytości i tajemnicy przed ową Panią szepnęła mi na ucho: wiem jak nazywa się ta Pani. Ona ma na imię Ola
Jak już się pochichraliśmy, to wytłumaczyliśmy Majce, że po hiszpańsku ola znaczy cześć, a ponieważ nasza córcia właśnie nauczyła się czegoś nowego o świecie to postanowiła tą wiedzą podzielić się z bratem. Brzmiało to mniej więcej tak: wiesz Tymek, po fiszpańsku ola znaczy cześć I od tamtej pory ta Fiszpania przykleiła się do nas na zawsze
pozdrawiam serdecznie
p.s. A teraz nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was na kolejny odcinek A dobra wiadomość to taka, że ilość zdjęć systematycznie będzie się zwiększać