Karolo, zgadza się, piwko smakowało szczególnie dobrze w miłym towarzystwie
Olou, nie mogę powiedzieć, jak z plażami pomiędzy Drage a Pakoštane, bo na nich nie byliśmy. Opisałam wszystkie miejsca, w których plażowaliśmy, a były to: nasza zatoczka w Drage, dwie wyspy (Žavinac Veliki i Mali), zatoczki na wschód od Drage i Crvena Luka (ale to z kolei na zachód od Pakoštane). Akurat tego fragmentu wybrzeża, o który pytasz, nie poznaliśmy.
8 lipca - czwartek: ciąg dalszy - Ryba, piwo i ... trochę golizny
Jedziemy z Roksą i jej mężem do Pakoštane . Parkujemy na nabrzeżu, kupujemy po kugli lodów i idziemy odkrywać uroki miasteczka, których jakoś nie zobaczyliśmy i nie poczuliśmy za pierwszym razem
Zapuszczamy się w całkiem urokliwe uliczki:
No fajne zakątki, muszę przyznać. Pakoštane zyskuje w moich oczach na atrakcyjności
Idziemy na nabrzeże, w stronę falochronu:
skąd focimy wyspę z sympatycznym kościółkiem:
Potem zaglądamy na plażę, z drugiej strony promenady niż poprzednio:
Mimo późnej pory (jest koło 18:00), sporo ludzi. Plaża betonowa, więc nie zachwyca.
Tuż obok znajduje się "Express grill Biba". Nazwa ciekawa
Sprawdzamy więc, co mają w ofercie:
Ceny zaskakująco niskie. Postanawiamy spróbować tych pyszności. Zamawiam skušę, czyli makrelę. Z przykrością muszę stwierdzić, że był to mój najgorszy posiłek w Cro, i to nie tylko w tym roku, ale w ogóle.
Pomijam już fakt, że makrela była źle wypatroszona... Była po prostu niesmaczna! Poza tym dostaliśmy zupełnie zimne ziemniaki, prosto z lodówki!
Jedliśmy to w trójkę - z moim mężem i mężem Roksy. (Roksa była od nas mądrzejsza i zamówiła pržene lignje.) Faceci jakoś nie narzekali... Mój małżonek stwierdził, że ryby mu zawsze smakują... Ale po paru dniach przyznał, że ta akurat była źle zrobiona.
Co prawda mam tylko jednorazowe doświadczenie, ale nie polecam Baru Biba. Pewnie można się było tego spodziewać po podejrzanie
niskich cenach. Ale przecież może być i tanio i smacznie. Dowodem na to jest konoba Decima w Makarskiej, do której wracamy co roku i w której będziemy następnego dnia
Przynajmniej piwo było dobre!
Zniesmaczeni kolacją (głównie ja!) idziemy na główny plac. A tutaj coś zaczyna się dziać. Jakiś "artysta" rozkłada się na środku, zaczyna żonglować:
a potem nawet przebiera się:
w dosyć specyficzny strój (ale o tym zaraz
).
Nie jestem fanką tego rodzaju atrakcji, ale uważam, że jest to przynajmniej taki sposób "zarabiania", który wymaga trochę inwencji i wysiłku. Nie cierpię żebrania, a to jest powiedzmy uczciwy sposób pozyskiwania pieniędzy.
Zatem w przeciwieństwie do mojego męża, który wywraca oczami, robi dziwne miny i odsuwa się na bok w towarzystwie małżonka Roksy (Eh, ta męska solidarność!), kibicuję ochoczo naszemu artyście. Zwłaszcza, że robi się coraz ciekawiej
Czarna zasłona, za którą przebierał się "aktor", opada i hihi
:
Mamy z Roksą ubaw
Nasi mężczyźni natomiast uśmiechają się z politowaniem
Ale patrzcie, co też on wyrabia
:
Hehe, fajne to było przedstawienie! Pośmiałyśmy się trochę. Mój mąż skomentował cały "performance" następująco: "Mamy tylko jedną kartę, a Ty zrobiłaś chyba ze 100 zdjęć temu Komuś"
Zazdrosny, czy co?
W doskonałych nastrojach wsiadamy do samochodu. Pakoštane będzie mi się kojarzyć z niesmaczną rybą i śmiesznym występem. Czy to dobrze? Hmm, nie zostajemy do zmroku, więc może po raz kolejny nie daliśmy miasteczku szansy na oczarowanie nas "klimatem"...? Cóż, trudno! Może kiedyś... W tym roku będą inne miejsca i inne miasteczka...
Wracamy do Drage i idziemy w sprawdzone miejsce, do "Ivana". Znowu obsługuje nas sympatyczny "tytułowy" Ivan
Wypijamy po dwa piwka. Jest bardzo wesoło! Opowiadamy sobie wzajemnie o dotychczasowych wrażeniach z pobytu. Potem bierzemy po jeszcze jednym piwie i idziemy na plażę.
Kładziemy się późno, koło północy. Jutro wyjazd z Drage, wypadałoby wcześnie wstać, ale zobaczymy jak nam wyjdzie