Warto zaglądnąć w pobliże ruin zamku książąt oleśnickich z XIV wieku. Dziś co prawda nie wygląda to wspaniale, świadczy jednak o długiej historii Milicza.
Gród milicki wzmiankowany był już w 1136 r. Strategiczne położenie Milicza docenił król Czech Jan Luksemburczyk, który fortelem (upił kasztelana Henryka władającego zamkiem w imieniu wrocławskiego biskupa Nankiera) zajął gród w 1339 r.
Wczesno-średniowieczny zamek biskupi był jak na swoje czasy luksusowy i nowoczesny - wyposażony w toalety, do których wchodziło się bezpośrednio z izb mieszkalnych. Latryna znajdowała się na jednej z przypór wieńczących węższe ściany budowli, wiódł do niej wąski korytarzyk, a sam przybytek ulgi wyposażony był drewnianą deskę sedesową. Nieczystości pionowym szybem wpadały rzecz jasna wprost do fosy.
W roku 1358 biskupstwo wrocławskie sprzedało miasto wraz z kasztelanią księciu Konradowi I Oleśnickiemu. Za panowania tej dynastii otoczono zamek murami obronnymi i wzmocniono ściany zewnętrzne budowli (ich grubość miała ponad 1,5 m). Po południowej stronie dziedzińca stała wykonana z cegły 3-pietrowa wieża mieszkalna .
W roku 1492, po śmierci ostatniego oleśnickiego Piasta Konrada Białego, Milicz stał się własnością króla Czech Władysława Jagiellończyka, który w 1494 przekazał je Zygmuntowi Kurzbachowi. Kurzbachowie władali zamkiem do 1590, kiedy ostatnia z rodu Ewa Popelia von Lobkovitz, wyszła za mąż za barona Joachima III Maltzana.
Zamek był niszczony przez husytów w oraz przez pożary. Po pierwszym pożarze ówczesny właściciel zamku Zygmunt Kurzbach przebudował go w stylu renesansowym. Po pożarze zamku w 1797, ostatni jego właściciele Maltzanowie przenieśli się do nowo zbudowanego pałacu . W starym zamku przez jakiś czas istniała przędzalnia bawełny i farbiarnia, od połowy XIX budowla zaczęła popadać w ruinę.
Po przeciwnej stonie drogi, w pobliżu ogrodzenia nowszego od zamku pałacu, znajdują się pozostałości
grobowca z rudy darniowej. Tak jest napisane na tablicy przystanku nr 1 ścieżki przyrodniczej pod ruinami zamku...
Miałam kłopot ze
zlokalizowaniem tego w terenie - nie trafiłam na żaden oznakowany obiekt.
Jedyną pasującą, w miarę sporą "budowlą" pod pałacowym płotem było takie oto coś wypełnione
śmieciami.
Jeśli to faktycznie ten grobowiec, to szkoda... To nie wyjątek niszczenia
pamiątek po dawnych czasach. Przy okazji wycieczek rowerowych, w okolicach Wrocławia mamy wielokrotnie sposobność oglądać opuszczone i
zdewastowanie, dawniej piękne dworki . Już same te obiekty to obraz nędzy i rozpaczy, a z tego co je otaczało, zostało jeszcze mniej... Milicz i tak ma szczęście, bo klasycystyczne pałac (o którym będzie w kolejnym odcinku) od lat ma właściciela.
W grobowcu prawdopodobnie złożone były szczątki żony jednego z właścicieli zamku z rodziny Kurzbachów. Krąży też legenda, że to grób zabójcy kasztelanki Jadwigi Zarębianki.
Jadwiga była sierotą powierzoną opiece wuja, XIII-wiecznego kasztelana zarządzającego biskupim zamkiem w Miliczu. Już jako dziecko była obiecana na żonę możnemu, ale niestety ponuremu i okrutnemu rycerzowi. Nic więc dziwnego, że gdy panienka dorosła, jakoś nie bardzo chciała spełnić obietnicę nieżyjących rodziców. Niedoszły małżonek postanowił się zemścić i nie dopuścić do ślubu Jadwigi z kimś innym. W międzyczasie jednak wyruszył na wyprawę krzyżową do Palestyny, przed wyjazdem poprzysięgając śmierć każdemu, kto chciałby się ożenić z piękną Jadwigą. wtedy właśnie na dworze wuja pojawił się młody i piękny rycerz Bożywoj, krewny drugiego kasztelana z pobliskiego zamku, połączonego z milickim grodem podziemnym przejściem. Oczywiście oboje młodzi pokochali się, a wuj - opiekun udzielił im błogosławieństwa. Była już wyznaczona data ślubu, gdy w Miliczu pojawił się kupiec, który przywiózł wieści z dalekiej Palestyny o śmierci odrzuconego poprzedniego narzeczonego. Okrutny rycerz, zanim zamknął oczy na wieki, kazał przekazać Jadwidze wiadomość, aby pod groźbą strasznej klątwy nie wychodziła za mąż. Młodzi narzeczeni nie przejęli się jednak klątwą i szykowali się do weseliska... Wypełnieniem klątwy w noc poprzedzającą zaślubiny "zajął się" nowy kapelan milickiego zamku, który w efekcie okazał się
odrzuconym zalotnikiem, poległym w Palestynie. W niecnych czynach pomagał mu rzekomy kupiec, który przybył z nowinami z Palestyny. Pochwycili Bożywoja i zamknęli w trumnie z zakneblowanymi ustami, mieszkańców milickiego zamku napoili nasennym napojem żeby nie przeszkadzali, a Jadwidze kazali oglądać, jak jej luby zostaje żywcem zamurowany... Bożywój został ocalony, bo w ostatnim momencie na pomoc przybył jego krewny, wiedziony przeczuciem, że dzieje się coś złego. Niestety Jadwigi nie udało się uratować, bo dawny narzeczony-przebieraniec, zadał dziewczynie sztyletem śmiertelny cios w serce... Pomysłodawca klątwy uszedł bez szwanku - nikt nie ośmielił się go ukarać, bo miał przy sobie list z pieczęcią i podpisem samego papieża z góry rozgrzeszający go za zabicie niewiernej narzeczonej. Przekupiony kupiec - pomocnik mordercy, został włożony do trumny (tej samej, którą przygotował wcześniej dla Bożywoja) i został żywcem zamurowany pod zamkowymi murami...