Z Ürgüp jedziemy do Kaiseri, gdzie skręcamy na południe, wspinając się na przełęcz Tekir na wys. 2225m. Pomyśleliśmy o wejściu na Erciyes.
Na przełęczy potworny wiatr, ciężko drzwi auta otworzyć, za to z drugiej strony trzeba trzymać z całej siły, by ich wicher nie urwał. Podjeżdżamy pod potężny budynek, gdzie mieści się m.in. hotel i biuro tureckiej organizacji wysokogórskiej. Wchodzimy do środka i czujemy się zagubieni w obszernych, pustych przestrzeniach.
W końcu, za którymiś z kolei drzwiami, spotykamy żywą duszę. Wprowadzają nas do ładnie urządzonego pokoju, każą czekać. Po chwili przychodzi dwóch mężczyzn. Jeden podaje nam wszystkim herbaty, drugi przedstawia się, jako zarządzający interesem. Poza tym, jest
kayak antrenöri. W pierwszej chwili zupełnie zapominam o właściwym znaczeniu słowa "kayak" i dziwię się - trener kajakowy? Tutaj, na 2225m?..
Nieporozumienie szybko się wyjaśnia. Oczywiście, przecież "kayak" - to "narty". Eech, ta moja skleroza...
Zasięgamy informacji o wejściu. Tak, wiele grup stąd wyrusza, ale aktualnie nasz rozmówca zdecydowanie nam odradza wejście. Huraganowy wiatr i zerowa widoczność u góry - jego zdaniem, pchanie się w tej pogodzie jest pozbawione sensu.
Rozmawiamy jeszcze chwilę na różne tematy - zwłaszcza on jest bardzo ciekaw naszej dotychczasowej trasy oraz dalszych planów. Nie może wyjść z podziwu, że tak po prostu, we dwójkę dotarliśmy aż tutaj i chcemy się zapędzić na samiuteńki koniec Turcji.
- Ja tam nigdy jeszcze nie byłem - wyznaje.
Chce nas zatrzymać na nocleg w hotelu, ale my się żegnamy i próbujemy znaleźć miejsce, chociaż odrobinę zaciszne. Znajdujemy niewielki dołek, gdzie mniej wieje i rozpoczynamy wieczorne przygotowania. Gdy przychodzi moment rozwinięcia karimat w aucie, okazuje się, że jednej nie ma. Musiało ją wywiać, nawet nie wiemy kiedy.
Próbuję chodzić po okolicy, wyszukując czegoś niebieskiego, ale jest już po zachodzie słońca i zapada mrok. Poza tym - przy tej sile wiatru, karimata może już zdążać w pobliże Morza Śródziemnego - to niecałe 200km w linii prostej.
Wiatr jest lodowaty, więc i tak trzeba się ubrać, w związku z tym nie odczuwa się tak nierówności w aucie.
Rano wstaję pierwszy i z lornetką odbywam spacer w kierunku zawietrznej. I co? Jest! Po kwadransie wracam z karimatą, która wpadła w jakiś mały dołek i zaczepiła o twarde gałęzie krzaków na tyle skutecznie, że oparła się sile wiatru.
To zresztą cały spacer, na jaki się decyduję w tym miejscu. Chmury zaczynają się około 200m ponad nami, a wiatr duje nieustannie. Zwijamy majdan i zjeżdżamy do Kayseri, gdzie skręcamy w prawo. Przyszedł czas na wschodnią Turcję.
Pogoda niżej piękna, ale w stronę Erciyes dagi [erdżijes daay] wszystko wciąż przykryte chmurami.
W Pinarbasi skręt na południe i przecinamy środkowy Taurus.