Zatoka
Lučice nie jest bezludna, ale na szczęście bardzo daleko jej do tłumów z lumbardzkiej Pržiny. Wokół trochę domków, w różnych miejscach (zwłaszcza w pobliżu restauracji na wschodnim brzegu) kotwiczą jachty i kilka wycieczkowych stateczków. Cóż, wokół ładnie jest, więc nie tylko my chcemy się tym upajać.
Na szczęście rozgałęzienia Lučicy sprzyjają temu, żeby zgubić trochę towarzystwo innych jachtów i poczuć się kameralnie
. W tym celu wpływamy w jedną z środkowych odnóg zatoki.
Woda ciepła i czysta, większość z załogi jest bardzo zadowolona z kąpieli właśnie tutaj.
Chociaż otoczenie ładne, dla mnie
nie jest to miejsce wymarzone i pełni szczęścia nie czuję
. Być może niefortunnie wybraliśmy miejsce poszukując przybrzeżnej płycizny, ale nie mam ochoty
na kolejne manewry w przeciekającym pontonie. Muszę się zadowolić tym, co mam. A mam mało wygodny brzeg, przy którym głęboko robi się zbyt szybko, jak na moje potrzeby
. Tam, gdzie jest dłużej płytko (na samym końcu zatoczki), kamyki pokryte są mułem i brodzenie po tym nie jest żadną przyjemnością. To już wolę wodne spacerki wąskim pasem wzdłuż brzegu w pobliżu miejsca, gdzie przycumowaliśmy ponton - woda tu krystaliczna i widać każdego jeżowca (a trochę ich tu jest).
W nagrodę od czasu do czasu można trafić na jakąś rozgwiazdę
. Co prawda moich ulubionych o czerwonym zabarwieniu nie widać, ale inne też są ładne.
No i te cykady, co zadomowiły się na chyba wszystkich piniach, których tyle rośnie dookoła...
Wcale nie muszę cały czas siedzieć w wodzie, żeby nacieszyć się ostatnimi momentami na chorwackich wyspach
.
Około 15:30 zaczynamy się zbierać na już na pewno ostatnią rundkę naszego rejsu.