Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009

60% ludności świata żyje w Azji. Chiny są tak szerokie, że naturalnie powinny przeciąć do 5 oddzielnych stref czasowych, ale mają tylko jedną - narodową strefę czasową. Obywatele Singapuru, Korei Południowej i Japonii mają najwyższe średnie IQ na świecie.
W Azji znajduje się najwyższy punkt na lądzie – Mount Everest (8848 m n.p.m.) oraz najniżej położony punkt – wybrzeże Morza Martwego (430,5 m p.p.m.). Spośród 10 najwyższych budynków na świecie 9 znajduje się w Azji.
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59436
Dołączył(a): 24.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 13.01.2010 17:13

maslinka napisał(a):Taka winda jest też (a przynajmniej była w 1998 roku) w Urzędzie Wojewódzkim w Katowicach. <...>
Skakanie z tej windy było główną atrakcją :lol:

To jest ten drugi budynek. Trzeci gdzieś w Poznaniu. :)

Pozdrawiam,
Wojtek
mutiaq
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1892
Dołączył(a): 19.02.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) mutiaq » 13.01.2010 19:01

Znów poczytałam - dogoniłam i pozdrawiam.
No i oczEwiście czekam na cd :]
Faktycznie mogłybyście to wydać :D
Lidia K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3519
Dołączył(a): 09.10.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lidia K » 13.01.2010 20:49

maslinka napisał(a):
shtriga napisał(a):Nie panuję nad jednym problemem - nie wiem co zrobić, żeby mi Żaba na nowo łykała hurtem zdjęcia. Dawniej wrzucałam i kiedy ona łykała, to ja robiłam sto innych rzeczy, a teraz muszę wrzucać każde z osobna, bo okienko od hurtu mam nieaktywne. Nie wiem czemu.

Żaba miała ostatnio jakieś problemy, też musiałam wrzucać po jednym. Ale odkąd zmienili grafikę (może przy okazji coś udoskonalili :D), łyka większą ilość. Właśnie testowo sprawdziłam. Dziwne, że masz to okienko nieaktywne... Może to tylko chwilowe. Wiem, że to denerwujące, tak wrzucać pojedynczo. I zniechęca do publikacji kolejnego odcinka, a tego byśmy tutaj nie chcieli :D

Ja to jestem na Żabie niezalogowana nawet... Pewnie niedługo mnie zmuszą i do zalogowania i do płacenia. Tylko kwestia czasu...




Pomyślałam, że może Ula zapisała sobie adres w zakładkach i tak z zakładki wchodzi na żabę albo akurat miała szczęście ładować zdjęcia gdy powstawała polska wersja strony.

Ula wejdź na image wpisując adres www.imageshack.us
Zobaczysz stronę po polsku z jedną linijką do wysyłania fotek
Prześlij: obrazy / filmy url webcam
_______________________________browse

Można zaznaczyć wiele fotek i przesłać.
To działa poprawnie.
A gdybyś chciała wypróbować zupełnie inne rozwiązanie, możesz skorzystać z Imageshack Uploader, ściągnąć, zainstalować. Wypróbowałam. Dla mnie najwygodniejsze rozwiązanie do przesyłania wielu fotek.


Maslinko, no głowy nie daję, ale z tego co wiem, Ula ma długi staż na żabie. I spoooro zdjęć. Nie skarżyła się, nikt się jeszcze nie skarżył, że żaba zaczyna żadać kasy. My niecały rok jesteśmy zalogowani i wszystkie zdjęcia, które pokazujemy w relacjach z 5 wyjazdów są na imageskack. Jest tego już całkiem dużo. Bez zalogowania nie masz dostępu do swoich zdjęć jakoś zbiorczo i co zrobisz gdybyś chciała swoje zdjęcia z jakiś powodów skasować? To chyba nie możliwe
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 13.01.2010 21:09

Lidio!!! Ogromne dzięki za pomoc. Prawdę powiedziawszy to na Ciebie najmocniej liczyłam z rozwiązaniem tego problemu, bo Ty to masz to tego głowę jak mało kto na forum! ALE ALE!!! Maslinko - ja już zaczynam podejrzewać, że ta Żaba, to jakiś rozkapryszony i niedopieszczony książę ;) Co o nim we dwie rozmawiamy i narzekamy, że coś nie gra, to zaraz się poprawia :lol: Tak było ze zdjęciami z Andaluzji i tak jest teraz!!! Już od jakiegos czasu się nie dało i wczoraj też nie, a dziś łyka zdjęcia hurtem aż miło!!! :D

I póki co nic płacić nie trzeba za korzystanie z Żabula :D

Mutiaqu! Jak dobrze, że nie pisałam więcej :wink: Cieszę się, że jesteś! :D

I jeszcze podziękowania dla Maslinki i Wojtka za wątek windowy :lol: Tak - Wojtek już kojarzę gdzie na Wita Stwosza jest ta winda.
A wycieczki do urzędu wojewódzkiego w Katowicach też zapadły mi w pamięć z tego samego powodu. Co więcej - jak przez miesiąc pracowałam "urzędowo" ( i nigdy więcej. Amen!!!) niedaleko katowickiego UW, to żeby wydłużyć sobie trasę do mojej "komórki" też do tej windy sportowo skakałam :lol:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 13.01.2010 21:29

7 lipca 2009

A chciałoby się w niebo ;)


Księżniczki - dla narodu tybetańskiego!

Czas, który Wam próbuję opisać, to już takie głupie dni - na jedno mało, na drugie za dużo, ale ja jestem wyznawczynią teorii, że zawsze każdy czas jest po coś i coś takiego jak czas zmarnowany dla mnie nie istnieje :):):)

Po tych wynurzeniach pseudofilozoficznych - 7 lipca 2009! I - a jakże!!! ZAKUPY!!! :D A nie!!! Ups. Cóż ja tu opowiadam ;) Pierwotny cel jest taki - do dziś mamy ważne nasze pozwolenia na małe podróże po Ladakhu, więc dziś ostatnia możliwość, żeby dostać się na Khardung La. Jak głosi teoria - najwyżej położoną przejezdną przełęcz świata - wysokość 5602m npm!
Mam uprzedzać fakty czy nie? To nie będę :D I Wy nie szperajcie po necie, bo mi zabawę zepsujecie :D:D:D:D:D Już wiem i tak kto właśnie w tej chwili wpisuje do googlarki Khardung La :D

Wczoraj pytałyśmy naszego młodego Dzuleeej czy zaklepie nam na dziś taksówkę z fajnym drajwerem na przełęcz - tak na około 9 rano. Wcześniej nie chcemy, bo może nie być pogody. A to w sumie blisko - około 40 km, jakieś półtorej godziny jazdy.
Ochoczo rzecz jasna się zgodził :) Ale kiedy dziś przed śniadankiem jak zwykle szykujemy się na lawinę jego pytań: jak się spało, jak się mamy i co dziś w planach, spotyka nas jego kwaśna minka.
- Hmmm - mruczy po międzynarodowemu... Okazuje się, że te zezwolenia wydawane są na siedem dni. Ważność naszego upłynęła wczoraj. Źle policzyłyśmy - miały datę poniedziałkową, a nie datę wyjazdu nad Tso Moriri.

Cóż robić... Żal nam tej przełęczy, a 100 rupieci to nie majątek. Zgadzamy się na nowe zezwolenia, przy czym już wiadomo, że będziemy na nie musiały poczekać. Może będą koło południa.
Ok. Żaden problem. No to my - ŻEBY NIE TRACIĆ CZASU ;) - taaaa daaaaam - wreszcie na błyskotki! Chyba, że będą dziś poprawiny u Dalajlamy :)

Śniadanie w knajpie numer miliard dwa - tyle tego w Lehu. Tam jeszcze nie byłyśmy. Na prywatnym podwórku. Na śniadaniu jest nas kilkoro obcokrajowców. A wokół uwijają się kilkunastoletni chłopcy. Dla nas kawa, black tea i rogaliki z cynamonem.
Choć jest koło ósmej, słońce już mocno świeci Urządzamy małą demolkę lokalu kiedy próbujemy przysłonić się wielkim parasolem. Trochę ożywczego zamieszania nie zaszkodziło nikomu :)

Leniwie, acz ochoczo zmierzamy w dół głównej uliczki, by od dołu rozpocząć najazd na bazary. I oto okazuje się, że jesteśmy genialnymi strategami zakupowymi! U Tybetańczyków, tak jak u Żydów, a może i w innych kulturach też - jaki biznes z pierwszym klientem, takie powodzenie przez cały dzień.

Dopiero rozkładają swoje stragany.
Biżuterią handlują przede wszystkim kobitki. Każda więc śledzi nasz wzrok i szuka błysku, który my staramy się ukryć :D:D:D:D Wiadomo - co się spodoba oczom, to chcemy kupić jak najtaniej, a one sprzedać jak najdrożej, ale bez przesady. Bez przesady - boooo okazuje się, że dziewczynom bardziej niż nam zależy na tym, żeby nam to sprzedać. Same mówią, że jeśli kupimy, to przyniesiemy im szczęście na cały dzień. Taki mały szantażyk :D Wiadomo, ze serce i tak miękkie, kiedy człowiek sobie uświadomi, że ma przed sobą uchodźców, którzy solidną pracą, tak jak mogą, chcą zarobić na swoje życie.

Trochę szaleją z cenami i wiemy, że w Delhi to wszystko można kupić za połowę ceny. Ale i tak dajemy się skusić na kilka drobiazgów. Oczy się nam śmieją do kolczyków. To mamy głównie dla naszych siostrzyczek i koleżanek od serca, dla których folklor ważniejszy od kruszcu. Albowiem dziewczyny handlarki znają się na swoim fachu i wmawiają, że to koral, a to turkus, a to już na sto procent srebro. No wieeeem - leżało to na pewno koło turkusu, korala i srebra. Pewnie, że weźmiemy ;)

Zauważyłyśmy, że prawie wszystkie kobiety mają tam ozdoby z korala i turkusu właśnie. To my też chcemy. Nawet jeśli to tylko imitacje ;)
Jak zwykle mistrzyni Wiola handluje i targuje się wzorowo. Ja nie potrafię. Zapłaciłabym tyle, ile by chciały :) Z jakieś szalone 500 za sztukę, Wiola zbija ceny jednych kolczyków do dwustu a nawet stu rupii. Zważywszy, ze nasze śniadanie to niecałe 50, wydajemy majątek, ale niech tam :):):):)
W prezencie dostajemy takie fajne sakiewki z kolorowych tkanin - opakowania na to.

Jestem gapa bo nie mam zdjęć tej biżuterii, a już rozdana. Coś tam się na zdjęciach załapało. Jak do tego dojdziemy, to Wam pokażę.

Mamy dużo czasu, więc od bazaru do bazaru. Oglądamy młynki modlitewne - najpopularniejsza pamiątka i prezent z Lehu, ale że mamy trochę towarzystwa do obdarowania, o sobie za dużo nie myślimy. A teraz trochę żal, że tych młynków nie kupiłyśmy :D

Na dłuższe posiady zatrzymujemy się w cudownie zaopatrzonej księgarni. Wydawnictwa najróżniejsze, mapy, przewodniki, miliony książek, pocztówek na temat Tybetu i buddyzmu. Dopadamy mapę (Wiola, u mnie jej nie ma!!! Musi być u Ciebie - to uwaga współczesna :D ) i kartki. A niech tam - wypiszemy kartki do PL. Może dojdą. Dawno się tego nie robiło.
Z Lehu prawie codziennie piszemy maile do rodzinki, przyjaciół, znajomych. Ale kartki też wyślemy - dla eksperymentu.

Jak miło "marnować" czas :)

Koło południa wracamy do hotelu rozeznać sprawę zezwoleń. No niestety... W recepcji jeden z panów starszych właścicieli. Drugie podejście około 14, bo jeszcze młody Dzuleeej załatwia nam papiery.

To my znowu na spacer. Tym razem w taką uliczkę hotelową. Zabawiamy się w odszukiwanie hotelików i guesthousów z przewodnika. A że jest tu tego mnóstwo, i szyld na szyldzie, zabawa na spostrzegawczość przednia. Dobrze, że nie ma z nami Lidii i Jacka, bo by wszystkie nagrody w konkursie pozbierali ;)

Kiedy głodniejemy - bo nawet dla mnie rogalik z cynamonem o ósmej to za mało, idziemy na jakiegoś fastfooda. I... czujemy się jak zdrajcy. Lokal do którego wchodzimy należy do Chińczyków. Oczywiście na pewno niesprawiedliwie włożyłyśmy wszystkich Chińczyków do jednego worka, ale przykro, że nie mają nic tybetańskiego, więc jemy jakieś tam kanapki i coś, co przypomina hamburgery.

O 14 już niestety musimy się poddać. Okazuje się, że dziś zezwoleń nie będzie. Odwiedzamy więc znów uliczki tego nooo - starego miasta. Wiola wpada kolejny raz na pomysł szycia ciuchów. Trochę ją brzydko obśmiałam. I przeze mnie nie ma ciucha z Lehu.
Za to znów focimy dzieciaki. Złośliwe potwory :)

Obrazek

Obrazek

I znów rzut oka na handlujących suszonymi morelami i orzeszkami.

Obrazek

Obrazek

No i teraz sesje z babkami, które po całym dniu pracy w polu, jak w każde popołudnie przynoszą plony na sprzedaż.

Ta pani się nam szczególnie podobała. I siedzi przy naszym ;) samolocie. Dla sportowych atrakcji pozwala mi podnieść swój kosz z warzywami. Nie jestem silna fizycznie, to fakt, ale dwa kosze po 30 kg, które sama przyniosła gdzieś tam ze wsi, to nawet nie drgnęły z chodnika kiedy się z nimi siłowałam...
Mój podziw dla kobiet tej ziemi nigdy nie zgaśnie...

Obrazek

Obrazek

A tu pan kumpel pani zapisuje nam jej adres, bo ona nie potrafi pisać (aha - już widzę na co patrzą nasze forumowe sokole oczy :lol: ):

Obrazek

I jeszcze jedna pani

Obrazek

A my wiotkie panienki z miasta trafiamy wreszcie na pocztę, gdzie smarujemy całe łapki okropnym kleiszczem, żeby jakoś przymocować na kartkach śliczne znaczki ze śnieżną panterą! I od razu powiem - kartki doszły do Polski nim my wróciłyśmy!!!

Tu ludzie listy papierowe wysyłają w świat

Obrazek

Tuż za pocztą skręcamy w otwartą bramę, zapraszającą do jakiegoś ośrodka buddyjskiego. Zdejmujemy buty, zostawiając je na schodach i wchodzimy sobie do sali - takiej jakby nowoczesnawej świątyni. Właśnie trwają nauki - gromada głównie starszych ludzi słucha lamy. Urzekają mnie długie warkocze kobiet.

Obrazek

Obrazek

Nie wiemy czy nie przeszkadzamy. Ale nikt nas nie przegania, więc sobie siedzimy, obserwujemy wchodzących (jest jak na filmie "Siedem lat w Tybecie", o którym pisał Mariusz - wchodzący składają ręce, klękają, potem padają na twarz i tak ze trzy razy).

Obrazek
Obrazek

Ośmielone łazimy dyskretnie, cicho, ale jednak nie niezauważalnie po całej sali i tak trochę próbujemy pstrykać. Ale bez lampy, więc tak mi ręka drżała :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zdjęcia ważnych lamów udekorowane

Obrazek

Obrazek

Ciekawe doświadczenie. Dla mnie buddyzm jest nie do pojęcia. A ci starsi ludzie słuchali z ogromnym przejęciem. Zadawali pytania, dyskutowali - i to zarówno mężczyźni, jak i kobiety.

Grzecznie wychodzimy, no i trafia się jakiś taki pokaz akrobatyki ;)

Obrazek

A Wiola przytomnie zauważa - było coś dla ducha, niech będzie i coś dla ciała :) Szukamy znów piwa :D:D:D Wyczytałyśmy, że w jednym z ekskluzywnych hoteli jest dostępne bez problemów. Hotel odnajdujemy, ale piwa coś nam nie chcą dać :) Albo za wcześnie, albo kobitom nie chcą sprzedać, albo nie wiem co.

Popełniamy więc kolejne życiowe błędy - ja zamawiam frappę, a Wiola białą kawę. I mało nie pospadałyśmy z krzeseł. Moja frappa to było chłodne kakao, a Wioli przynieśli gorące mleko i dwie łyżeczki kawy w maleńkim glinianym naczyniu - coby sobie to w tym mleku zaparzyła :D:D:D:D:D:D

Obrazek

Obrazek

Nie ma co eksperymentować :D wracamy do "yes madame" :) Ale po drodze jeszcze jeden bazar. Gdzie ucinamy sobie miłą pogawędkę z pewną strasznie oczytaną Tybetanką. Jestem wstrząśnięta, bo dziewczyna wie, gdzie jest Polska i mówi nam nawet o różnych polskich inicjatywach wspierających Tybetańczyków!!! Kupujemy u niej bransoletki. Będę miała zaraz na ręku na zdjęciu z kolacją, to można rzucić okiem. Bardzo mi się podoba - podróba turkusu rzecz jasna, ale bardzo mi się podoba :D Wiola ma taką z podróbą korala :)

U chłopaków bierzemy: na początek herbatka miętowa, no i imbirowa z miodem

Obrazek

A potem - Wiola bezpieczną pizzę, a ja... :mrgreen: tym razem ryzyk-fizyk - coś z kuchni indyjskiej po raz pierwszy od daaawna! Coś co się szumnie zwie paneer tikka masala!!! I to coś tym razem było pyszne - kawałki jakiegoś sera - grilowane i zapiekane z cebulką i pomidorami w jakimś sosie. Troszkę za ostre jak dla mnie, ale skoro zjadłam, to nie było tak źle!

Obrazek

To jeszcze znane Wam widoki z tarasu

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

O i jeszcze auto wojskowe - z taką jakąś rakietą-szpilą na masce wszystkie armijne jeżdżą

Obrazek

I moi ulubieni budowlańcy

Obrazek

A to widok na dach świątyni, w której byłyśmy

Obrazek

Grzeczny powrót do domu i... Ta daaaam! Nadejszła i dla mnie pewna wiekopomna chwiła - wiadomo co przychodzi znienacka. Powiem Wam, że w moim przypadku nie była to miłość ;):):):):):) Nooooooooo i noc wezwała :) Na szczęście skończyło się na błyskawicznej jednorazowej wizycie.

Teoria Wioli głosi, że za każdym razem jak zje coś z kuchni indyjskiej, to tak się to kończy. Faktycznie wolimy kuchnię tybetańską i każdą inną od indyjskiej!

I tak mili państwo - niby totalnie bezproduktywny dzień - a jednak czegoś się kobity nauczyły :D:D:D:D

I o dżomsie pamiętam i o meczecie też :D:D:D:D A jutro jedziemy w to niebo!
Buber
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3790
Dołączył(a): 11.08.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Buber » 13.01.2010 23:19

No ULA dałaś ognia.
Ledwo przeczytałem o "Dalaylama day" już wyskoczył kolejny odcinek.
Ale to bardzo dobrze - będzie zbiorczy komentarz :) .

Czekałem na opis jakiegoś zakręconego typa z konsumpcyjnej części świata i doczekałem się :lol: . Wygląda na to, że facet palił jakieś ziółko, a w przerwach wąchał własne trampki :wink: .
Szkoda, że zdjęcie Wioli z odwróconymi arbuzami nie zostało opublikowane :wink: , ale nic - to co jest też niczego sobie :D .
A kulinarnie to Księżne Panie sobie dogadzały. Kuchnia polsko - włoska na "Dachu świata"- no czysta globalizacja :wink: .

Indyjska poczta na zdjęciu to siedem w jednym i ... jak działa. Z której z usług korzystałyście ?
Za to indyjskie jedzenie - pomny przestróg będę omijał szerokim łukiem (lub nieco węższym - ale to już ze Stoperanem w drżącej dłoni :wink: ).
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 14.01.2010 08:21

shtriga napisał(a):... Dobrze, że nie ma z nami Lidii i Jacka...

Jak Mogłaś...
:wink: :lol:
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 14.01.2010 09:08

Buber napisał(a):Czekałem na opis jakiegoś zakręconego typa z konsumpcyjnej części świata i doczekałem się :lol: . Wygląda na to, że facet palił jakieś ziółko, a w przerwach wąchał własne trampki :wink:


:lol: :lol: :lol: Eee no - jak jest potrzeba, to jeszcze coś opisze z takich zjawisk :D Zdjęć nie mam bo mi glupio było je im robić. Choć pewnie i tak by nie zauważyli.

Buber napisał(a):Szkoda, że zdjęcie Wioli z odwróconymi arbuzami nie zostało opublikowane :wink: , ale nic - to co jest też niczego sobie :D


W sumie to się za bardzo nie buntowała, jak pytałam czy dać to zdjęcie czy nie. Pomyślałam, że może nie... Ale ponegocjuję i jakby co to uzupełnimy :lol: :lol: :lol:

Buber napisał(a):A kulinarnie to Księżne Panie sobie dogadzały. Kuchnia polsko - włoska na "Dachu świata"- no czysta globalizacja :wink:


Jedzenie tam jest naprawdę strasznie tanie. A ja jakiś francuski piesek nie jestem. Mięsa tam na szczęście za dużo nie dają, więc mogłam pojeść :lol: (oczywiście wszystko poza kuchnią indyjską!!! Chociaż te knajpy, gdzie bywa więcej turystów potrafią zrobić jedzenie tak, żeby ich jeszcze wydelikacone podniebienie świata konsumpcyjnego odwiedziło)

Buber napisał(a):Indyjska poczta na zdjęciu to siedem w jednym i ... jak działa. Z której z usług korzystałyście ?
Za to indyjskie jedzenie - pomny przestróg będę omijał szerokim łukiem (lub nieco węższym - ale to już ze Stoperanem w drżącej dłoni :wink:


Muszę postudiować zdjęcie z pocztą i się wpasować :lol: :lol: :lol:
Co do jedzenia - no podobno każdy tam ma przygodę mniej i bardziej hardkorową :wink: Niektórych okropnie męczy nawet 3-4 dni. I nawet zakładałyśmy, że tyle będziemy miały wycięte z wakacji. Póki co jest w miarę ok. Ze mną nawet jeszcze świetnie, przez Wiole jakoś to szybciej wszystko wylatywało ;) Ale bez większej tragedii. Mi się wydawało, że epizod z tiką bedzie najtragiczniejszy. Wydawało mi się... ;)

Coca-cola codziennie i profilaktycznie łyk wódki przed i po jedzeniu jakoś trzymają człowieka. Ale nie jestem pewna czy uratują do końca. A co do leków, to wiem, że na TE dolegliwości najlepiej pomagają ichnie. Mają tam bardzo dobrze wyposażone apteki i te niby magiczne zielarsko apteczne punkty. Wystarczy pojęczeć gdzie i jak boli i coś tam znajdą :lol: Jeszcze o tym będzie :lol:

JacYamaha napisał(a):
shtriga napisał(a):... Dobrze, że nie ma z nami Lidii i Jacka...

Jak Mogłaś...
:wink: :lol:


Sama nie wiem. Zaćmiło mnie wieczorową porą :lol: :lol: :lol: WYBACZ! :lol:
Lidia K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3519
Dołączył(a): 09.10.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lidia K » 14.01.2010 10:33

shtriga napisał(a):
JacYamaha napisał(a):
shtriga napisał(a):... Dobrze, że nie ma z nami Lidii i Jacka...

Jak Mogłaś...
:wink: :lol:


Sama nie wiem. Zaćmiło mnie wieczorową porą :lol: :lol: :lol: WYBACZ! :lol:


Wieczorową porą już mnie być z Wami nie mogło, bo w tygodniu muszę wcześnie wstawać a spać bardzo lubię i mogę długo, za to teraz JESTEM.

Bardzo fajnie, że dałaś dużo zdjęć z ulicy, nasunęło mi się pytanie widząc spory ruch, czy te ulice są gwarne, ze słyszanymi z różnych stron klaksonami, czy kupujący i sprzedający głośno nawołują, wykłócają się, intensywnie gestykulując. Jakoś nie pasuje mi to do mojego wyobrażenia o spokojnych opanowanych Tybetańczykach.

Te takie okrągłe korzonki u Twojej kobitki za straganu to pewnie biała rzepa? Pytam bo znam tylko czarną z naszych straganów.


Ciekawa jestem czy zdobędziecie przełęcz i z jakim skutkiem. Przy takiej wysokości niewiele jest osób, którym nie dokucza choroba wysokościowa ( np Kinga Baranowska) a pamiętam co się działo z Tobą pod Mulhacenem.
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 14.01.2010 16:34

Tak, tak Lidio - to biała rzepa!!! Dodają ją tu do wszystkiego. Okropny smak :lol:

O naszym znoszeniu wysokości oczywiście będzie - ale luuuuuuzik. W końcu mieszka się już na tych 3 tysiącach tak długo ;) :lol:

A co do ulicy - jest bardzo głośno, gwarno - a to głównie za sprawą aut i motocykli. Jest tego zatrzęsienie (napiszę jeszcze o tym - jak będzie też o dżomsie :lol: ) Nie ma przekrzykiwania się handlujących warzywami. Do sklepików nawołują sprzedawcy tych szalików i innych szmatek. Ale nie jest to jakies takie hałaśliwe straszliwie :).

Hałas to głównie dźwięki motoryzacyjne. A w godzinach szczytu bywa naprawdę strasznie (choć tu chyba szczyt jest na okrągło) - korki - a w nich autobusy z dziećmi, dżipy z turystami, do tego stada autek osobowych, taksówek no i wspomniane hałaśliwe stare enfieldy.
tadeusz2
Croentuzjasta
Avatar użytkownika
Posty: 201
Dołączył(a): 25.05.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) tadeusz2 » 14.01.2010 19:32

Najsampierw i najsamprzód czuję się w obowiązku poinformować, że omawiana tutaj winda jest również we Wrocławiu w jedynym drapaczu chmur w Rynku. Określana jest tutaj, jako winda typu paternoster. Przejażdżka nią góra dół, na okrągło bez wysiadania, co jest surowo zabronione, może pomóc zrozumieć to pojęcie. Ze swojska mogłaby się nazywać łomatko. :D :D :lol:

W dalszych słowach skreślam takie oto motto :
Ciepłego mleka pełna szklaneczka
to pycha, pychotka, pychoteczka.
shtriga napisał(a):Coca-cola codziennie i profilaktycznie łyk wódki przed i po jedzeniu jakoś trzymają człowieka.

Ja dodałbym przed, przed jedzeniem i po, i po jedzeniu i przed spaniem koniecznie. A najbezpieczniej jest to nie jeść tylko zakąszać vel zakanszać.:D :wink:
Ukłony dla Waszych Wysokości.
mariusz-w
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 8375
Dołączył(a): 22.04.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) mariusz-w » 14.01.2010 19:59

shtriga napisał(a): - to biała rzepa!!! Dodają ją tu do wszystkiego. Okropny smak :lol:


Przepraszam za tak trywialne pytanie !

Ale czy "ichnia" rzepa tak różni się smakiem od naszej ?

...czy po prostu z definicji rzepy nie tolerujesz ?


Pozdrawiam
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 15.01.2010 14:14

tadeusz2 napisał(a):W dalszych słowach skreślam takie oto motto :
Ciepłego mleka pełna szklaneczka
to pycha, pychotka, pychoteczka.


TADEUSZ!!! ZAMILCZ Z TAKĄ POEZJĄ :lol: :lol: :lol: :lol: Żart, zart, żart!!! :lool:

tadeusz2 napisał(a):Ja dodałbym przed, przed jedzeniem i po, i po jedzeniu i przed spaniem koniecznie. A najbezpieczniej jest to nie jeść tylko zakąszać vel zakanszać.:D :wink:


:lool: :lool: :lool: Obawiam się, że przy takich praktykach zostałabym tam na wieki. Spaliliby albo Gangesem puścili w dal :lol: A poza tym ponoć na wysokościach nie należy się za bardzo alkoholizować :? :lol:

mariusz-w napisał(a):Przepraszam za tak trywialne pytanie !

Ale czy "ichnia" rzepa tak różni się smakiem od naszej ?

...czy po prostu z definicji rzepy nie tolerujesz ?


Nie żadne tam trywialne pytanie! Zasadnicze! Jedzenie to jedna z podstaw egzystencji!!! :lool: Mariusz - smakuje normalnie i ja też lubię (jak każde zielsko), ale tam to się już czułam jak ten marynarz stary co to żywił się wyłącznie pieprzem, sypał pieprz do konfitury i do zupy mlecznej. Tam tą rzepę/rzodkiew wrzucali gdzie się da. Chyba tylko do lassi nie :lol:
Lidia K
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3519
Dołączył(a): 09.10.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Lidia K » 15.01.2010 14:25

shtriga napisał(a):Tam tą rzepę/rzodkiew wrzucali gdzie się da. Chyba tylko do lassi nie :lol:


Bo rzepa prawdopodobnie pochodzi z Azji i u nas była powszechnie zjadana, (tak jak tam gdzie byłaś) zanim zastąpiono ją....ziemniakami. Dziwne to, no ale przecież ci nasi coś przed ziemniakami jeść musieli. Nie wiem w jakiej postaci, ale może w takiej: obrać rzepę, pokroić w kostkę, obsmażyć na maśle, dodać cynamonu, ponoć rewelacja.
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 15.01.2010 14:46

A widzisz Lidia - święta racja! Coś w tym musi być. No i ta głęboka tuwimowska tradycja skądś się musiała wziąć: "Zasadził dziadek rzepkę. w ogrodzie..." :lol:
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Azja


  • Podobne tematy
    Ostatni post

cron
Ich wysokości - monsunowe księżniczki ;) - Indie 2009 - strona 37
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone